Back to top
Publikacja: 20.03.2022
Węgierscy Żydzi ratujący Polaków podczas drugiej wojny światowej
Historia

Z Anną Gallas-Dropińską, autorką książki „Niezapomniani, czyli historia wielu pokoleń jednej rodziny” rozmawia Piotr Boroń.


Węgry, Hatvan Kostèly – dawna siedziba baronostwa Hirschów, którzy w 1939 roku udzielili schronienia 12 polskim uchodźcom, a pośród nich staroście żydaczowskiemu Leonowi Gallasowi. Źródło: domena publiczna


Piotr Boroń: Pani dziadek Leon Gallas zetknął się podczas swej tułaczki z Żydami węgierskimi, którzy otwarli serca dla Polaków, a w 1944 r. spotkała ich zagłada z rąk hitlerowskich.

Anna Gallas-Dropińska: Pierwsze dni wojny w 1939 roku zastały mojego dziadka Leona Gallasa w Żydaczowie (woj. stanisławowskie), gdzie do 17 września pełnił funkcję starosty. Ewakuował się na Węgry dopiero po zamknięciu wszelkich formalności, których musiał dopełnić, opuszczając swój urząd. Wraz z innymi, uchodzącymi przed Niemcami i Sowietami, przekroczył granicę i dotarł w rejon gór Matra (północno-wschodnie Węgry), do niewielkiego miasta Hatvan w komitacie Heves, położonego nad rzeką Zagyva, gdzie wraz z jedenastoma innymi uchodźcami otrzymał wszechstronną pomoc od słynnej hatvańskiej, żydowskiej rodziny przemysłowców noszących nazwisko Hatvany-Deutsch.

Czy pisząc książkę o przodkach, poszła pani tropem węgierskim na tyle, by odkryć historię tego miasta i karierę Hatvany-Deutsch do drugiej wojny światowej?

Tak. Zanim rodzina Hatvany-Deutsch związała się z Hatvan, miasto to miało wielowiekową historię. Pierwsze zapisy mówią o wybudowanym tam przez Rzymian kasztelu, a raczej obozie wojskowym (castrum), który stał się zalążkiem miasta. W 1596 roku było miejscem obrad węgierskiego sejmu, który rozstrzygał spór pomiędzy ówczesnym palatynem Stefanem Batorym a Stefanem Verboczym. W 1746 roku hrabia Antal Grassalkovich wybudował istniejącą do dzisiaj twierdzę. Było też Hatvan w 1848 roku miejscem bitwy, którą pod wodzą Józefa Wybickiego stoczył Legion Polski, gdy wybuchła przeciw Habsburgom węgierska Wiosna Ludów. Później miasto nieco podupadło, ale od początków XX wieku nastąpił jego błyskawiczny rozwój, wywołany inwestycją rodu Hatvany-Deutsch, którą była budowa cukrowni. Do Hatvan napływali greccy, włoscy, czescy, niemieccy i żydowscy osadnicy, znajdujący tam zatrudnienie, a wrodzona Węgrom gościnność wywoływała szybką ich asymilację.

Rodzina Hatvany-Deutsch z pokolenia na pokolenie była największym pracodawcą, jak okiem sięgnąć, a ich pozycję społeczną potwierdził tytuł baronów, który otrzymali w początkach XX wieku od cesarza Franciszka Józefa, czyli na koniec monarchii austro-węgierskiej. Ich posiadłość to był prawdziwy pałac, ale – jak to często w tamtych czasach – nie służący tylko rodzinie, ale wybitnym osobistościom z szerokiej okolicy jako miejsce życia kulturalnego i rezerwuar literatury w wielkiej bibliotece. Hatvany-Deutsch znani byli jako mecenasi sztuki. Ich zamówienia stawały się ich prywatną własnością, upiększały pałac, ale równocześnie zasilały portfele artystów. Hatvany-Deutsch byli zatem przywódcami społeczności, którzy dzięki swym zdolnościom organizacyjnym i dobremu smakowi dawali bogacić się ludziom – a najbardziej tym bardziej pracowitym i uzdolnionym. Dziś powiedzielibyśmy, że ich posiadłość to był dom kultury i centrum zarządzania okolicznym przemysłem. Tu – jak do starożytnego Rzymu – prowadziły zewsząd drogi (również kolejowe), którymi spływały buraki cukrowe od setek, może tysięcy rolników, a stąd wywożono we wszystkie strony świata cukier, który był symbolem życiowej słodyczy. Dlatego nazwa Hatvan tak dobrze kojarzyła się przed wojną na Węgrzech i poza granicami. Etykieta Hatvan to było coś!

Międzynarodowe środowisko Hatvan ułatwiało przyjęcie jeszcze i Polaków…

Polscy uchodźcy mogli liczyć na serdeczną opiekę nie tylko ze strony baronostwa, lecz także władz lokalnych i mieszkańców oraz ich organizacji, a wszystko to rozpoczęło się, jeszcze zanim premier Węgier Pál Teleki zorganizował na początku 1940 roku wraz z ministrem spraw wewnętrznych (Ferencem Keresztes-Fischerem) „Program przygotowania miejsc dla uchodźców” i zanim w IV Departamencie Ministerstwa kierownictwo w „Biurze ds. Uchodźców” objął wielki przyjaciel Polaków József Antall. Ten ostatni powołał dodatkowo do życia „Komitet Obywatelski do spraw Opieki nad Uchodźcami Polskimi na Węgrzech”.

