Back to top
Publikacja: 26.12.2021
BOŻONARODZENIOWA ODROBINA MIRRY
Kultura

Wielki literat węgierski Sándor Márai 65 lat temu odniósł się z żarliwym współczuciem do cierpienia swych rodaków w wierszu „Aniele z nieba”.


Piotr Boroń


Jedną ze strof w znakomitym tłumaczeniu Jerzego Snopka potraktujmy jako wstęp do artykułu:

„Bo to zaiste jest cud cudów:

Choinka dla ubogich ludów;

Wśród nocnej ciszy Bóg się zbliża

I wielu czyni już znak krzyża,

I patrzą, patrzą kontynenty,

Co znaczy ten obrazek święty.

Nie dowierzają głusi, niemi,

W modlitwie, zgrozie pogrążeni,

Że tam na drzewie – nie cukierki –

Chrystus narodów – lud węgierski!”


Sándor Márai. Fot. Domena publiczna


ROK 1956

Powstanie węgierskie już nie tylko samo w sobie dowodzi wyjątkowego podobieństwa losów historycznych Polaków i Węgrów, którzy buntowali się przeciw systemowi komunistycznemu i dyktaturze Kremla, ale – jak w powyższym cytacie – ukazuje głębokie braterstwo mentalne. Bo oto okazuje się, że w przeżywaniu religijnym świąt Bożego Narodzenia brzmi głośno w obu narodach nuta mesjanizmu. Pisarstwo naszych najwybitniejszych twórców połowy XIX wieku i uczucia, może najwyraźniej odnotowane w ciemnym i mroźnym stanie wojennym, gdy Boże Narodzenie ubiegało pod znakiem czołgów na ulicach w Polsce, jakże przypomina nastrój wiersza, w którym naród węgierski jawi się jako Chrystus – który swym męczeństwem odkupuje ludzkość i dla wrażliwych powinien być wyrzutem sumienia. Przecież, czytając ten wiersz, widzimy jakby przez okno zarówno węgierskie jak i polskie mieszkanie w magii świąt i realnym przeżywaniu religijno-patriotycznym.

Tłumacz to wybitny znawca literatury, a obecnie również ambasador Rzeczpospolitej Polskiej w Budapeszcie. Sándor Márai to postać mało znana w Polsce, a dla Węgrów jeden z najwybitniejszych umysłów. Człowiek, którego życie i twórczość w sposób szczególny odzwierciedla dramat historii Węgier w XX wieku. To człowiek, który – jakby powiedział Adam Mickiewicz – „cierpiał za miliony” i wraz z nimi.

ŻYCIE MARAIA

Urodził się w 1900 roku. Syn adwokata pochodził z miejscowości Kassa (obecnie Koszyce na Słowacji), gdzie jeszcze rozpoczął naukę w szkole średniej, a kontynuował ją w Eperjes (obecnie Preszów na Słowacji) i Budapeszcie. Jako młody student zafascynował się lewicą i debiutował literacko w „Czerwonym Sztandarze”, a po upadku Węgierskiej Republiki Rad, w obawie przed represjami „białych” spod znaku Pála Prónaya zbiegł na emigrację do Niemiec i Francji. Tam ożenił się z Żydówką z Koszyc Iloną Metzner, z którą przeżył 62 lata doli i niedoli, i bez której nie potrafił żyć. W 1928 roku wrócili do Budapesztu, a po kilku latach Sándor stał się popularnym pisarzem, tłumaczonym na wiele, nawet egzotycznych, języków. Podczas wojny Ilona i Sándor adoptowali synka Jánosa, ukrywali Żydów i opłakali śmierć ojca Ilony w Auschwitz. Powojenny koszmar rządów komunistycznych dosięgnął Sándora Máraia i jego rodziny za to, że zarówno on jak i jego brat nie byli do nowej władzy nastawieni entuzjastycznie. W 1948 roku wyemigrowali ponownie, ale tym razem już nie wrócili na Węgry. Bracia żyli dostatnio utrzymując się z jego pracy pisarskiej. Sándor cieszył się wielkim autorytetem, w czym pomagała mu praca dla Radia Wolna Europa. Pisał z premedytacją po węgiersku, bo potrafił być obywatelem świata i Węgrem, ale nie chciał być ani Włochem, ani Amerykaninem, choć korzystał z gościny tych państw. Łatwo znaleźć w internecie długie spisy jego dzieł, ale wśród nich jest jedno, które można polecać jako wstęp do lektury bogatej spuścizny. Od 1943 roku do śmierci prowadził bowiem konsekwentnie „Dziennik” (A teljes Napló), zapisując przede wszystkim refleksje na temat ludzi, zabytków i zjawisk. Obszerne fragmenty w tłumaczeniu na język polski i w opracowaniu Teresy Woronowskiej zostały wydane w 2008 roku.

