Back to top
Publikacja: 27.06.2022
Przegląd prasy znad Wisły Zofii Magdziak
Przegląd prasy

Chociaż minęły cztery miesiące od rozpoczęcia konfliktu na Ukrainie, to wojna i jej konsekwencje wciąż zajmują pierwsze strony gazet. W mediach nie brakuje też doniesień o napięciu na linii Polska-Izrael oraz relacjach polskich władz z Berlinem.


Wojna na Ukrainie i widmo głodu

Dziennik Gazeta Prawna”, „Rzeczpospolita” i „Nasz Dziennik” relacjonują ostatnie wydarzenia na Ukrainie, w tym niedzielny ostrzał Kijowa. „Rosyjska armia posuwa się do przodu, zdobywając ostatnie wolne miejscowości obwodu ługańskiego. Ale w niczym nie przybliża to zwycięskiego dla Kremla końca wojny” – pisze „Rz”. „Po zdobyciu Siewierodoniecka – przedostatniego miasta obwodu ługańskiego, które pozostawało pod częściową kontrolą Ukrainy – Kreml podbija stawkę. W ostatnich dniach przybrał na sile rakietowy ostrzał ukraińskich miast, a prezydent Władimir Putin, eskalując napięcie wokół Kaliningradu, obiecał Alaksandrowi Łukaszence dostarczenie na Białoruś zestawów Iskander z głowicami jądrowymi” relacjonuje na łamach „DGP” Michał Potocki.

W rozmowie z „NDz” politolog dr Krzysztof Kawęcki komentuje tymczasem decyzję państw Unii Europejskiej w sprawie przyznania Ukrainie statusu państwa kandydującego do Wspólnoty. Ekspert przyznaje, że wojna ukraińsko-rosyjska przyspieszyła ten proces, ale droga Kijowa do przyjęcia do struktur europejskich może zająć dekady. – O ile proces ten zostanie w ogóle sfinalizowany, bo nie zapominajmy, że ostatnie lata to czas dynamicznie zmieniającej się sytuacji międzynarodowej. Mimo wszystko uważam, że przystąpienie Ukrainy do UE jest realne – podkreśla politolog i dodaje: „Ale będzie to już zupełnie inna Unia niż ta, która jest obecnie. Będzie to twór o wyższym poziomie federalizacji. A już sama Ukraina zostanie poddana daleko idącej transformacji – taka wartość jak suwerenność zostanie już tylko wspomnieniem”.

Na łamach tygodnika „Do Rzeczy” były minister rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski zwraca natomiast uwagę na działania Moskwy, które zmierzają do wywołania kryzysu żywnościowego. – Rosjanie chcieli tę wojnę rozegrać na różne sposoby, również wywołując kryzys żywnościowy na świecie, który w sposób naturalny może przełożyć się na niepokoje społeczne w krajach, gdzie zacznie brakować żywności – tłumaczy  polityk. – Zakładali, że wojna potrwa krótko i uda się bezproblemowo przejąć zasoby Ukrainy. Chodzi zarówno o zasoby kopalne, zakłady przemysłowe, zapasy zbóż i bieżącą produkcję rolną na czarnoziemach [...]. Skoro „blitzkrieg” na Ukrainie nie wyszedł, a Ukraińcy nadal się bronią, to Rosjanie kradną – podkreśla dalej Ardanowski. W wywiadzie były minister przytacza też historie, które opowiedzieli mu ukraińscy rolnicy. – Tam, gdzie wjeżdżają ruskie czołgi, to za nimi podążają lawety. Wszystko, co nadaje się do wywiezienia, co ma jakąkolwiek wartość, jest wywożone. To, czego nie da się ukraść, jest niszczone w myśl zasady „spalonej ziemi”, którą Rosjanie przejęli od Mongołów i stosowali przez wieki. Reasumując, jednym z głównych skutków wojny wywołanej przez Rosję jest rozszerzenie głodu na świecie – relacjonuje polityk.

„Polska kontratakuje?”

Na pierwszych stronach tygodników króluje natomiast spór na linii Warszawa-Jerozolima dotyczący odwołanych izraelskich wycieczek do Polski. Chodzi o przyjazd tysięcy izraelskich licealistów, który tradycyjnie co roku odwiedzają Polskę w ramach wycieczek dziedzictwa kulturowego. „Dla wielu trudnym przeżyciem musi być samo odwiedzenie niemieckich (choć umiejscowionych na naszym terytorium) byłych obozów koncentracyjnych, miejsc, w których masowo mordowano Żydów podczas II wojny światowej. Dodatkowo dzieci i młodzież są separowane od miejscowych, także rówieśników. Wcześniej słyszą (podczas spotkań przygotowawczych), że takie kontakty nie są wskazane, bo tutaj ich się nie lubi, a wręcz nienawidzi, że antysemityzm jest w Polsce codziennością (choć to kompletna nieprawda). Dodatkowego dramatyzmu dodaje fakt, że eskortują ich agenci izraelskich służb z bronią naładowaną ostrą amunicją” – czytamy na łamach „Sieci”. I to właśnie m.in. wspomniana kwestia uzbrojonych funkcjonariusz i ich zachowania (na które skarżyło się wiele osób) jest jednym z punktów, których zmiany chce Warszawa. W odpowiedzi władze w Jerozolimie zdecydowały się odwołać tegoroczne wycieczki. Jak jednak zwraca uwagę Rafał A. Ziemkiewicz w artykule „Polska kontratakuje?”, nie jesteśmy już w sporach z Izraelem i diasporą żydowską na tak przegranej pozycji jak do niedawna. „Czy jednak jesteśmy przygotowani, żeby tym razem, gdy Polska znowu zostanie opluta albo obrzucona rasistowskimi obelgami, zamiast tradycyjnie kłaść uszy po sobie i prosić nieśmiało o sprostowania, zachować się tak, jak zwykle robili to Żydzi – kontratakować mocno i z całą stanowczością?” – pyta dziennikarz „Do Rzeczy”. „Okazja do jasnego postawienia polskich oczekiwań trafi się na pewno; naszą sprawą jest być przygotowanym do jej wykorzystania” – dodaje Ziemkiewicz.

Trudne relacje niemiecko-polskie

O trudnych relacjach na linii Berlin-Warszawa, mówi w wywiadzie dla „Rz” kończący pracę w Polsce niemiecki ambasador Arndt Freytag von Loringhoven. Jak przyznaje dyplomata, od wybuchu wojny relacje ponownie stają się trudniejsze, a sytuacji nie ułatwia zbliżająca się perspektywa wyborów parlamentarnych. –  Obawiam się, że w miarę wchodzenia kraju w kampanię wyborczą może być z tym gorzej – podkreśla  Arndt Freytag von Loringhoven i stwierdza, że polski rząd ma „bardzo wyraźną skłonność do publicznego atakowania Niemiec dla zdobycia przychylności prawicowego elektoratu kosztem dobrych relacji polsko-niemieckich”. – Zadaję sobie pytanie, jakie intencje mają obecne władze w Warszawie? Czy chcą one, aby Niemcy były silnym sojusznikiem Polski, czy też potrzebują nas w roli kozła ofiarnego dla rozgrywania własnych problemów wewnętrznych? To szczególnie niepokojące w dzisiejszych czasach, gdy Rosja stara się wykorzystać każdy podział, jaki rysuje się na Zachodzie – podkreśla dyplomata.