Back to top
Publikacja: 08.09.2021
XXX Forum Ekonomiczne w Karpaczu: O nas bez nas. Rynek mediów i informacji w państwach V4

30 lat po upadku Związku Sowieckiego media w krajach Europy Środkowej wciąż czerpią informacje o sobie nawzajem od państw trzecich, przez co powtarzają o sąsiadach wiele fałszywych wiadomości. Dlaczego się tak dzieje? I dlaczego warto byłoby powołać środkowoeuropejski syndykat konserwatywnych mediów, rozmawiali redaktorzy naczelni z Węgier, Czech, Słowacji i Polski. 


Środowy panel poprowadził  dyrektor Instytutu Współpracy Polsko-Węgierskiej im. Wacława Felczaka prof. Maciej Szymanowski. W dyskusji udział wzięli: redaktor naczelny Tygodnika „Do Rzeczy” Paweł Lisicki,  dyrektor ds. programów Občanský instytut z Czech oraz redaktor naczelny dziennika „Konzervativné Noviny” Matyáš Zrno, redaktor „Postoj” ze Słowacji Jozef Majchrák oraz redaktor naczelny węgierskiego „Mandinera” Zoltán Szalai.


Fot. JAP


Profesor Maciej Szymanowski rozpoczynając dyskusję stwierdził, że choć relacje między krajami Grupy Wyszehradzkiej bardzo dobrze się rozwijają, to wciąż mamy problemy z uzyskaniem o sobie wiarygodnych informacji, a większość wiadomości o naszych państwach pozyskujemy za pośrednictwem zachodnich mediów. Dyrektor Szymanowski zauważył również, Polacy nauczyli się tego, że szefem czeskiego rządu jest Andrej Babiš, tylko dzięki temu, że rozpoczął się konflikt o elektrownię w Turowie. Trzy telewizje w Polsce nie dostrzegły wyborów odbywających się na Słowacji. Trochę lepiej sytuacja wygląda w przypadku Węgier, ale również pojawia się wiele dezinformacji dotyczącej wydarzeń w kraju. Jak można tę sytuację poprawić? – Co należałoby zrobić, aby to zachodnie media korzystały z informacji mediów środkowoeuropejskich, a nie odwrotnie? – pytał dyrektor Instytutu Felczaka. 

Zachód, centrum i peryferia

Redaktor węgierskiego „Mandinera” Zoltán Szalai nakreślił historię minionych 30 lat i jej wpływu na sposób myślenia o zachodnich mediach. – Po czasach zależności od Związku Sowieckiego zaczęliśmy się orientować na Zachód i od tego czasu pojawił się problem centrum i peryferii. Począwszy od tego uzyskujemy informacje za pośrednictwem Zachodu. Po 1990 roku sądziliśmy, że wielkie agencje medialne zachodnie będą stanowiły dla nas punkt orientacyjny i źródło wiarygodnej informacji. Byliśmy częścią Europy, ale orientowaliśmy się na Zachód i nie zwracaliśmy należytej uwagi na media w Polsce, Czechach czy na Słowacji. Po kilku dekadach dotarliśmy jednak do momentu, w którym interesujemy się tym, jakie zjawiska i procesy społeczne zachodzą w krajach Europy Środkowej – zauważył Zoltán Szalai, podkreślając, że szczególnie ważne są wzajemne spotkania redaktorów z państw regionu i próba budowy nieformalne relacji między redakcjami krajów Europy Środkowej. 

– Obecnie informacje mają źródło w jednym centrum medialnym, a przekazywanym informacjom często brakuje kontekstu. Często wygląda to tak, że przekazywane treści nie są obiektywne i są nacechowane ideologicznie, przy czym zdecydowanie przeważają  opinie liberalne. Co z tym zrobić? To trudny temat, potrzebna jest długotrwała praca nad umacnianiem mediów konserwatywnych, żeby zrównoważyć rynek – przekonywał Jozef Majchrák, zastępca redaktora naczelnego słowackiego dziennika „Postoj.sk”.

