Back to top
Publikacja: 09.01.2022
Afrykańskie przygody węgierskiego hrabiego
Historia

Węgierscy podróżnicy i ich ekspedycje po Afryce to nie jest temat powszechnie znany, a jednak nasi bratankowie mają się czym pochwalić. Wspomnijmy jednego z nich – a nie będzie to kontrowersyjny bohater z czasów drugiej wojny światowej hrabia Almásy…


Piotr Boroń


Siła mediów wykreowała fikcyjnego bohatera oskarowego filmu „Angielski pacjent” na najbardziej znanego z węgierskich odkrywców tajemnic Afryki. Dla autora książki, według której powstał scenariusz filmu, czyli dla Michaela Ondaatje (urodzonego na Cejlonie), hrabia węgierski w Afryce był tak szokującą egzotyką, że pozwolił sobie użyć takiego zestawienia dla zaciekawienia czytelników. Udało się. Ralph Fiennes jako hrabia László Almásy co prawda nie dostał Oscara, ale od tej ekranizacji wielu kinomanów kojarzy go z Węgrami. Wszystko to fikcja.

Prawdą natomiast jest, że postać historyczna, hrabia Sámuel Teleki, pochodzący z Transylwanii (precyzyjniej, z dzisiejszego Okręgu Marusza w Rumunii), był wielkim pasjonatem podróży, a jego dokonania odkrywcze stawiają go w rzędzie licznych odkrywców Czarnego Lądu. Pochodził ze sławnego i zasłużonego dla Królestwa Węgier rodu, np. jego pradziadek, transylwański kanclerz (mylony z nim przez takie samo imię i nazwisko) założył w 1802 roku w Marosvásárhely (dziś Târgu Mureș w Rumunii, stolicy Okręgu Marusza) jedną z pierwszych wielkich publicznych bibliotek węgierskich.


Podróżnik Sámuel Teleki. Fot. domena publiczna.


CESARSKIE KRĘGI TOWARZYSKIE

Nasz Sámuel Teleki, hrabia Szék, urodził się 1 listopada 1845 roku w Nagyernye (rum. Ernei), części węgierskiej wsi Sáromberke (dziś Dumbrăvioara). Studiował mineralogię, geologię, astronomię i geografię na uniwersytetach w Getyndze i Berlinie. Jako trzydziestosześciolatek został członkiem Izby Magnackiej (Főrendiház) w węgierskim parlamencie (odpowiednik angielskiej Izby Lordów). W latach 80. XIX wieku zaprzyjaźnił się także z arcyksięciem Rudolfem z dynastii habsbursko-lotaryńskiej, synem cesarza Franciszka Józefa I i Elżbiety von Wittelsbach, znanej lepiej jako Sissi. Rudolf był więc naturalnym następcą tronu austriackiego i węgierskiego. Młodszy o trzynaście lat od Sámuela cenił jego osobowość, a szczególnie lubił polowania w jego towarzystwie. To Rudolf „zasłynął” tragiczną śmiercią w Mayerling w 1889 roku, ale – na szczęście – zdążył swą arcyksiążęcą mocą sprawić, by marzenia podróżnicze Telekiego się spełniły. Niektóre źródła mówią nawet, że to sam Rudolf w 1886 roku zachęcił Sámuela do zorganizowania wyprawy do Afryki Wschodniej, wspomógł finansowo i oddelegował wojskowych do przygotowań oraz uczestnictwa w przedsięwzięciu. Najważniejszym z towarzyszy wyprawy Telekiego został austriacki oficer marynarki wojennej Ludwig von Höhnel.

