Back to top
Publikacja: 09.10.2022
MAESTRO KABARETU
Historia

Fryderyk Járosy, z nazwiska Węgier, z natury artysta, z zamiłowania Polak to nietuzinkowa postać w pejzażu przedwojennej Warszawy. Mistrz konferansjerki i sceniczne zwierzę, bawidamek i lekkoduch okazał się w chwilach wojennej i emigracyjnej próby charakteru niezłomnym drogowskazem dla wątpiących. 


Piotr Boroń


 Fryderyk Járosy (w środku). Z lewej Julian Tuwim, a z prawej Marian Hemar. Fot. archiwum / PAP/CAF


Był doprawdy obywatelem Europy. Urodzony w Grazu (w 1880 r.), czyli jako obywatel Austro-Węgier rzeczywiście pochodził od ojca Węgra (ziemianina) i matki Austriaczki. Kabaretował z wielkimi sukcesami w Rosji, a czerpał pełnymi garściami z najlepszych naówczas na świecie kabaretów berlińskich. Ożeniony z arystokratką rosyjską Natalią von Wrotnowsky w 1913 roku, wydawał się zakorzeniać w Rosji… Rewolucja październikowa zdruzgotała życie milionom, a w tym rosyjskim artystom, którzy nie chcieli służyć bolszewikom. Przybywszy na tournée do Polski w 1924 roku (kabaret „Siniaja ptica” – „Niebieski Ptak” Jakuba Jużnego), Járosy zakochał się w Warszawie i tu pozostał do wojny. Antoni Słonimski ofiarował się, że nauczy go mówić po polsku, ale ponieważ Járosy już, już miał wchodzić na scenę, więc na początek nauczył go na pamięć konkretnych stwierdzeń, a gdyby go ktoś z publiczności o coś dopytywał, miał wygłosić formułę „Motorniczemu zabrania się rozmowy z pasażerami”. Kiedyś rzeczywiście miał okazję to wygłosić i zrobił tym niebywałą furorę. Miłośnik Polski, której stał się patriotą i obywatelem. Zaciągał z ruska i dogadywał po francusku. Władający świetnie językiem niemieckim, brzydził się niemczyzną, zrażony do niej przez postępowanie okupantów.

KONFERANSJERSKIE BOŻYSZCZE WARSZAWIANEK

Od 1919 roku w stolicy Polski funkcjonował w podziemiach Galerii Luxenburga, czyli przy Senatorskiej 29 teatrzyk Qui Pro Quo. Dość powiedzieć, że tekstów na bieżąco dostarczali mu przede wszystkim Julian Tuwim i Marian Hemar, sporadycznie Jan Lechoń, Antoni Słonimski i Kazimierz Wierzyński, a występowały w nim na co dzień takie gwiazdy jak: Hanka Ordonówna, Mira Zimińska, Zula Pogorzelska, Zofia Terné, Stefcia Górska, Kazimierz Krukowski, Eugeniusz Bodo, Mieczysław Fogg, Adolf Dymsza, Tadeusz Olsza czy Gustaw Cybulski. Gdy więc Járosy zetknął się z nimi, wsiąkł w Qui Pro Quo na dobre i na złe… I jeszcze w sezonie 1924–1925 zabłysnął jako urzekający konferansjer, mówiący z obcym akcentem (co zawsze w Polsce się ceni), ale wyrażający po Polsku perfekcyjnie wszystko, co do rozśmieszenia potrzebne.

Ci, którzy zawsze wiedzą lepiej niż inni, twierdzili, że tak naprawdę urzekła pana Fryderyka Hanka Ordonówna i przycisnąwszy po matczynemu do głośno bijącego serca skłoniła do pozostania w Warszawie. Może i w tym coś było, skoro któryś z wieczorów Járosy rozpoczął słowami „Prouszi panstwa… Przepraszam za swój głos dzisiaj, ale w nocy prosto z łóżka musiałem biec do domu”. Notabene, to jego „Prouszi panstwa…” było nie do podrobienia i wywoływało u publiczności owacje na poczet dalszych delicji. O jego podbojach miłosnych krążyły legendy, ale pożegnania z tymi jedynymi wychodziły mu ponoć jeszcze lepiej niż powitania, a to dlatego, że umiał każdą przekonać, że to nie on ją, ale ona jego porzuca. Z pewnością jednak najlepiej czuł się jako konferansjer i reżyser wieczorów. Być może więc oferta Qui Pro Quo, by był nie tylko konferansjerem, ale i reżyserem, zdecydowała o pozostaniu w Warszawie na lata…