ROZLICZENIA Z LENINIZMEM

Młodzieńcza fascynacja komunizmem, nawet mającym na Węgrzech mocno zaakcentowany interes narodowy, ciążył Máraiowi dotkliwie przez całe życie. Z drugiej strony, jakże nie odnosić się do lewicowego widma, które krąży w drugiej połowie XX wieku nie tylko po Europie. Márai – bystry obserwator – widzi jego znaczące wpływy w USA, czyli w państwie, uważanym przez jego współczesnych za główną ostoję w walce przeciw rozwojowi „czerwonej zarazy”. Márai patrzy na zjawiska z perspektywy historii i próbuje z niej wróżyć przyszłość świata.

W 1973 roku zanotował (s. 434): „Odnalazł się pośmiertnie maszynopis Orwella, który pisarz początkowo przeznaczył jako wstęp do »Folwarku zwierzęcego«, ale potem się rozmyślił […]. W posłowiu napisał: »tchórzliwe, ortodoksyjne uniżanie się angielskiej inteligencji przed rosyjskimi komunistami odczuwalne jest już na wszystkich terenach pracy« i »nie ma moralnej różnicy pomiędzy męskimi prostytutkami z Trafalgar Square z sprostytuowaną inteligencją angielską«. Co w 1973 roku jest aktualne z wróżb Orwella? Zaczynają się już formować trzy, to walczące ze sobą, to znów sprzymierzone, ośrodki władzy (Oceania, Eurazja i Wschodnia Azja). Trzy klasy – Partia Wewnętrzna, Partia Zewnętrzna i Proleci – prowadzą już swoje gry. Najważniejszym problemem wszystkich trzech ośrodków władzy jest, by nie ustał ani na chwilę proces Produkcji. Dla utrzymania ciągłości produkcji niezbędne jest stałe zagrożenie wojenne. Jednostce pozostają dwa rozwiązania: albo zdecyduje się na los uprzywilejowanej utrzymanki, albo zostanie protestującym buntownikiem skazanym na wymarcie, wyginięcie. Proletów karmi się, jeśli jest czym – a jeśli nie ma dość pożywienia, na sztucznych kursach masy są ćwiczone w nienawiści: niech pracują, nienawidzą i o nic nie pytają”.

POLSKA I WĘGRY W PRZEPLATANYCH OPISACH

W bliskich czasowo rozważaniach Máraia znalazły się refleksje o dwóch narodach, które najczynniej stawiły opór Związkowi Radzieckiemu w jałtańskiej rzeczywistości. Z Ameryki tak postrzegał naszą sprawę (s. 520): „Rosjanie kręcą się wokół bezbronnej Polski zaczynają rozumieć, że to, co zdobyli przemocą – od Bałtyku po Adriatyk – nie jest dla nich pasem ochronnym, lecz zoną niebezpieczeństwa”.

I wkrótce (s. 521): „Uroczystości żałobne z okazji dwudziestej piątej rocznicy węgierskiej rewolucji. Z oddali ćwierć wieku widać, jak wielkie było jej znaczenie – i to nie tylko w historii Węgier, lecz całej Europy: wśród błędów stulecia opuszczenie węgierskiej rewolucji było jednym z zaniedbań nie do naprawienia”. Dalej uzasadnia, że zaraz po 30 października 1956 roku wizyta w Budapeszcie któregoś z liczących się zachodnich polityków mogła przesądzić o uniknięciu tragedii wkroczenia wojsk sowieckich, a czytającym te konkluzje na myśl powinna przychodzić nam misja, z jaką prezydent Lech Kaczyński w towarzystwie zaprzyjaźnionych przywódców państw odwiedził Gruzję w 2008 roku.

