Back to top
Publikacja: 31.01.2022
Przegląd prasy znad Wisły Zofii Magdziak
Przegląd prasy

W obliczu kryzysu na Ukrainie polskie media relacjonują najnowsze wydarzenia na arenie międzynarodowej oraz przygotowania Kijowa do ewentualnego konfliktu zbrojnego. Poniedziałkowe wydania gazet poświęcone są również możliwości stosowania gazowego szantażu przez Rosję oraz walce ze spoofingiem, którego ofiarą coraz częściej padają osoby publiczne.



Napięta sytuacja na Ukrainie

Pierwsze miejsce w mediach zdecydowanie zajmuje sytuacja na Wschodzie, w tym doniesienia o mobilizacji rosyjskich wojsk przy granicy z Ukrainą. Kilka dni temu resort obrony narodowej w Kijowie poinformował bowiem o zmobilizowaniu w pobliżu granicy ponad 127 tys. żołnierzy rosyjskich wojsk lądowych, powietrznych oraz marynarki wojennej. Tymczasem jednak, jak wskazuje Ośrodek Studiów Wschodnich, władze w Kijowie w publicznym przekazie wstrzemięźliwie oceniają groźbę agresji Rosji, a jednocześnie apelują do Zachodu o zwiększenie pomocy militarnej i nałożenie na ten kraj dotkliwych sankcji. „Prezydent Wołodymyr Zełenski w wystąpieniach do obywateli 20 i 25 stycznia przestrzegł przed uleganiem panice, której wywołanie ma być celem rosyjskiej propagandy. Przedstawiciele dowództwa ukraińskich sił zbrojnych, minister obrony oraz premier zapewniają o gotowości do obrony kraju (podstawą mają być armia i siły obrony terytorialnej), a także o odporności gospodarki” – podaje OSW.

Jednocześnie szef ukraińskiego MON Ołeksij Reznikow przekonuje w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej”, że na razie nie dojdzie do otwartego konfliktu. – Na dzień dzisiejszy według danych naszego wywiadu i danych naszych partnerów koncentracja wojsk trwa, ale nie mają sformowanych grup uderzeniowych. A to oznacza, że ani dzisiaj, ani jutro nie będą mogli zaatakować. Jeżeli Putin podejmie jednak taką decyzję, będzie potrzebował czasu – podkreśla Reznikow. „Ukraiński minister twierdzi, że liczebność sił rosyjskich przy granicach ukraińskich jest podobna do tej, którą świat obserwował wiosną ubiegłego roku. Przekonuje, że niektóre państwa Zachodu wystraszyły się rosyjskiej inwazji znacznie bardziej niż Ukraina, gdyż mają »syndrom po wycofaniu się z Afganistanu« i tym razem »chcą reagować z wyprzedzeniem«” – czytamy dalej na łamach „Rz”. – Dzisiaj Zachód widzi, że jest realne zagrożenie, więc chce bić we wszystkie dzwony. Dla Ukrainy w tym jednak nie ma nic nowego, wojna u nas się zaczęła w 2014 r. Opieramy się na tych samych danych, ale inaczej je odbieramy. Przyzwyczailiśmy się do wojny – dodaje szef resortu obrony w wywiadzie.

Były szef polskiego MON Romuald Szeremietiew zwraca natomiast uwagę na łamach tygodnika „Do Rzeczy”, że zgodnie z opiniami ekspertów, „Ukraina i jej wojsko w ciągu lat minionych od zajęcia Krymu poczyniły istotne postępy”. „Najpierw to, co najważniejsze – morale. Pojawiła się w społeczeństwie ukraińskim silna świadomość potrzeby obrony przed Rosją” – tłumaczy  Szeremietiew. „Siły zbrojne Ukrainy liczą według niektórych źródeł 200 tys., a według innych nawet 250 tys. osób, a tzw. rezerwa pierwszej linii, czyli wojskowi rezerwiści, którzy byli na wojnie i już walczyli z Rosjanami, to 300 tys. ludzi. Oni w razie mobilizacji nie będą musieli odbywać przeszkoleń, tylko od razu mogą być kierowani do jednostek wojskowych” podkreśla dalej polityk.