A po 1924 roku znakomite Qui Pro Quo stało się jeszcze znakomitsze, bo jeżeli uświadomimy sobie, które piosenki tam śpiewano, to trudno sobie wyobrazić, że poza Qui Pro Quo w ogóle coś jeszcze istniało: „Gdy zobaczysz ciotkę mą” (1925), „Kiedy znów zakwitną białe bzy” (1927), „Zapomniana piosenka” (1930), „Nasza jest noc” (1930), „Co nam zostało z tych lat” (1930), „Uliczka w Barcelonie” (1930) i tak dalej... Wstępy załatwiało się za pośrednictwem ministrów i generałów. Oni też bronili kabaretu przed zamknięciem za krytykę sanacji, będąc sami jej funkcjonariuszami… A kabaret u szczytu sławy splajtował w 1931 roku z astronomicznym długiem 770 tysięcy złotych, gdy dobra pensja sięgała 200 złotych… Fryderyk Járosy założył też swoje kabarety: Bandę (1 X 1931 r.), Cyganerię (1 IX 1933 r.), Cyrulika Warszawskiego (1 VIII 1935 r.) i Teatr Buffo (5 X 1938).

KONSPIRACYJNY PAMFLECISTA

Wybuch wojny zaskoczył Járosyego w Warszawie w ferworze przygotowań kolejnej premiery kabaretowej „Figara”, która miała się odbyć 2 września, ale działania wojenne udaremniły nawet inaugurację. Zdążył jeszcze tylko pomaszerować z kolegami na sypanie rowów obronnych i zaczęła się wojenna katorga. Pierwszą próbą jego charakteru stała się oferta podpisania listy Volksdeutschów. Odmówił i pozbawił się łatwiejszego życia pod okupacją, a skazał na represje. Już 24 października 1939 roku został aresztowany przez Niemców, ale zbiegł, prowadzony na przesłuchanie. Ukrywał się jakiś czas na terenie warszawskiego getta, a związawszy się z ZWZ i AK, służył walce przeciw Hitlerowi tym, co umiał najlepiej robić – pisał krótkie utwory, które były kolportowane pomiędzy Polakami i drukowane w podziemnych czasopismach lub nawet podrzucane Niemcom (np. naklejane na pociągi, jadące na front wschodni), aby ich uświadomić, jak złej sprawie służą. Ukrywał się pod fałszywym nazwiskiem Franciszek Nowaczek, a teksty podpisywał pseudonimem Efen. W ten sposób rozeszło się po Warszawie i dalej poszło w świat ponad sto tekstów, a do naszych czasów dotrwało około dwudziestu.

Zupełnie inną formą jego działalności było szkolenie Żydów, którzy uciekli z getta, jak mają się zachowywać, by nie wzbudzać na ulicy podejrzeń niemieckich patroli. Szkolenia odbywały się na Ochocie w mieszkaniu Janiny Rechtleben-Wojciechowskiej w dużej kamienicy przy ulicy Filtrowej 68/33, gdzie zamieszkał także Járosy. Były tam i skład broni, i magazyn antyhitlerowskich ulotek i wreszcie warsztaty aktorskie, na których roztrzęsieni ludzie powracali do równowagi, bo musieli odegrać na ulicy najważniejsze role swego życia, by życie ocalić. Gdy wybuchło powstanie warszawskie, mieszkańcy Ochoty zostali przez Niemców wysiedleni. Janina i Fryderyk trafili najpierw (10 sierpnia) do obozu przejściowego w Pruszkowie, a następnie on został wywieziony do Buchenwaldu.