WIELKA EKSPEDYCJA DO AFRYKI WSCHODNIEJ

Pierwszą, a zarazem największą wyprawę podróżniczą do Afryki odbył hrabia Sámuel Teleki w latach 1887–1888. Przez otwarty w 1869 roku kanał Sueski Europejczycy przybyli do portu Pangani w Tanzanii, a następnie w głąb lądu popłynęli w górę rzeki Pangani, mającej źródła na stokach Kilimandżaro, czyli tam, gdzie wyznaczyli sobie pierwszy cel wyprawy. Sukcesywnie zwiększali liczbę tragarzy, wynajmując ich spośród tubylców aż do czterystu ludzi, którzy mieli nieść bagaże 35-funtowe. Werbowanie nie było łatwe, bo konkurował z nimi sławny Henry Stanley. Ekwipunek wyprawy był imponujący, a z licznych pozycji warto zwrócić uwagę na ogromne ilości koralików różnych kolorów i wielkości oraz proch strzelniczy, którego łącznie transportowano 400 kg w 80 beczułkach. Konno, pieszo i przy użyciu wozów posuwali się powoli ku ośnieżonemu masywowi, od którego dzieliło ich około tysiąca kilometrów w linii prostej, czyli – realnie – do przebycia dwa razy dłuższy dystans. Kilimandżaro jako ogromny masyw, z najwyższym szczytem (Uhuru na wulkanie Kibo – 5895 m n.p.m.) w Afryce, budziło od niepamiętnych czasów respekt otaczających go ludów koczowniczych. Szczyt ten nazywany był przez tubylców Górą Złych Duchów, a w pierwszej połowie XIX wieku pastor Johann Ludwig Krapf nadał mu nazwę Kilimandżaro, wywodząc ją od tubylczych słów Kilima (góra) i Njiaro (karawana). Trzy wulkaniczne stożki oglądano tylko z dala, bo przecież czarnoskórych Masajów oddzielała od nich strefa wiecznego śniegu. W największe upały ten afrykański biały szczyt nie zmieniał koloru. Gdy zatem karawana Telekiego przybliżyła się do góry, on wspiął się (z kilkoma towarzyszami) jako pierwszy Europejczyk na wysokość około 5300 metrów i pospacerowawszy w środku afrykańskiego lata po śniegu, powrócił do biwakującego trzonu wyprawy u stóp masywu. Przekroczyli granicę niemieckiej Tanganiki i skierowali się ku kenijskiej stolicy Nairobi. Miał czego żałować Teleki, bo już w następnym roku, pochodzący z Lipska, wybitny niemiecki kartograf profesor Hans Meyer zasłynął pierwszym wejściem na szczyt Kilimandżaro (5 października 1889). Może Teleki kierował się rok wcześniej rosyjskim przysłowiem „Głupi się wspina, mądry górę obejdzie”, ale to właśnie Meyer przeszedł do historii jako zdobywca najwyższego szczytu na tym kontynencie.

HONOROWA LOJALNOŚĆ

Z Nairobi wyprawa powędrowała dalej na północ przez rejon góry Kenia, która (wypiętrzona w wyniku eksplozji wulkanu 3 mln lat temu) pierwotnie była wyższa niż Kilimandżaro, a pod koniec XIX wieku, gdy pokrywające ją lodowce stopniały, zmalała do około 5200 metrów. Nawiasem mówiąc, resztki lodowców wciąż na niej istnieją, a naukowcy dają im jeszcze tylko 30 lat istnienia… Teleki i tutaj wszedł trekkingiem na 4300 metrów i nie miał ambicji zdobywać samego szczytu.

Jego celem były badania dziewiczych z perspektywy europejskiej terenów, gdzie sięgały Wielkie Rowy Afrykańskie, powstałe w wyniku oddalania się przez miliony lat płyty afrykańskiej od płyty arabskiej i somalijskiej. Ponieważ z czasem wypełniły się wodami, zwykło się używać wobec nich nazwy Wielkie Jeziora Afrykańskie (w nawiązaniu do tych z pogranicza USA i Kanady). Mamy tu do czynienia z pejzażem zgoła nieafrykańskim, bo postrzępione szczyty sąsiadują z urwiskami poniżej zwykłego poziomu zamieszkiwania tubylców. Tutaj ekspedycja Telekiego spędziła najwięcej czasu, badając i opisując okolice. Tu przede wszystkim jako odkrywca hrabia Teleki miał możliwość odwdzięczyć się swemu mentorowi arcyksięciu Rudolfowi, którego imieniem nazwał, leżące na pograniczu Kenii i Etiopii, wielkie jezioro (długości około 250 km i szerokości około 60 km) na wysokości blisko 400 metrów nad poziom oceanu – największe słonowodne jezioro na Czarnym Lądzie (Rudolf Hajk). Drugie z odkrytych przez siebie jezior w tym rejonie (na północ od Jeziora Rudolfa) nazwał natomiast imieniem żony Rudolfa, czyli arcyksiężnej Stéphanie z Belgii. Dziś nosi ono nazwę Chew Bahir, a Jezioro Rudolfa przemianowano na Turkana. Na szczęście ostała się nazwa pięknego, stożkowego, otoczonego jeziorami i soczystymi łąkami, a czynnego Wulkanu Telekiego w południowej Kenii, który hrabia odkrył już w drodze powrotnej na wybrzeże, czyli do Mombasy, gdzie dotarli w październiku 1888 roku.