Z początkiem roku 1982 Márai znów odniósł się do sytuacji w Polsce (s. 523), ale w jego refleksji brzmi przecież wartościowsze uogólnienie: „W Polsce zbankrutowany garnitur komunistyczny został zastąpiony dyktaturą wojskową, która wprowadziła stan wojenny i obiecuje postawić pod pręgierzem i ukarać uprzywilejowanych komunistów odpowiedzialnych za bankructwo kraju. W każdym społeczeństwie istnieje warstwa uprzywilejowana, ale tylko w komunizmie napełnia ona sobie kieszenie, obwieszczając, że robi to w interesie ludu”.

ZJAWISKA

Od lat trzydziestych życie Sándora Máraia jest zmaganiem o niezależność pisarza, któremu różni politycy, a właściwie całe systemy polityczne usiłują narzucić swój punkt widzenia. On ucieka w sztukę, interesuje go nawet sport – jako zjawisko społeczne, ale przede wszystkim interesuje go człowiek – ta według Majakowskiego „mrówka, rzucona na szyny”, której los przesądza parowóz dziejów.

Zacznijmy właśnie od jego refleksji z 1975 roku na temat sportu i mediów (s. 457): „Dwa narodowe narkotyki: telewizja i sport. Jak dla młodych marihuana i heroina. Sport już dawno przestał być ćwiczeniem ciała i stał się widowiskowym interesem. Stutysięczne tłumy narkotyzują się tu [USA – przypis P.B.] – podobnie jak w innych krajach – na trybunach stadionów. Byle nie myśleć. Byle niczego sobie nie uświadamiać. I »być poinformowanym« bez wysiłku wypracowania własnego sądu. To im wystarcza, to oszałamia. Ale – czasami – wracają do przytomności i buntują się.

Telewizja jest plagą. Wżarła się w ich życie jak opium. Nie potrafią już bez niej żyć i podnoszą dawkę. […] Stacje nadawcze co roku podnoszą dawkę głupoty. […] Reklamy są czasami nawet bardziej pomysłowe niż akcja filmu, w który zostały tak nieoczekiwanie i podstępnie włączone”.

Kiedy indziej (w roku 1956), pod wrażeniem „Jesieni średniowiecza” Johanna Huizingi Márai snuł w USA rozważania (s. 233): [Człowiek] utracił hierarchiczny obraz świata, w którego centrum stał Bóg, dlatego wiedziony strachem i niepokojem spieszył szukać w miejsce utraconej Pewności czegoś nowego… Dziś wiedziony tym samym niepokojem człowiek odrywa się od Ziemi i wylatuje w Przestrzeń. Wiedza nie zmieni się w narzędzie diabła tylko wtedy, jeśli nie będzie służką władzy – ale to wymaga, by ludzie nasycili Wiedzę prądem Miłości”.

OBSESJA ŚMIERCI

Sándor Márai żyje długo, bo 89 lat, ale śmierć krąży wokół niego przez całe życie. Znikają jego bliscy, a on żyje w cieniu śmierci. Emigracja też jest swoistą śmiercią, bo nie znajduje ani w USA, ani we Włoszech nowej ojczyzny, a przez większość życia patrzy na rzeczywistość jak gdyby z intelektualnej stratosfery. Wreszcie w latach osiemdziesiątych, gdy w dziwnych okolicznościach umiera kilkoro najbliższych mu osób, popełnia samobójstwo w San Diego (Kalifornia) za pomocą rewolweru.

To zapewne śmierć teścia w Auschwitz potęguje u Máraia wrażenia z lektury „Opowiadań” Tadeusza Borowskiego. Poświęca Polakowi obszerniejsze rozważania niż wielu innym sławnym pisarzom (s. 478–479): „Rozrachunek Borowskiego przekracza wszystko, co do tej pory opublikowano o rzeczywistości Auschwitzu, jest bardziej plastyczny od realistycznych szczegółów »Archipelagu GUŁag« Sołżenicyna. […] W 1951 roku popełnił samobójstwo; otworzył gaz, tak umarł. Wartość jego rozrachunku jest nieprzemijająca. Senny koszmar powraca; wniosek stąd taki, że człowiek jest zdolny do wszystkiego”.

Sándor Márai zapisał 15 stycznia 1989 roku w swoim „Dzienniku” po raz ostatni (s. 611): „Czekam na wezwanie, nie ponaglam, ale i nie ociągam się. Już pora”.