Back to top
Publikacja: 15.08.2022
Bitwa Warszawska w 1920 roku zdecydowała o losach Europy. Bez pomocy Bratanków moglibyśmy jej nie wygrać
Historia

Kilkadziesiąt wagonów, a w nich aż 22 miliony pocisków dla polskich żołnierzy. Cenny transport z Węgier do Skierniewic dotarł 12 sierpnia 1920 roku. Wielu historyków uważa, że gdyby nie stanowcza postawa węgierskiego hrabiego Pála Telekiego, moglibyśmy nie móc świętować dzisiaj Cudu nad Wisłą.


Wystawa nt. pomocy węgierskiej podczas wojny polsko-bolszewickiej 1920 roku na dworcu kolejowym w Skierniewicach, w 2020 roku. Fot. Roman Zawistowski / PAP


Stawka bitwy była niezwykle wysoka: walka toczyła się o przyszłość europejskiej cywilizacji, ponieważ Rosjanie dążyli do przeniesienia „ognia rewolucji” na Zachód. 

Obrona bez amunicji?

W sierpniu 1920 roku na przeciwko siebie stanęły dwie armie. Według szacunków historyków siły polskie liczyły około 121 tys. żołnierzy piechoty i artylerii oraz 9,3 tys. żołnierzy kawalerii, a nacierające wojska bolszewików 125 tys. żołnierzy piechoty oraz 7,5 tys. żołnierzy kawalerii. Polacy mieli również przewagę sprzętową nad armią Michaiła Tuchaczewskiego.

Generał Kazimierz Sosnkowski, wówczas członek Rady Obrony Państwa, szacował w lipcu 1920 roku, że do połowy sierpnia Wojsku Polskiemu skończy się amunicja. Odrodzona Polska nie miała jeszcze rozwiniętego własnego przemysłu zbrojeniowego. Kupno naboi tuż po wielkiej wojnie wcale nie było zaś takie proste. Londyn był oporny w rozmowach, bo liczył na nawiązanie relacji z bolszewikami. Wielka Brytania próbowała również narzucić Polsce pokój na bolszewickich warunkach.

Dobre warunki zakupu amunicji Polakom udało się wynegocjować w Paryżu, ale francuskie dostawy broni były blokowane przez władze czechosłowackie, które – podobnie jak rząd brytyjski – liczyły na ustalenie dobrych relacji z nowymi władzami w Moskwie. Transporty mogły jeździć przez Rumunię, ale potwornie wydłużało to czas dojazdu. Nieprzychylne czy wręcz otwarcie wrogie Polsce stanowisko zajmowały również rządy: litewski – który zawarł traktat z bolszewikami – oraz niemiecki.

Poza geopolityką sytuację komplikowali zagraniczni sojusznicy bolszewików, którzy potajemnie lub jawnie wspierali w prasie antypolską propagandę. Hasła „Ani naboju dla pańskiej Polski” oraz „Ręce precz od Rosji” wykrzykiwali strajkujący robotnicy w różnych krajach Europy, przekonywani przez komunistów, że odrodzona Polska stoi na drodze realizacji idei „sprawiedliwości społecznej” i przejęcia władzy przez proletariat.

Pál Teleki – premier Węgier, przyjaciel Polski

Z pomocą Polakom przyszedł hrabia Pál Teleki, który na własnej skórze doświadczył, jaki porządek chcą zaprowadzić bolszewicy, gdy w marcu 1919 roku władzę nad Dunajem przejęli socjaldemokraci oraz komuniści i proklamowana została Węgierska Republika Rad. 

Teleki aktywnie działał po stronie antykomunistycznej zarówno jako minister spraw zagranicznych w „białym” rządzie w Segedynie, jak i – już po obaleniu komunistycznych rządów – w rządzie w Budapeszcie. Węgry, które w wyniku podpisanego 4 czerwca 1920 roku traktatu w Trianon straciły 71,5 proc. dawnej powierzchni kraju, znajdowały się w tragicznej sytuacji. Hrabia Teleki  zdawał sobie sprawę, że jednym ze sposobów na wyjście Węgier z międzynarodowej izolacji może być zaangażowanie w walkę z bolszewikami. Tysiącletnia przyjaźń polsko-węgierska ułatwiała zaś rządowi w Budapeszcie przyjście z pomocą wojskową polskim wojskom. 

„Oto widzimy naród polski, który przez wieki był nam bratnim narodem w walkach ze Wschodem, a który i dziś tak samo bohatersko toczy tę walkę, jak po wielekroć w przeszłości bohatersko stawiał czoła przeważającym siłom wrogów. My z naszej strony możemy tylko żałować, że w tej chwili nie jesteśmy w stanie pospieszyć mu z pomocą. Ale i my, ile tylko mamy dziś sił i znaczenia w Europie, z całą mocą żądamy, aby Europa wsparła Polskę – w interesie Polaków, nas samych i we własnym interesie Europy. Przez stulecia byliśmy chorążymi Europy i chrześcijaństwa. W zmaganiach tych będziemy Polakom wiernymi towarzyszami i również dziś uczynimy wszystko, aby uważano tak na Zachodzie, my zaś udzielimy im wszelkiej możliwej pomocy” – przekonywał hrabia Pál Teleki, gdy 19 lipca 1920 roku obejmował po raz pierwszy urząd premiera Węgier.

