Back to top
Publikacja: 13.06.2022
Rocznica śmierci węgierskiego noblisty

Dziś mija 50. rocznica śmierci wybitnego budapeszteńskiego fizyka i fizjologa, laureata nagrody Nobla w dziedzinie fizjologii lub medycyny Georga von Békésyego. Polskojęzyczna literatura na jego temat jest bardzo skromna. Warto więc przybliżyć jego ciekawą z różnych względów postać.


Piotr Boroń

W 1956 roku z okazji wyboru do Amerykańskiej Narodowej Akademii Nauk Georg von Békésy był ankietowany jak wszyscy członkowie krótkimi pytaniami do publikacji w rodzaju „Who is who?” i na pytanie, co sprawiło, że całym sercem zaangażował się właśnie w tę dziedzinę nauki, odparł, że czysty przypadek. Rzeczywiście, śledząc jego życiorys, dziwimy się, jakimi drogami zmierzał z Budapesztu do Honolulu.

Urodził się w 1899 roku w stolicy Węgier w utytułowanej, szanowanej i zamożnej rodzinie. Jego ojciec Sándor był dyplomatą i to przesądziło o kilku zmianach szkół przez małego Georga. Z matką Paulą towarzyszyli ojcu na placówkach dyplomatycznych i powracali do rodzinnego miasta kilkakrotnie. Poznał przy okazji Monachium, Konstantynopol i Zurych, gdzie zdał egzaminy, zwane dokładnie Maturitätsprüfung, co uprawniało go do studiów. W szwajcarskim Bernie, gdzie jego ojciec był wówczas chargé d’affaires w ambasadzie węgierskiej, studiował chemię i tam otrzymał bakalaureat w 1916 roku. Dalsze nauki uniwersyteckie przerwała mu krótka służba wojskowa, po której, od 1918 roku, już w Budapeszcie, kontynuował studia uniwersyteckie i doktoryzował się w 1923 roku z fizyki. Powrót na Węgry motywowany był względami patriotycznymi. Chciał pomóc ojczyźnie w otrząsaniu się z klęski wielkiej wojny. Pochodząc z zamożnej rodziny, z młodzieńczym zapałem szukał zatem jakiejkolwiek pracy dla dobra Węgier. Zatrudnienie znalazł jako wybitny akustyk w najlepiej wyposażonym wówczas na Węgrzech laboratorium Poczty Węgierskiej, Telefonu i Telegrafu, gdzie pracował do 1946 roku, czyli także przez całą II wojnę światową. Zbliżenie polityczne z Niemcami wykorzystał w latach 1926–1927 do pogłębienia wiedzy w Belinie, gdzie zatrudniony został gościnnie w laboratoriach czołowych wówczas w skali światowej firmach Siemens i Halske. W 1928 roku Békésy opublikował swoją pierwszą i prawdopodobnie najbardziej znaczącą pracę na temat wzorca drgań w błonach ślimaka ucha. Ten właśnie artykuł stworzył fundament pod całą jego karierę. W 1932 roku otrzymał funkcję docenta na Uniwersytecie w Budapeszcie, gdzie w 1940 roku został profesorem fizyki doświadczalnej. Ciężko przeżył niemiecką okupację pod koniec wojny, a sowieckiej już nie mógł wytrzymać i emigrował do Karolinska Institutet w Sztokholmie, gdzie namierzyli go Amerykanie i zaoferowali funkcję profesora w laboratorium psychoakustyki Harvard University. W 1949 roku otrzymał tam specjalną nominację na stanowisko Senior Research Fellow w psychofizyce, co pozwoliło mu później poświęcić się całkowicie badaniom naukowym, zawieszając dydaktykę. Intensyfikacja badań nad mechanizmem funkcjonowania zmysłu słuchu u ludzi doprowadziła w krótkim czasie za jego sprawą do wielkiego postępu wiedzy ludzkiej w tej dziedzinie. Pisma Békésyego o głównych wynikach jego wielu badań nad słuchem na przestrzeni trzydziestu lat 1928–1958 zostały opublikowane w 1960 roku w jednym tomie „Experiments in Hearing”, a on sam doceniony został w 1961 roku w sposób najwyższy, czyli Nagrodą Nobla.


Georg von Békésy w 1961 roku. Fot. domena publiczna


NOBLISTA

Czasem doznajemy wrażenia, że jakieś odkrycie wydaje się banalnie proste, że aż dziwne, dlaczego przez tyle wieków ludzkości nie dołożono starań, by rozszyfrować zagadki, która mówi o jakże ważnej dla nas sprawie. Takie odczucie świadczy o faktycznej wadze osiągnięcia naukowego. Georg von Békésy zajął się funkcjonowaniem ludzkiego ucha. Nie był oczywiście pierwszym, który kilkanaście lat swego życia temu poświęcił, ale jego osiągnięcia po pierwsze stanowiły przełom na tym polu wiedzy, po drugie okazały się bardzo przydatne dla przyjścia z pomocą ludziom z dysfunkcjami słuchowymi, a po trzecie jego wiedza została szybko zaadoptowana przez podręczniki, przez co miliony uczniów na całym świecie spotkały się wprost z wynikami jego fascynujących badań.

