Back to top
Publikacja: 19.09.2022
Przegląd prasy znad Wisły Zofii Magdziak
Przegląd prasy

Nie chcemy budować IV Rzeszy – przekonuje Anna Lührmann, minister Niemiec ds. UE, analizując w rozmowie z „Rzeczpospolitą” relacje na linii Warszawa-Berlin. W poniedziałkowych gazetach czytamy również o nowym polskim ambasadorze w Niemczech oraz tym, dlaczego Berlin powinien zapłacić reparacje wojenne.

 

Trudne relacje Berlin-Warszawa

Na łamach „Rz” Anna Lührmann przekonuje, że „za fasadą ataków rządu na Berlin trwa dwustronna współpraca”. – Niemcy są największym partnerem handlowym Polski. Mamy bardzo intensywną współpracę szkół wyższych, wymianę młodzieży. Teraz wspólnie stajemy wobec problemu zanieczyszczenia Odry. Powołaliśmy razem komisję, która jest na dobrej drodze, aby rozstrzygnąć, co się tu tak naprawdę stało. Ale przede wszystkim trwa niezwykle głęboka współpraca naszych społeczeństw obywatelskich – podkreśla minister Niemiec ds. UE. W wywiadzie dziennikarz pyta również Lührmann, czy zgodnie z obawami części polityków rządzącego w Polsce PiS Berlin chce „przekształcić Unię w IV Rzeszę”. – Prawda jest dokładnie odwrotna. Dla nas Unia jest projektem pokoju, który pomaga gwarantować wolność i demokrację na kontynencie europejskim. Dlatego, z głębokiego przekonania i z pełnym zaangażowaniem, wspieraliśmy poszerzenie Unii w 2004 roku – zapewnia w odpowiedzi minister. – Pamiętam, jak 1 maja, w tym radosnym dla Europy dniu, byłam na moście łączącym Słubice i Frankfurt nad Odrą. Czułam, że jednoczymy coś, co zawsze powinno było być zjednoczone – stwierdza Lührmann. Również o relacjach Warszawa-Berlin pisze „Dziennik Gazeta Prawna”, analizując powołanie nowego polskiego ambasadora w Niemczech. „Nowy ambasador [...] ma zainteresować niemiecką opinię publiczną tematem reparacji. Dariusz Pawłoś oficjalnie pojedzie za Odrę najpóźniej na przełomie roku” – czytamy. „Jego kandydatura nie budzi w Niemczech większych kontrowersji, a w Polsce uchodzi on za jednego z lepszych ekspertów od relacji z zachodnim sąsiadem" – opisuje dalej „DGP", relacjonując, że początek pracy Pawłosia przypadnie w trudnym okresie negocjacji wsparcia dla Ukrainy i odpowiedzi Rosji w ramach Unii Europejskiej. Jednocześnie, jak zapewnił podczas wysłuchania przed sejmową komisją spraw zagranicznych przyszły ambasador, kwestia reparacji wojennych jest tematem, który zamierza podejmować w dialogu ze stroną niemiecką. Z informacji „DGP" wynika, że Pawłoś nie ma prowadzić rozmów w tej sprawie, ale być odpowiedzialny za zainteresowanie tematem niemieckiej opinii publicznej i władz.

 

Niemcy zapłacą Polsce?

O tym, jak Polska podchodzi do kwestii odszkodowań za szkody wyrządzone w okresie II wojny światowej, na łamach tygodnika „Sieci" mówi również historyk z UJ i współtwórca raportu o stratach wojennych prof. Konrad Wnęk. Jak podkreśla ekspert, opublikowany 1 września br. raport w tej sprawie powstał w oparciu o fakty i jest dobrym punktem wyjścia do rozmowy. –  Jeśli ktoś coś ukradnie komuś w Niemczech i ucieknie z tym do Polski, i tutaj się tą własnością posługuje, to prawo międzynarodowe nakłada na nas obowiązek ścigania złodzieja i zwrotu zagrabionej rzeczy właścicielowi. A Polska została z premedytacją i w sposób metodyczny przez Niemców ograbiona – podkreśla prof. Wnęk. – Dlaczego oni nie mieliby wywiązać się także ze swoich ówczesnych zobowiązań i nie zwrócić tej gotówki? Albo nie zapłacić po prostu za coś, co tutaj zniszczyli? – dodaje historyk. Jednocześnie współtwórca raportu o szkodach wojennych podkreśla, że największym problemem w dyskusji jest niewiedza o skali szkód, które Niemcy wyrządzili Polakom. – Podczas długiej edukacji historycznej, także specjalistycznej, nie dowiedziałem się o wielu sprawach, o których piszemy w raporcie. II wojna światowa jest postrzegana w Polsce przez pryzmat historii politycznej, a nie historii gospodarczej. Minęło tyle lat, a nie ma ani jednego podręcznika do historii gospodarczej Polski 1939–1945. Taka książka dopiero powstaje – dodaje prof. Wnęk.