Kilkanaście dni wcześniej, 8 lipca 1920 roku węgierski minister spraw wojskowych gen. dyw. István Sréter nakazał przekazać Polsce w trybie natychmiastowym cały zapas amunicji armii węgierskiej i zarządził, by przez następne dwa tygodnie fabryka amunicji Manfreda Weissa (potocznie zwana również Csepel Művek) pracowała wyłącznie na potrzeby Polski.

Dostawa tuż przed bitwą

Polskie władze zamówiły w zakładach Manfreda Weissa mieszczących się na wyspie Csepel dostawy łącznie ponad 40 mln sztuk nabojów do karabinów Mannlicher i Mauser. Pomoc tę próbowała zablokować ententa, która wprowadziła oficjalny zakaz eksportu amunicji do Polski, wynikający z postanowień traktu rozejmowego. Dopiero po stanowczej interwencji Polaków u Francuzów blokadę zniesiono.

Tuż przed decydującą o losach świata bitwą 12 sierpnia 1920 roku na skierniewicki dworzec wjechał – pokonując długą, okrężną trasę przez Rumunię oraz Lwów – pierwszy pociąg po brzegi wypełniony amunicją i bronią od Węgrów. Za ponad 20 milionów nabojów do austriackich karabinów Mannlicher oraz 20 tysięcy sztuk pocisków artyleryjskich, Polska zapłaciła Węgrom dostawami węgla. Transport uzbrojenia dotarł w kluczowym momencie, bo czerwonoarmiści atakowali już przedpola Warszawy, a wielu polskim żołnierzom zostało wówczas w zapasie ledwie po kilkanaście naboi. Zaledwie dzień po odebraniu węgierskiej amunicji rozpoczęły się już zacięte walki pod Radzyminem oraz Ossowem. 

„Nie wiem, czy obecnie świętowalibyśmy Cud nad Wisłą, gdyby 12 sierpnia, a więc na kilka dni przed decydującymi starciami, do Skierniewic nie dojechał pociąg z 22 mln sztuk amunicji z Węgier” – mówił przed rokiem w wywiadzie dla portalu Kurier.plus Grzegorz Łubczyk, były ambasador Polski w Budapeszcie, znawca relacji polsko-węgierskich. „Wiele wskazuje, że bez tej pomocy nie bylibyśmy w stanie odeprzeć bolszewików spod Warszawy, bo nie było czym strzelać” – podkreślał dyplomata i dziennikarz.

Węgrzy – jedyny naród, który naprawdę chciał pomóc

Wygrana polskich żołnierzy na niemal dwie dekady zapewniła Polsce niepodległość, a jednocześnie uchroniła Europę Zachodnią przed bolszewicką nawałą.

Węgierski historyk i absolwent Uniwersytetu Jagiellońskiego Endre László Varga w wydanej w 2016 roku książce „Dwa bratanki. Dokumenty i materiały do stosunków polsko-węgierskich 1918–1920” cytuje zapis słów gen. Tadeusza Rozwadowskiego, szefa Sztabu Generalnego Wojska Polskiego w czasie Bitwy Warszawskiej, które padły w rozmowie z szefem węgierskiej misji wojskowej w Warszawie płk. Józsefem Takách-Tolvayem: „Zapamiętaj sobie, że my nigdy nie zapomnimy Węgrom tego szlachetnego zamiaru, z jakim chcieli służyć nam szczerą pomocą w najcięższych dla nas chwilach. [...] Byliście jedynym narodem, który naprawdę chciał nam pomóc – stwierdzał Rozwadowski – wsparcie Francuzów nadeszło dopiero po wielkich naciskach, a nawet wtedy, jakież to było wsparcie? Anglicy układali się przeciw Polsce z Litwinami i Niemcami, ci ostatni z kolei zmawiali się z Czechami”.

Bitwa Warszawska została zaliczona do osiemnastu wielkich bitew, które zdecydowały o losach świata – dyplomata Edgar Vincent D’Abernon dodał ją bowiem do listy piętnastu decydujących bitew świata opublikowanej w 1851 roku przez brytyjskiego historyka Edwarda Sheparda Creasy’ego (D’Abernon dodał do niej nie tylko Bitwę Warszawską, ale również Bitwę pod Marną z września 1914 roku, która powstrzymała marsz Niemców na zachód i zdobycie Paryża oraz Bitwę pod Sedanem, podczas której 1 września 1870 roku Napoleon III poniósł klęskę w walce z Prusami).

Od 2020 roku w Skierniewicach o węgierskim transporcie z amunicją przypomina pomnik, który upamiętnia pomoc narodów Europy dla Polski walczącej z najazdem bolszewików: znajdują się na nim marszałek Józef Piłsudski, hrabia Pál Teleki, generał Charles de Gaulle oraz Symon Petlura. W Bitwie Warszawskiej w obronie Europy przed bolszewizmem Polakom pomagali bowiem Węgrzy, Francuzi, Ukraińcy, Białorusini, Amerykanie czy Rumunii. Trudno przecenić zasługi Węgrów, a zwłaszcza dwukrotnego premiera Węgier (w latach 1920–1921 oraz 1939–1941) Pála Telekiego. To właśnie on przed kluczową dla przyszłości Polski bitwą wyraził zgodę na transporty z amunicją i wyposażeniem wojskowym. W 2001 roku hrabia Teleki został pośmiertnie odznaczony Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Zasługi Rzeczypospolitej Polskiej. 

(JAP)