Gdy uświadomimy sobie, że mamy w głowie urządzenie wystarczająco czułe, aby zarejestrować odbicie cząsteczki powietrza od błony bębenkowej, a z drugiej strony nasz naturalny aparat słuchowy może wytrzymać uderzenia fal dźwiękowych wystarczająco silnych, aby wprawić ciało w wibracje, to wiedza taka zaczyna wciągać ucznia nawet odpornego dotychczas na naukę biologii. Co więcej, ucho jest zdolne do selektywności, która pozwala na dokładną analizę różnych dźwięków, które określają cechy wypowiedzi mówionej słowem, dźwiękami instrumentalnymi i wokalnymi wyrażeniami we wszechświecie muzyki. Czułość, a zarazem odporność ucha to jeden z cudów natury, zmuszający do głębszego zainteresowania ludzką egzystencją. Von Békésy przekazał nam wiedzę na temat zdarzeń fizycznych we wszystkich strategicznie ważnych punktach układu transmisyjnego ucha. W swoim wykładzie noblowskim błyskotliwie porównał istotę swych badań nad ludzkimi organami słuchu do sprawdzania czystości dźwięku instrumentu strunowego, gdy napinamy go. Pokazał analogię „dwóch końców fali akustycznej”, czyli struny i membrany w uchu. Zażartował przy tym, że to wsłuchiwanie się w dźwięk przy strojeniu instrumentu jest bardziej miarodajne dla geniusza niż słuchanie przez niego choćby i najdłuższej owacji publiczności. Uroczystość wręczenia mu Nagrody Nobla w 1961 roku ożywiła na świecie całą serię badań nad ludzkimi organami słuchu. Ludzkość silniej niż kiedykolwiek zainteresowała się badaniem mechaniki błony bębenkowej, ucha środkowego i łańcucha kości (strzemienia, młoteczka i kowadełka) i w ogóle przewodzenia dźwięku od błony bębenkowej do ucha wewnętrznego. Nawet niechętne mu ze względów politycznych węgierskie władze komunistyczne w związku z jego zawrotną karierą i uznaniem przez świat za geniusza zezwoliły w 1969 roku na przyznanie nobliście doktoratu honoris causa przez Uniwersytet w Budapeszcie.

DRUGA TWARZ NAUKOWCA

Noblista niechętnie mówił o sobie. Już po jego śmierci, w 1974 roku, ukazała się jego krótka autobiografia. Ale i w niej nie rozwodził się nad swoją drugą – obok badań psychoakustycznych – pasją. Było to zamiłowanie do sztuki. Georg von Békésy był samotnikiem. Chociaż przyjazny ludziom, był skryty; niewiele osób znało go blisko, a ci, którzy znali… szanowali jego pragnienie prywatności. Oczywiście, jako człowiek niezwykle inteligentny umiał znaleźć się w sytuacjach, które wymagały publicznej kurtuazji, dobrego humoru i bawienia towarzystwa. Wnikliwiej patrzący widzieli jednak u niego często pewien dystans do toczonych przez innych dyskursów. Bywało tak nawet z całymi konferencjami, w których musiał uczestniczyć. Właśnie z takim zjawiskiem wiąże się pewna anegdota, którą przechował w pamięci jeden z jego bardziej zaufanych współpracowników. Gdy wreszcie po kilku godzinach naukowej nasiadówki, znaleźli się razem z noblistą w jakiejś ustronnej sali, von Békésy chwycił w rękę kredę i wyraziście podsumował na tablicy dorobek naukowy tego dnia, pisząc: zero plus zero równa się zero. Wysoka inteligencja cierpi w spotkaniach z chłamem, bywa więc, że choć w sposób złośliwy rekompensuje sobie stracony czas uszczypliwościami.

Obcowanie z dziełami sztuki, w których odnajdywał błyskotliwy przekaz ich twórców, to była ta odskocznia od kręcenia się mentalnego wokół badanych problemów akustycznych. Ogromna koncentracja nad problemem naukowym musiała być przerywana zachwytem nad artefaktami, więc miał ich przy sobie wiele, choć raczej ukrywał. Zdarzały się w jego laboratoryjnych szufladach, wśród doświadczalnych dokumentacji, a nawet w kieszeniach białych fartuchów laboratoryjnych. Tropił dzieła sztuki dosłownie wszędzie, a może lepiej by było jego pasję opisać jako permanentne otwarcie na twórczość artystyczną innych ludzi. Widać więc pewną logikę w jego niecierpliwości do słuchania mozolnych wystąpień i zachwytach nad gotowymi dziełami sztuki – nudziło go dochodzenie ludzi do celu, a fascynował ostateczny efekt, który odczytywał jako błyskotliwy komunikat. Tak było zarówno z dziełami plastycznymi, jak i muzycznymi. Miał szczęście już od dzieciństwa, dzięki ojcu dyplomacie, obcować z wysokiej klasy artystami i przyzwyczaił się być wybrednym.

Lubił kolekcjonować artefakty i zapisy nutowe. Czasem sam coś komponował. Niestety, jego nomadyczne życie i kolejne hekatomby obu wojen światowych bardzo przetrzebiały jego zbiory. Nawet w okresie amerykańskiej stabilizacji dopadł go ponownie pech utraty kolekcji, gdyż pożar Memorial Hall na Harvardzie strawił większość jego dóbr. On, jak Syzyf, większość niemało zarobionych pieniędzy znów lokował w dziełach sztuki i dużym księgozbiorze. Ostatnie lata życia (od 1966 do 1972 roku) spędził na Hawajach w Honolulu, gdzie stworzono mu lepsze niż na Harvardzie warunki do pracy na Uniwersytecie Hawajskim. W tamtejszej Bibliotece Uniwersyteckiej szukać należy jego zwartej kolekcji literatury naukowej i artystycznej. Wdzięczny Szwedzkiej Akademii Nauk za przyznanie Nagrody Nobla, ofiarował zapisem testamentalnym najwięcej dzieł sztuki ze swej kolekcji do Sztokholmu. Fundacja Nagrody Nobla udostępniła jego zbiory po raz pierwszy zainteresowanym jako wydzielony zbiór 9 grudnia 1974 roku pod tytułem „Georg von Békésy Art Collection”.