Back to top
Publikacja: 03.01.2022
Przegląd prasy znad Wisły Zofii Magdziak
Przegląd prasy

Największa od lat reforma podatkowa i rozpoczęcie polskiej prezydencji w Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie. Tak rozpoczyna się rok 2022.


Nowy rok i nowy Polski Ład

1 stycznia weszło w życie wiele zmian związanych Polskim Ładem. Nowy program to m.in. wyższa kwota wolna od podatku, emerytura bez podatku do 2,5 tys. zł, ale też poważne zmiany dla przedsiębiorców. „Największa od lat reforma podatkowa jest od trzech dni faktem. Obowiązuje już wyższa kwota wolna od podatku (30 tys. zł) oraz podwyższony próg skali podatkowej (120 tys. zł). Są nowe zwolnienia z PIT oraz preferencje podatkowe – w tym wiele dla firm. Polski Ład to także zmiany w sposobie naliczania składki zdrowotnej oraz brak możliwości odejmowania jej od PIT. Stąd nowa ulga dla klasy średniej, która ma zrekompensować skutki tej reformy, lecz tylko pracownikom oraz części przedsiębiorców” – relacjonuje „Dziennik Gazeta Prawna”.

Na pierwszy ogień idą księgowi i kadrowcy rozliczający wypłacane na początku stycznia pensje. Muszą już być opodatkowane zgodnie z Polskim Ładem. Czyli na zupełnie nowych zasadach. Obowiązuje już nowa kwota zmniejszająca podatek, obowiązek stosowania ulgi dla klasy średniej, nie da się odliczyć od PIT składki zdrowotnej – komentuje w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” Izabela Leśniewska, doradca podatkowy.

Przewodnictwo OBWE pomoże kontrolować Rosję?

1 stycznia Polska przejęła roczne przewodnictwo Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy z Europie. – Polska przejmuje przewodnictwo OBWE w czasie, kiedy uczestniczące państwa stawiają czoła wielorakim wyzwaniom dla pokoju i bezpieczeństwa. Prawdziwy dialog między nimi musi opierać się na zasadach prawa międzynarodowego i silnym zaangażowaniu w istniejące instrumenty i narzędzia OBWE. Naszą ambicją jest, aby OBWE działała jak najefektywniej – komentował to wydarzenie szef  Ministerstwa Spraw Zagranicznych Zbigniew Rau. Jak tymczasem tłumaczy „Rzeczpospolita”, dzięki nowej roli „Polska zyska wgląd w to, czy Zachód nie przystaje na warunki Kremla”. „Moskwa zgromadziła wzdłuż granic z Ukrainą 100 tys. żołnierzy. Mogą ruszyć do boju, jeśli Ameryka nie spełni w najbliższych tygodniach żądań Władimira Putina, w tym zobowiązania, że Kijów nie zostanie przyjęty do NATO, a w krajach flanki wschodniej sojuszu nie zostaną rozlokowane bez zgody Rosji wojska alianckie” – czytamy na łamach dziennika. Jak przypomina dziennikarz „Rz”, rokowania w tej sprawie mają być prowadzone w trzech formatach. „Na 10 stycznia zaplanowano amerykańsko-rosyjskie negocjacje w Genewie. Dwa dni później w Brukseli zostanie zwołane posiedzenie Rady Rosja–NATO. A 13 stycznia w Wiedniu odbędzie się spotkanie, które zainauguruje polskie przewodnictwo w OBWE” – czytamy.

Tymczasem w tygodniku „Do Rzeczy” Maciej Pieczyński przekonuje, że mało prawdopodobne, by w nadchodzącym roku doszło do pełnowymiarowej agresji Rosji na Ukrainę. „Nie oznacza to jednak, że nie może dojść do eskalacji na mniejszą skalę. W tym z udziałem Białorusi” – tłumaczy dziennikarz.
Po pierwsze, Ukraina jest militarnie o wiele silniejszym państwem niż w 2014 roku. Armia pozostaje w stałej gotowości bojowej i jest uzbrojona w sprzęt, którzy może sprawić spore problemy ewentualnym agresorom [...]. Rosjanie wiedzą, że pełnoskalowa operacja wiązałaby się nie tylko z kosztami finansowymi, lecz także z kosztami wewnętrznymi: spodziewane liczne ofiary w ludziach raczej nie przysporzyłyby społecznego poparcia dla operacji [...]. Po drugie, w przypadku inwazji Zachód musiałby wprowadzić drakońskie sankcje i zerwać negocjacje z Kremlem, niektóre państwa prawdopodobnie zdecydowałyby się wesprzeć Kijów poprzez dostawy sprzętu i broni. Po trzecie, choć z problemami, to jednak zapewne Rosja byłaby w stanie zająć całą Ukrainę, ale wówczas zaczęłaby się jeszcze trudniejsza walka z ruchem partyzanckim i oporem społecznym – popiera opinię dziennikarza Anna Maria Dyner z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.

