Back to top
Publikacja: 21.03.2022
Przegląd prasy znad Wisły Zofii Magdziak
Przegląd prasy

„Jedna zbrodnia wojenna za drugą” – tak sytuację na Ukrainie opisuje na pierwszej stronie „Rzeczpospolita”. Konflikt na wschodzie wciąż jest tematem numer jeden w polskich mediach.


Trzy tygodnie wojny

„Trzy tygodnie po rozpoczęciu wojny przeciwko Ukrainie cele polityczne Kremla nie zostały osiągnięte. Utrzymuje się opór ukraińskich sił zbrojnych, morale społeczeństwa jest wysokie, a bardzo poważne sankcje nałożone przez społeczność międzynarodową na Rosję powodują kryzys gospodarczy i częściową izolację polityczną tego kraju” – relacjonuje Ośrodek Studiów Wschodnich. A analitycy Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych dodają, że „dla dalszego powodzenia obrony Ukrainy kluczowe jest wsparcie państw zachodnich w postaci dostaw broni, pomocy humanitarnej i gospodarczej”.

Przejawem takiego wsparcia była ubiegłotygodniowa wizyta premiera i wicepremiera Polski Mateusza Morawieckiego i Jarosława Kaczyńskiego oraz premierów Czech Petra Fiali i Słowenii Janeza Jansa w oblężonym Kijowie. Politycy spotkali się z ukraińskim prezydentem Wołodymirem Zełenskim i premierem Denysem Szmyhalem. „W tym czasie, kiedy nawet wielu ambasadorów opuściło Ukrainę z powodu wtargnięcia Federacji Rosyjskiej na ogromną skalę na naszą ziemię, ci ludzie, liderzy swoich wspaniałych, niezależnych krajów, nie boją się. Bardziej boją się o nasz los i są tutaj, żeby nas wesprzeć i to jest bardzo mocny, mężny, przyjazny krok – dziękował przybyłym politykom prezydent Zełenski” – czytamy na łamach tygodnika „Sieci”.

Polskie media wprost piszą także o zbrodniach wojennych, których dopuszczają się rosyjskie wojska. „Po zbombardowaniu w środę mariupolskiego Teatru Dramatycznego w niedzielę Rosjanie trafili w budynek liceum artystycznego. Jego piwnice służyły za schron przeciwlotniczy. Przebywało w nim ok. 400 mieszkańców. W niedzielę poinformowano, że na północ od Mariupola, w Kreminnej, rosyjski czołg stanął przed domem starców i otworzył ogień; 56 osób nie żyje” – relacjonuje „Rzeczpospolita”. Jak opisuje dalej na łamach dziennika Andrzej Łomanowski, na zajętych terenach „znikają też radni, dziennikarze, a nawet setki zwykłych mieszkańców, zatrzymanych na punktach kontrolnych”, a rosyjskie wojska starają się na miejsce porwanych przedstawicieli ukraińskich władz umieszczać prorosyjskich działaczy. Ukraińcy odmawiają jednak współpracy z okupantami.

Polska zmaga się kryzysem uchodźczym

Polskie media szeroko opisują sytuację w kraju, gdy do Polski przyjechały już ponad dwa miliony uciekających przed wojną Ukraińców. „Większość z nich została w naszym kraju. Pomagający im wolontariusze, organizacje pozarządowe i samorządy alarmują, że coraz trudniej o zakwaterowanie, wyżywienie, środki medyczne. Słychać apele, żeby ten ciężar częściowo przyjęły na siebie inne państwa UE” – czytamy na łamach „Rz”. Dziennikarka gazety zwraca uwagę, że kraje, które jako pierwsze przyjęły uchodźców – Polska, Węgry, Rumunia i Mołdawia – nie wystąpiły do Komisji Europejskiej o pomoc w relokacji uchodźców. Jak tłumaczy w rozmowie z dziennikiem ekspert z European Police Centre Marie De Somerr – Warszawa, Budapeszt, Bukareszt i Kiszyniów obawiają się, że „kiedy raz o to poproszą, to relokacja na stałe zagości w polityce migracyjnej”.

Tymczasem polskie urzędy wykonują tytaniczną pracę, zajmując się uchodźcami, którzy po przekroczeniu granicy potrzebują pomocy w legalizacji pobytu. „Kolejki przed urzędami, rejestracja wizyt na kilka tygodni wprzód powoduje, że uchodźcy zaczynają składać wnioski w małych miejscowościach”czytamy w „Rz”. Od kilku dni uchodźcy wojenni z Ukrainy mogą bowiem otrzymać w Polsce numer PESEL (unikatowy symbol numeryczny, pozwalający na  identyfikację osoby, która go posiada) i starać się o specjalne zasiłki.

Dziennik Gazeta Prawna” informuje natomiast, że polskie miasta chcą otwierać w szkołach oddziały przygotowawcze, dla nieznających języka polskiego uczniów z Ukrainy. Jak jednak podkreślają dziennikarki „DGP”, tworzenie takich oddziałów to także dodatkowy koszt dla samorządów, które oczekują wsparcia finansowego od władz centralnych. „Dziś w systemie dzieci ukraińskich jest już 54 tys. – mówił w ubiegłą środę minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek. [...] Według szacunków ministerstwa to dopiero 10 proc. dzieci, które zostaną zapisane do szkół w Polsce. Czyli trafi do nich jeszcze blisko 600 tys.” – czytamy tymczasem w tygodniu „Do Rzeczy”.

„Łukaszenka boi się wojny”

Na łamach tygodnika „Do Rzeczy” Maciej Pieczyński pisze, że chociaż „Mińsk jednoznacznie poparł inwazję Rosji na Ukrainę, to najwyraźniej nie zamierza wziąć w niej czynnego udziału”. „Łukaszenka stoi po stronie Putina i jednocześnie próbuje odgrywać rolę rozjemcy. Prawdopodobnie nie ma ochoty nadstawiać karku za swojego patrona” – czytamy. „Wojna na Ukrainie jest wojną w interesie Rosji, nie Białorusi. Mińsk wspierał i wspiera propagandowo Moskwę, ale sam interesu w podbijaniu południowego sąsiada nie ma” – podkreśla dziennikarz, dodając równocześnie, że „nie może być [...] żadnych wątpliwości, po czyjej stronie w tej wojnie stoi Łukaszenka. Jedyna wątpliwość dotyczy skali jego zaangażowania w inwazję rosyjską”.

„Łukaszenka może wysłać na Ukrainę 15 tys. żołnierzy, ale są oni gorzej zmotywowani i wyszkoleni niż armia rosyjska” – relacjonuje natomiast „Dziennik Gazeta Prawna”. Dziennikarze gazety podają jednocześnie, że strona ukraińska jest przekonana, „że w razie wysłania na front duża część Białorusinów zdezerteruje”. „Nie chcą umierać w nieswojej wojnie ani walczyć z Ukraińcami, których większość uważa za bratni naród. Także białoruska opozycja ze Swiatłaną Cichanouską na czele sprzeciwia się udziałowi w wojnie” – czytamy.