Europa i USA o wydarzeniach na Wschodzie

Polskie media i ośrodki badawcze relacjonują także reakcje państw europejskich oraz Stanów Zjednoczonych na wydarzenia na Ukrainie. „27 i 28 stycznia minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow i rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow po raz pierwszy skomentowali wręczone 26 stycznia odpowiedzi Stanów Zjednoczonych i NATO na ogłoszone w grudniu 2021 r. ultimatum Rosji dotyczące bezpieczeństwa europejskiego. Politycy ocenili je jako niezadowalające ze względu na odrzucenie żądań dotyczących prawnych gwarancji nierozszerzenia NATO i likwidacji wojskowej obecności Sojuszu na jego wschodniej flance”, ale rozmowy nie zostały zerwane – podaje  OSW. Jak wskazuje analityk ośrodka Witold Rodkiewicz, „reakcja Moskwy wskazuje, że Rosja zamierza na razie kontynuować działania dwutorowe”. „Z jednej strony wciąż będzie prowadzić rozmowy (szczególnie z USA), licząc na podziały wewnątrz NATO, a zwłaszcza na rozbieżności między Waszyngtonem i Berlinem. Zwraca uwagę, że Ławrow komplementował amerykańską odpowiedź jako »wzór dyplomatycznej przyzwoitości«, a jednocześnie ostro krytykował tę natowską. Z drugiej strony Kreml będzie zaostrzał  propagandowe i hybrydowe kroki zwiększające napięcie, w dalszym ciągu usiłując zastraszyć stronę zachodnią groźbą konfliktu zbrojnego o trudnej do określenia skali” – tłumaczy ekspert.

Na łamach „Rz” Andrzej Łomanowski zwraca uwagę, że „po otrzymaniu amerykańskiej i natowskiej odpowiedzi na swoje ultimatum na Kremlu opadają emocje i nikt już nie wzywa do wojny z Zachodem”. „– Kiedy walniemy w Waszyngton? – pytała na konferencji prasowej ministra spraw zagranicznych Siergieja Ławrowa szefowa państwowego koncernu propagandowego Russia Today Margarita Simonian. – Jeśli to zależy od Rosji, to wojny nie będzie. My nie chcemy wojny – zapewniał Ławrow. Szefowi dyplomacji Kreml prawdopodobnie powierzył zadanie uspokojenia emocji wśród polityków, ponieważ od piątku Ławrow codziennie gdzieś publicznie występuje i mityguje swoich kolegów” – czytamy na łamach dziennika, w tekście „Stojąc z bronią u nogi”.

Ośrodek Studiów Wschodnich zwraca też uwagę, że w ostatnich dniach doszło do kryzysu w relacjach Kijów-Berlin, z powodu działań niemieckich władz, hamujących przekazywanie broni ukraińskiej armii, „a także wyrażanymi publicznie opiniami niektórych niemieckich wojskowych i polityków, które wywołały szerokie oburzenie na Ukrainie”. „Na przykład szef niemieckiej floty wiceadmirał Kay-Achim Schönbach stwierdził, że Krym nigdy nie powróci do Ukrainy i wyraził zrozumienie dla polityki prezydenta Władimira Putina, a premier Bawarii i szef CSU Markus Söder podważył sens zachodnich sankcji wobec Rosji i wykluczył członkostwo Ukrainy w NATO w dającej się przewidzieć przyszłości. W odpowiedzi szef ukraińskiego MSZ stwierdził, że opinie te zachęcają Putina do napaści na Ukrainę i stoją w sprzeczności z dotychczasowym wsparciem udzielanym przez Niemcy” – przypominają analitycy OSW.