Naturalna serdeczność hatvańczyków wyprzedziła jesienią 1939 roku opisane działania. Być może miało na nią także wpływ wyraziste stanowisko, jakie 24 lipca 1938 roku zawarł w swej odpowiedzi na żądania Adolfa Hitlera premier Pál Teleki, który wraz z regentem Miklosem Horthym odrzucił możliwość przejazdu niemieckich wojsk przez Węgry w kierunku Polski oraz zagroził zaminowaniem wszystkich tuneli na trasach kolejowych. Później, w 1939 roku, mimo że Węgry były sprzymierzone z Niemcami, oświadczył, że „Królestwo Węgier nie przyłoży ręki do niemieckiej napaści na Polskę” oraz wspierał od pierwszej chwili cichą ewakuację żołnierzy i cywilów polskich z węgierskich obozów dla internowanych do Francji.

Jak długo Polacy z Leonem Gallasem tam przebywali i jak wyglądało ich codzienne życie?

Przez prawie rok baron Albert Hirsch, przemysłowiec, filantrop i mecenas sztuki, który w wyniku lubu z przedstawicielką rodu Hatvany-Deutsch stał się także udziałowcem spółki cukierniczej, i jego żona Irén (będąca córką barona Sándora Hatvany-Deutsch oraz siostrą największego na Węgrzech kolekcjonera sztuki – barona Ferenca i pisarza barona Lajosa) gościli w swoim pałacu polskich uchodźców, dając im pełne utrzymanie oraz nieograniczony dostęp do zbiorów bibliotecznych oraz odbiornika radiowego, będącego jedynym źródłem informacji o wydarzeniach wojennych nadawanych z Anglii, Francji, Włoch i Niemiec. Hirschowie oraz pozostali członkowie rodziny Hatvany-Deutsch zapraszali ich na uroczystości rodzinne i święta oraz obdarowywali każdego z nich winem, z którego słynęły i słyną tamte okolice.

Wśród pozostałych mieszkańców Hatvan Polacy cieszyli się sympatią i opieką miejscowych władz i organizacji. Harcerze  przygotowali dla nich upominki mikołajowe. W paczkach uroczyście wręczanych Polakom 6 grudnia przez ucharakteryzowanego na św. Mikołaja hatvańczyka znalazło się po kilkanaście papierosów, skarpety, chustki do nosa, garść cukierków, amerykańskie orzechy i dwa chlebki świętojańskie. Urząd starosty dodał od siebie pomarańcze i różnorodne łakocie. To samo powtórzyło się przed Wigilią, a w styczniu 1940 r. po raz pierwszy Komitet Antalla przysłał dla każdego cywila Polaka po 20 pengö, co pozwoliło planować początek korespondencji z bliskimi w kraju oraz skorzystać z usług fryzjera. Lokalna społeczność zaprzyjaźniła się z uchodźcami. Zapraszani byli na różne imprezy sportowe i towarzyskie. Uczestniczyli w nabożeństwach i mszach, próbach miejscowego chóru, oglądali spektakle teatralne.

Ten prawie sielski obraz pierwszych miesięcy emigracji powoli dobiegł końca. Po kolei opuszczali serdecznych gospodarzy, bo otrzymywali skierowanie do innych miejsc (działał już w pełni zorganizowany przez Antalla system opieki). Mój dziadek Leon Gallas opuścił Hatvan ostatni. Jego nowym miejscem pobytu był Balatonfőldvár, a później Budapeszt, gdzie znalazł się w otoczeniu byłego wodza naczelnego, marszałka Edwarda Śmigłego-Rydza i dane mu było współtworzyć emigracyjny, piłsudczykowski Obóz Polski Walczącej. Do Polski powrócił w 1943 roku.

Czy Leonowi Gallasowi udało się pozostać w kontaktach ze swoimi przyjaciółmi, którzy ratowali go w 1939 roku?

Dziadek nie poznał do rychłej śmierci dalszych losów baronostwa Irén (Irene) i Alberta Hirschów, a były one tragiczne. W 1944 roku Hatvan, które posiadało węzeł kolejowy, stało się miejscem, do którego Niemcy zwozili z komitatów Hatvan, Gyönojős i Pásztó obywateli węgierskich pochodzenia żydowskiego, by następnie skierować ich do obozów zagłady. Hirschowie także nie uniknęli aresztowania. Oboje zginęli z rąk hitlerowskich zbrodniarzy. Irén odesłano do Auschwitz, a Alberta do któregoś z obozów na terenie Niemiec. Dwoje wspaniałych ludzi. Bez wahania pomagali innym, by w ostatecznym rozrachunku stracić życie. Myślę, że należy oddać im hołd, zachowując o nich pamięć, chociaż życia im to nie przywróci.

Baronowa Irén (Irene) z Hatvany-Deutsch Hirsch (ur. w Hatvan w 1885 r., zm. w Auschwitz w 1944 r.)

Baron Albert Hirsch (ur. w Budapeszcie ok. 1880 r., zm. w Niemczech w 1944 r.).

Fot. na stronie głównej: Baron Lajos Hatvany i jego żona Winsloe Christina / Źródło: domena publiczna