Back to top
Publikacja: 08.08.2022
Przegląd prasy znad Wisły Zofii Magdziak
Przegląd prasy

„W relacjach z Unią wykazaliśmy maksimum dobrej woli, poszliśmy na kompromisy, ale widać, że nie o to tu chodzi”  – tłumaczy na łamach tygodnika „Sieci” prezes PiS Jarosław Kaczyński, odnosząc się do sporu na linii Warszawa-Bruksela.


Kaczyński: Dalej cofać się nie możemy i nie mamy gdzie

W rozmowie z tygodnikiem lider partii rządzącej krytycznie ocenia działania Brukseli, przypominając o niedotrzymywaniu słowa przez unijne instytucje. „Coraz bardziej jest oczywiste, że tu nie ma sensu zważać na Unię Europejską, bo ona i tak ma inny plan. Unia nie wykonuje swoich obowiązków wobec Polski, nie przestrzega żadnych reguł. W tej sytuacji nie mamy powodów brać pod uwagę jej zastrzeżeń, które nie mają żadnych podstaw traktatowych, które nie mają nic wspólnego z praworządnością. Odwrotnie – są ochroną łamania praworządności przez rozgrzanych politycznie sędziów, łamiących polskie ustawy, polską konstytucję” – podkreśla Jarosław Kaczyński. Polityk w wywiadzie wprost stwierdza też, że jego zdaniem unijne instytucje chcą „złamać Polskę i zmusić do pełnej uległości” wobec Berlina.

Wymieniając kolejne kontrowersyjne decyzje i działania Brukseli, lider PiS wskazuje: „To wszystko razem powoduje, że nie mamy już gdzie się cofnąć. Wykazaliśmy maksimum dobrej woli, poszliśmy na kompromisy, ale widać, że nie o to tu chodzi. Jeżeli wygramy, stosunki z Unią Europejską będziemy musieli ułożyć po nowemu”. – Nie może być tak – i nie będzie – że Unia wobec nas nie uznaje traktatów, porozumień, umów. Nawet wyroków TSUE, który jasno stwierdził, że w przypadku sędziów powołanie przez prezydenta zamyka temat, nawet jeśli ktoś ma jakieś wątpliwości. Sami to orzekli i nic to nie zmienia – pani von der Leyen wrzuca żądania możliwości podważania decyzji jednego sędziego przez drugiego. Tego nie możemy zaakceptować, bo to oznaczałoby całkowity chaos w polskim państwie – podkreśla polityk.

Unia Europejska i praworządność

Niemniej stanowczo o działaniach Brukseli wypowiada się na łamach „Do Rzeczy” jeden z najważniejszych polityków w rządzie – minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro. – Bieg wydarzeń potwierdził diagnozy Solidarnej Polski. Mówiliśmy, że Unia Europejska cynicznie rozgrywa tę sprawę, dążąc do osłabienia państwa polskiego. Krótkoterminowym celem jest obalenie demokratycznie wybranej przez Polaków władzy i wymiana na polityków, takich jak Donald Tusk, którzy będą lojalnie realizować interesy Brukseli i Berlina, a nie polskie – stwierdza wprost polityk. Jak tłumaczy Ziobro, długoterminowym celem takich działaniach jest przebudowa UE w jedno państwo. – Pod – to cytat – niemieckim nadzorem. Pamięta pan, kto to powiedział? Niemiecki komisarz UE Günther Oettinger  – przypomina prowadzącemu wywiad dziennikarzowi minister sprawiedliwości. – Gdy Zjednoczona Prawica przejmowała rządy, oświadczył (Oettinger  - red.) wprost, że Polskę trzeba postawić pod nadzorem. Zareagowałem wtedy ostrym listem do niego, wskazując, że tego rodzaju słowa, zwłaszcza wypowiadane przez niemieckiego polityka, budzą wśród Polaków jak najgorsze skojarzenia – dodał polityk.  W rozmowie z „DR” przyznaje też, że nie wierzy w zmianę myślenia elit unijnych. – One są tak zepsute, że nie należy się po nich spodziewać niczego dobrego. Musimy przewartościować naszą politykę wobec UE. Unia stopniowo zmienia się w upiorną karykaturę wspólnoty równych i niezależnych państw, do której wstępowaliśmy. Brońmy Unii jako wspólnoty współpracujących ze sobą suwerennych państw. Powinniśmy powiedzieć „dość” ingerencjom w nasze sprawy – podkreśla Ziobro.