Szerokim echem odbiła się też w mediach sprawa przekazania przez Niemcy ukraińskiej armii 5 tys. wojskowych hełmów. „Wysłanie przez Niemcy na Ukrainę, zagrożoną agresją ze strony Rosji, 5 tys. hełmów w ramach pomocy wojskowej można by skwitować słowem »żart«, jak to zrobił mer Kijowa, gdyby nie to, że krok ten dojmująco obnaża politykę Berlina w obliczu poważnego kryzysu w Europie” – pisze w tygodniku „Sieci” Marek Budzisz. „Polityka Berlina wywołała rozczarowanie nie tylko zresztą na wschodzie Europy. W Stanach Zjednoczonych coraz częściej słychać głosy, iż zapowiadana przez Joego Bidena odbudowa więzi atlantyckich, w myśl jego formuły »America is back«, spotyka się z niechętnym przyjęciem głównych graczy europejskich” pisze dalej dziennikarz, podają przykłady krytyki działań Berlina w amerykańskiej prasie.

Szczególne znaczenie w tym kontekście mają rozmowy dotyczące dostaw gazu do państw europejskich. Jak bowiem podkreśla „DGP”, stratedzy zastanawiają się, jak Europa poradzi sobie, jeśli Moskwa przestanie pompować gaz. „Im więcej wskazuje na uruchomienie przez Kreml ofensywy militarnej, tym częściej są dyskutowane także konsekwencje ewentualnego odcięcia Europy od dostaw gazu ze Wschodu. Dodatkowe dostawy LNG do Europy już kierują Amerykanie, a w razie zakręcenia kurka przez Władimira Putina gotowość wsparcia deklaruje Australia. Rozmowy o awaryjnych dostawach toczą się też m.in. z Katarem” – podaje dziennik. „Granice dla tych planów może wytyczyć europejska infrastruktura: terminale do odbioru i regazyfikacji paliwa oraz sieć przesyłowa. Z kolei w przypadku eksporterów połączonych z Europą gazociągami, takimi jak Norwegia, wątpliwe jest, czy przy obecnym poziomie produkcji są w stanie zaoferować więcej surowca” – czytamy dalej.

Polski rząd walczy ze spoofingiem

Rzeczpospolita” zwraca natomiast uwagę na działania rządu w kwestii zwalczania tzw. spoofingu. „Od grudnia ubiegłego roku nieznany sprawca lub sprawcy dokonują ataków na telefony, podszywając się pod numery konkretnych osób. To tzw. spoofing” – tłumaczą dziennikarki „Rz”. Jak wymieniają autorki tekstu, celem ataków stały się rodziny znanych osób m.in. Doroty Brejzy – prawniczki, żony senatora KO, Pawła Wojtunika – byłego szefa CBA, byłego posła i wicepremiera mec. Romana Giertycha, Jakuba Banasia – syna prezesa Najwyżej Izby Kontroli i Borysa Budki, lidera i posła Koalicji Obywatelskiej.

„Większość z tych przypadków łączy fakt, że sprawca grozi lub przekazuje informację o śmierci bliskiej osoby” – relacjonuje dziennik. „Jak dowiedziała się »Rzeczpospolita« w rządzie od dłuższego czasu trwają intensywne prace nad rozwiązaniami antyspoofingowymi, które zainicjował sekretarz stanu w KPRM ds. cyfryzacji Janusz Cieszyński” – czytamy dalej. Na czym miałyby polegać nowe rozwiązania? „Minister Cieszyński w rozmowie z nami wyjaśnia, że połączenia np. z wykradzionego numeru byłyby automatycznie odznaczane przez system, np. symbolem gwiazdki. Telekomy w ciągu miesiąca mają odnieść się do propozycji. »Musimy pamiętać, że to w dużej mierze od operatorów zależy, czy i jak szybko uda się wprowadzić skuteczne i bezpieczne rozwiązania« – podkreśla Krzysztof Bieda z wydziału promocji polityki cyfrowej pytany o możliwy termin wprowadzenia takich narzędzi” – podaje dalej „Rz”.