Zdjęcie satelitarne Jeziora Rudolfa. Fot. NASA / domena publiczna


POŻYTKI Z WYPRAWY TELEKIEGO

Skutki onomastyczne topografii nie były jedynym plonem wyprawy z lat 1887–1888. Ekspedycja dokonała wielu pomiarów temperatury i zjawisk klimatycznych oraz odkryć i pomiarów nowych gatunków zwierząt i roślin. Odkryta przez członków wyprawy duża roślina, występująca wówczas endemicznie, nosi do dziś łacińskie miano „Lobelia Telekii”. Wiele roślin i spreparowanych zwierząt oraz interesujących kamieni zostało zgromadzonych przez członków wyprawy i niektóre z nich zdobią muzea lokalnych parków narodowych, a inne trafiły na Węgry z powracającym do domu hrabią i są do dziś – choć nie wszystkie, które przywiózł – w posiadaniu Węgierskiego Muzeum Etnograficznego (338 obiektów).

Warto zauważyć, że plonem wyprawy były też jej świetne opisy w postaci „Dzienników Afryki Wschodniej” Sámuela Telekiego i „Odkrycia jezior Rudolf i Stefanie” – raportu autorstwa Ludwiga von Höhnela (wyd. w 1892 roku „A Rudolf és Stefánia tavakhoz. Teleki Sámuel gróf felfedező útja Kelet-Afrika egyenlítői vidékein 1887–1888-ban, 1–2” i wznowiony w 1984 roku).

Z żywych opisów dowiadujemy się bardzo dużo o atmosferze, panującej wśród członków wyprawy i o kłopotach codziennych. Kapitalny opis Höhnela mówi o trudnościach z fotografowaniem tubylców. Gdy bowiem przyszło ich wielu, by obejrzeć białych ludzi, postanowił on zrobić im zdjęcia, które oczywiście przy ówczesnych osiągnięciach techniki wymagały dłuższego pozowania. Tymczasem już samo ustawienie aparatu fotograficznego na trójnogu i nakrycie przez niego głowy zasłoną spowodowało, że setki tubylców umknęło z jego pola widzenia. Sytuacja powtarzała się kilkakrotnie i nawet próby obdarowania ich prezentami w zamian za dłuższe chwile statyki kończyły się tak samo. Prezenty przyjmowali, wysłuchali tłumaczonej na ich język prośby, aby pozostali na miejscach, a gdy podejmowano czynności fotograficzne, uciekali.

Uwagę Europejczyków zwrócił na siebie jeden z wodzów, imieniem Mirilian, który znał język sahelski, a ponieważ posługiwali się nim uczestnicy wyprawy Telekiego, więc sam wódz lepiej rozumiał się z gośćmi, a dopiero potem tłumaczył, co chciał swoim podwładnym. Miał on dziwny wygląd, gdyż poza wszystkimi znamionami tubylczymi, był jaśniejszej karnacji i miał obce rysy. Jego wiek szacowali podróżnicy na 24–25 lat, ale tubylcy byli przekonani – i on sam tak utrzymywał – że ma ponad sto lat. Być może była to jakaś tajemnica sprawowania przez niego władzy…

Polowania były głównym źródłem pożywienia dla członków wyprawy. Hrabia Teleki, który potrafił celnie strzelać z broni palnej, bardzo podnosił tym swój autorytet wśród tragarzy. Polowano tylko wówczas, gdy potrzebne było mięso, a spacerowało go tak wiele, że podróżnicy szli czasem niedaleko zwierząt, które spokojnie się pasły. Strusie, zebry, antylopy, gazele i żyrafy wędrowały po równinach w całkowitej zgodzie. Gdy pewnego razu Teleki ustrzelił z 300 metrów hipopotama, tragarze rzucili się radośnie ku posiłkowi i na wyścigi zaczęli wykrawać wnętrzności ofiary (jako swoje przysmaki), a udziec zostawili białym, bo było to dla nich zbyt twarde pożywienie, wymagające dłuższego przygotowania do spożycia.

Triumfalny powrót hrabiego Sámuela Telekiego do monarchii habsburskiej i zapraszanie go na salony, gdzie bawił gości opowieściami o przygodach na Czarnym Lądzie zostało przerwane przez wiadomość o śmierci arcyksięcia Rudolfa. Śmierć przyjaciela i życzliwego opiekuna zmieniła zupełnie nastrój i plany Sámuela Telekiego. Miał przecież w perspektywie bliską współpracę z Rudolfem jako cesarzem Austrii i królem Węgier. Na jakiś czas oddalił się od życia salonowego i po sześciu latach od powrotu z Afryki podjął przygotowania, by tam wrócić, a tym razem postawił sobie za cel wyjście na Kilimandżaro. W roku 1895 wrócił do Kenii i z nową, już mniejszą ekspedycją, podjął próbę wejścia na szczyt. W strefie śnieżnej musiał jednak zrezygnować z kontynuacji wspinaczki. Owocem tej wyprawy były już mniej liczne odkrycia i zbiory eksponatów.

Po powrocie do Budapesztu ustatkował się, do czego zmusiły go też choroby. Zmarł w stolicy Węgier w 1916 roku.