O sporze na linii Warszawa-Bruksela mówi także w wywiadzie dla „Dziennika Gazety Prawnej” pierwsza prezes Sądu Najwyższego Małgorzata Manowska, która krytycznie podchodzi do działań przewodniczącej Komisji Europejskiej Ursuli von der Leyen i przyznaje, że nie widzi drogi wyjścia z trwającego impasu wokół polskiego sądownictwa na linii rząd-Komisja Europejska. Chodzi o niedawną wypowiedź szefowej KE, która stwierdziła, że KPO nie ruszy bez rozwiązania sprawy sędziów, a wprowadzone dotychczas przez polskie władze zmiany nie satysfakcjonują unijnej organów. – Komisja Europejska przekroczyła czerwoną linię, np. żądając, by każdy sędzia w Polsce mógł po uważaniu kontrolować status innego sędziego. Nie wiem, czy szefowa KE legitymuje się wykształceniem prawniczym, ale jej słowa traktuję jako pewien lapsus, przejęzyczenie – podkreśla Manowska w rozmowie z „DGP”. Zapytany o możliwość porozumienia się z przedstawicielami UE, pierwsza prezes Sądu Najwyższego stwierdza natomiast: „Kompromis wymaga dobrej woli dwóch stron, a tego w tej chwili nie dostrzegam. Jakiekolwiek oznaki porozumienia są torpedowane przez radykalne jednostki. Mimo to będę wciąż – jak dotychczas – podejmowała starania, żeby do kompromisu doszło”.

Wielkie zakupy dla polskiego wojska

Polskie gazety i serwisy informacyjne bacznie przyglądają się też decyzjom resortu obrony, który w ostatnich miesiąc informuje o kolejnych zakupach wyposażenia dla polskiego wojska. „Minister obrony narodowej zatwierdził właśnie zamówienia z Korei Południowej dla polskiego wojska zakup blisko tysiąca czołgów K2, ponad 600 samobieżnych haubic K9 oraz 48 lekkich myśliwców FA-50. MON nie podał, jaka będzie wartość kontraktu, ale koreańscy eksperci szacują, że może wynosić równowartość prawie 70 mld zł” – przypomina „Rzeczpospolita”. Jednocześnie dziennik podaje, że zgodnie z przeprowadzonym na ten temat sondażem, plan zakupów broni realizowany przez MON popiera aż dwie trzecie Polaków.

Tymczasem Marek Budzisz na łamach „Sieci” ostrzega: „Decyzja Warszawy o rozpoczęciu współpracy wojskowej z Koreą Południową, delikatnie sprawę ujmując, nie wzbudza w stolicach zachodniej Europy entuzjazmu. Możemy zatem niedługo spodziewać się jak zawsze zmasowanego ataku medialnego i prób przekonania nas, że podjęliśmy złą decyzję”. „Będą podnoszone argumenty o nieprzejrzystości programu zakupów, o naszych nadmiernych ambicjach. Dziesiątki ekspertów będą zapewne porównywać katalogowe parametry koreańskich czołgów i armatohaubic z ich niemieckimi konkurentami” – podkreśla dalej ekspert, zwracając uwagę, że Francja i Niemcy chciałyby jak najwięcej zarobić na rozpoczętym właśnie procesie dozbrajania się państw europejskich.