Kompleks postkolonialny 

Mátyás Zrno, redaktor naczelny dziennika „Konzervativné Noviny”, mówił o swego rodzaju postkolonialnym kompleksie Zachodu i podkreślał brak wiedzy ogólnej i dostępu do wiarygodnych informacji, pochodzących z innych źródeł niż zachodnie media. – Mamy dwie grupy mieszkańców, którzy są rozdzieleni według granic walki kulturowej. Pierwsza grupa sądzi, że na Węgrzech panuje arcyksiążę zła, zaś druga grupa uznaje kraje naszego regionu za obrońców Zachodu. Niestety, informacje podawane przez media mainstreamowe są takie, jakie są. Czeskie media, praktycznie wszystkie, bez mrugnięcia okiem przekazywały dalej informację, że Viktor Orbán zlikwidował parlament i będzie rządził dekretami. Nikt tej wiadomości nie sprawdził. Duże media, które mają dobrych specjalistów od różnych krajów, ale nie mają nikogo w Polsce i na Węgrzech, tak jak „New York Times”, bazują na informacjach z zewnątrz. We włoskiej gazecie można było przeczytać, że studenci z Czech tak nienawidzą Unii Europejskiej, że nie chcą jeździć na Erasmusa, co jest oczywistą nieprawdą. Media przejmują informacje z nierzetelnych źródeł. W celu naprawienia tego małymi krokami musimy więc uczyć się o sobie od siebie nawzajem – podkreślił Mátyás Zrno.

Redaktor dziennika „Konzervativné Noviny” jako przykład dezinformacji o Polsce podał kwestię tzw. stref wolnych od LGBT, o czym informowały media w całym kraju, ale nikt nie zadał sobie trudu, aby sprawdzić tę wiadomość, choć łatwo można było się dowiedzieć, że takie strefy nie istnieją i że jest to jedynie kłamliwa akcja propagandowa progejowskiego aktywisty.

Paweł Lisicki, redaktor naczelny tygodnika „Do Rzeczy”, zgodził się z Zoltánem Szalaiem w sprawie wizji centrum i peryferii. Jak mówił, w pierwszych latach po zmianie ustroju całe polskie życie publiczne koncentrowało się na wstąpieniu do Unii Europejskiej i do NATO. – Gdy już byliśmy w Unii i w NATO, większość elit przyjęła narrację, że wszystkiego nauczymy się od państw zachodnich. Polacy byli euroentuzjastami. Jeśli zakładamy, że centrum świata znajduje się w Brukseli, jest się zwróconym plecami do państw byłego bloku sowieckiego – tłumaczył redaktor naczelny tygodnika „Do Rzeczy”. 

Jak zauważył redaktor Lisicki w Polsce zasadnicza zmiana sposobu myślenia nastąpiła po roku 2015. Wówczas, po zmianie rządu, na pierwszy plan wysunęła się polska suwerenność i samoświadomość. – Prawo i Sprawiedliwość postanowiło podkreślać polską podmiotowość. Zaczęły się sprzeciwy wobec tego, co urzędnicy z Brukseli chcieli regionowi narzucić – zauważył, dodając, że sygnałem odzyskiwania suwerenności była choćby odmowa automatycznego przyjmowania migrantów w oparciu o tzw. obowiązkowe kwoty uchodźców. To był pierwszy moment wyraźnego oporu wobec elit w Brukseli. – Nie jest przypadkiem, że właśnie wtedy zaczęła się krytyka polskiej demokracji przez unijne elity, a od tej pory presja ze strony UE na Polskę i Węgry nieustannie się nasila. Na temat stanu Polski odbyło się w europarlamencie kilkanaście debat, które były zupełnie bezsensowne. Jeśli zaś powstanie wielkie unijne państwa, to takie kraje jak Polska i Węgry znajdą się na jego peryferiach – ostrzegł Paweł Lisicki, zauważając, że już teraz lewicowe naciski ideologiczne, w tym kwestia tzw. osób transpłciowych czy niebinarnych, prawa do adopcji przez homoseksualistów czy małżeństw osób tej samej płci, zajmują centralne miejsce w dyskursie politycznym.

Redaktor Lisicki przypomniał także o naciskach, jakie komisarz Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen wywierała w tego typu kwestiach. Przymus dotyczący jednej narzucanej odgórnie ideologii  naturalnie doprowadził do oporu wśród Polaków i sprawił, że coraz większą popularnością cieszy się pomysł wyjścia Polski z Unii Europejskiej. 

Panel odbył się w ramach XXX Forum Ekonomicznego w Karpaczu. Jego partnerem był Instytut Współpracy Polsko-Węgierskiej im. Wacława Felczaka.

(JAP)