 

Kanclerz Scholz pod ostrzałem

Dzienniki piszą także o presji na niemieckie władze ws. przekazania Ukrainie kolejnych dostaw broni. „Już nie tylko opozycja i koalicjanci, ale też ambasada amerykańska i szefowa Komisji Europejskiej domagają się od Scholza zgody na wysłanie czołgów Ukrainie" – czytamy w „DGP". „Niemcy przyśpieszają z zaopatrzeniem ukraińskiej armii […] co nie oznacza, że Berlin okazuje już pomoc adekwatną do swych możliwości. W dodatku to, co czyni, robi pod wyraźną presją” – podaje „Rz”, pisząc o potrzebach Kijowa. „Prawda ta powoli przebija się w Berlinie. Nie mieszczą się w niej ukraińskie apele o dostarczenie leopardów. I to właśnie w sytuacji, gdy jest szansa na utrwalenie sukcesów ukraińskiej armii w Donbasie” – czytamy.

Decyzje w zakresie wsparcia dla Kijowa mają bowiem szczególne znaczenie właśnie w kontekście trwającej ukraińskiej kontrofensywy. „Rosjanie jeszcze nie przegrali, ale są w odwrocie. Putin chciałby być nowym Stalinem, >>pogromcą faszyzmu<< i >>zgniłego Zachodu<<, jednak po klęsce charkowskiej bliżej mu do Mikołaja II. Co władca Kremla może i zamierza zrobić, żeby uniknąć losu ostatniego cara?” – pisze na łamach tygodnika „Do Rzeczy” Maciej Pieczyński, analizując opcje, jakie ma Kreml, w tym powszechną mobilizację czy zamrożenie konfliktu. Jak podkreśla Pieczyński, najpewniejszy wydaje się jednak scenariusz, w którym Putin zrobi wszystko, aby utrzymać władzę. „Trochę eskalując sytuację na froncie, prężąc w ten sposób muskuły. Trochę zwiększając cichą mobilizację w nadziei, że w końcu uda się odepchnąć Ukraińców i przeprowadzić choćby jakieś jedno referendum i zamknąć usta krytykom. A trochę dusząc wewnętrzne oznaki buntu. Dopóki nie wprowadzi powszechnej mobilizacji, dopóty buntu nie będzie. A dopóki nie sięga po walizkę atomową, dopóty potencjalni spiskowcy nie będą ryzykować przewrotu. Bo co potem?” – podkreśla dziennikarz.

 

„Łukaszenka uderza w Polskę”

Uwagę zwraca również tekst Michała Potockiego na łamach „Dziennika Gazety Prawnej”, w którym czytamy o antypolskiej kampanii na Białorusi. „Władze w Mińsku zorganizowały uroczystości z okazji Dnia Jedności Narodowej, wprowadzonego dla upamiętnienia radzieckiej agresji na Polskę, która w oficjalnej historiografii jest określana mianem zjednoczenia Białorusi. Alaksandr Łukaszenka wykorzystał obchody dla kontynuacji antypolskiej kampanii” – opisuje dziennikarz. Jak przypomina „DGP”, od czerwca zniszczono mogiły i tablice pamiątkowe w co najmniej 15 lokalizacjach. Ostatnia taka akcja została przeprowadzona 25 sierpnia w Surkontach. Ponadto białoruskie władze uderzają w działaczy polskiej mniejszości oraz ograniczają możliwość nauki w polskich szkołach. „Zlikwidowano dwie ostatnie polskie szkoły państwowe, które od tego roku szkolnego zostały przekształcone w placówki rosyjskojęzyczne. Władze zapowiadają dodatkowo ograniczenie praw posiadaczom Karty Polaka” – podaje dziennik.