POLSKI EMIGRANT

W początkach kwietnia 1945 roku grupa więźniów wyzwoliła zbrojnie obóz, a Amerykanie wkroczyli 11 kwietnia. Járosy udał się z Polakami do Londynu i zamieszkawszy znów z Janiną, wiódł życie w nędzy. Z czasem udało mu się zorganizować emigracyjne kabarety dla Polaków i zaczęto emitować go w Rozgłośni Polskiej Radia Wolna Europa oraz w Radiu BBC dla Polaków. Za to spotkała go od Rządu PRL kara w 1948 roku. Pozbawiono go obywatelstwa polskiego, które uroczyście nadano mu w 1938 roku.

Zaraz po wojnie, w zdobytym Hanowerze (a potem jeszcze dwukrotnie w tym samym 1945 roku) ukazał się tomik wojennych wierszy pt. „Mein Kampf. Walka z doktorem Goebbelsem”. Był to zbiór satyr i pamfletów, ale i poważnych, refleksyjnych wierszy, które świadczą o tym, jak autor mocno przeżywał wojenny upadek moralny naszej cywilizacji, a szczególnie szerzenie antywartości przez naród, który mienił się forpocztą cywilizacji europejskiej, odwołując się do wybitnych romantyków, naukowców, poetów i kompozytorów.

„Mein Kampf” Járosyego rozpoczynał jego wiersz-manifest, według którego pracował satyrycznie przeciw Niemcom pt. „Hasło”:

Nie ma doprawdy już granic kłamstwa –

Nie ma doprawdy już granic obłudy –

Nie ma doprawdy już granic chamstwa,

Draństwa, zaprzaństwa i nudy.

Przestańmy mierzyć się na myśli szpady –

Brać ich poważnie byłoby grzechem –

Odpowiadajmy na fanfaronady

Drwinami, kpinami i śmiechem!

„Völkischer Beobachter” w październiku 1942 roku zamieścił niniejszy nekrolog oświadczenie pewnej Niemki:

15-tego września padł na wschodnim froncie bohaterską śmiercią dla Führera i Vaterlandu mój ostatni syn Gerard Jurgen von Z… Szedł on śladem swoich dwóch braci. Rolf Heinz von Z… padł w 1940 roku we Francji, Wolfgang von Z… padł w 1941 roku na Krecie. W dumnej żałobie MATKA”.

Fryderyk Járosy zareagował wierszem „Do matki Niemki”, w którym czytamy m.in.:

Leży przede mną stronica z niemieckiej gazety

Cała zasiana nekrologami.

Patrzę na datę. Którego dziś mamy?

Pierwszego września. Rocznica. Blisko mety. […]

W dumnej żałobie?

Była dumna, że trzech synów miała,

Dumna, gdy ich do szkoły odprowadzała,

Dumna, gdy różne krzyże otrzymali,

Dumna, gdy ich teraz ziemi oddali.

O, matko Niemko! Czy będziesz jeszcze dumna

Gdy ci opowiem, co twoi synowie robili

I czym sobie te krzyże wysłużyli

I o czym świadczy ta żołnierska trumna?

Gdy ci opowiem, matko:

Jak 500 bezbronnych Żydów w szopie zamknęli i spalili

Sposób u Niemców nierzadki

Jak młode dziewczęta za patriotyzm rozstrzelali

Szesnastolatki!

Jak księży i pastorów kniplami bili

Tysiączne wypadki

Jak w nieludzkich obozach się nad ludźmi pastwili,

A ludzie ci, matko, też mieli matki!

Nie zrozumiesz wtedy, jeśliś rozumna,

Po co tych chłopców urodziłaś,

Po co ich wiary Chrystusa uczyłaś

I żałoba twa będzie większa, ale mniej dumna!

Fryderyk Járosy umiał wyrzec się na emigracji popularności, którą oferowali mu komuniści w Polsce, gdyby afirmował powrotem nad Wisłę ich rządy. Pozostał w polskim Londynie z takimi wybitnymi Polakami jak Marian Hemar i pozostawał z nim w kontakcie (bez dziwnych pięciu lat wyciszenia). Wyśmiewani przez służalców Moskwy, pozostali niezłomni i wyniośli, do czego mieli moralne prawo. Járosy zmarł nagle w Viareggio we Włoszech w 1960 roku.