Sytuacji nie uspokaja wyrok Sądu Najwyższego Federacji Rosyjskiej z 28 grudnia, który przychylił się do wniosku prokuratury o likwidację Memoriału (pełna nazwa to Międzynarodowe Stowarzyszenie Historyczno-Oświatowe, Dobroczynne i Obrony Praw Człowieka „Memoriał”). Jak przypomina Ośrodek Studiów Wschodnich, Memoriał to najstarsza niezależna organizacja zajmująca się w Rosji obroną praw człowieka i dokumentująca zbrodnie stalinowskie. Ma duże zasługi m.in. w opracowywaniu dokumentacji zbrodni katyńskiej we współpracy z polskimi badaczami – czytamy w analizie OSW, której autorzy podkreślają, że organizacja ta była dotychczas wielokrotnie karana grzywnami za naruszanie przepisów o „agentach” (ich łączna kwota przekroczyła 6 mln rubli – ponad 75 tys. euro), a także nękana na inne sposoby. Teraz zapadła decyzja o jej likwidacji.

Decyzję rosyjskiego SN skomentowały służby dyplomatyczne z Europy i Stanów Zjednoczonych, a wśród głosów krytyki znalazły się także polski MSZ oraz prezydent Andrzej Duda. „Polska jest wdzięczna organizacji »Memoriał«, która przez lata przyczyniła się do odkrywania prawdy o sowieckich zbrodniach na wielu narodach, w tym na Polakach. »Memoriał« nie bez przyczyny nazywany jest »sumieniem Rosji«, a sumienia nie da się ani zdusić, ani zdelegalizować” – napisał prezydent w mediach społecznościowych.

Niespokojna sytuacja na Białorusi

W polskich mediach wciąż pojawiają też liczne głosy na temat sytuacji na granicy białorusko-polskiej oraz planów Alaksandra Łukaszenki. „Łukaszenka z powodów politycznych jest zainteresowany eskalowaniem napięcia w relacjach z Polską. Wywołany kryzys migracyjny na polsko-białoruskiej granicy nie stał się sukcesem reżimu w Mińsku. Czym teraz uderzy?” – pyta na łamach tygodnika „Sieci” Marek Budzisz. Jak tłumaczy w tekście dziennikarz, dyktatorowi „na rękę jest budowanie narracji, że Białoruś jest oblężoną przez NATO twierdzą, wysuniętą kasztelanią broniącą »ruskiego miru«, bo w realiach konfrontacji nie zmienia się dowodzącego obroną i chętniej udziela się pomocy”. „Na zyskanie aplauzu w Moskwie obliczone były też niedawne wypowiedzi białoruskiego dyktatora i szefa tamtejszego MSZ o gotowości przyjęcia przez Mińsk na swoje terytorium rosyjskich głowic nuklearnych. Podobny cel miały deklaracje Łukaszenki, który w jednym z rosyjskich programów propagandowych powiedział, że »Krym jest de facto rosyjski«, a po przeprowadzonym na anektowanym półwyspie referendum jest również rosyjski »de iure« (łac. według prawa)” – podkreśla Budzisz.

Dziennikarz przypomina również, że zaostrzenie sytuacji z Polską oraz sprawa dezercji polskiego żołnierza były potrzebne Łukaszence, ponieważ „dziesięć dni przed dezercją Emila C. Polska ujawniła nagrania z wieży kontrolnej mińskiego lotniska, kiedy władze zmusiły do lądowania samolot linii Ryanair z Ramanem Pratasiewiczem na pokładzie”. „Naszym służbom dostarczył je zbiegły z Białorusi Oleg Galegow, kontroler lotów mający dyżur w tym czasie. Na nagraniu słychać, jak oficer białoruskiego KGB, konsultujący się »z kimś wyżej«, przejmuje kontrolę nad samolotem, strasząc załogę, która początkowo nie daje wiary w komunikaty z wieży, bombą na pokładzie. Jak napisał komentujący całą sprawę »The New York Times«, ujawnione informacje pokazują »rolę brutalnych służb bezpieczeństwa Łukaszenki w tym, co szef Ryanair Michael O’Leary potępił jako porwanie z premedytacją«” – relacjonuje Budzisz.