Back to top
Publikacja: 17.03.2021
LUCIE SULOVSKA: Trzydzieści lat nowych Węgier
Polityka

Większość mieszkańców Czech i Słowacji pamięta Węgry jako legendarny „najweselszy barak bloku wschodniego”. We wspomnieniach żyją one jako kraj, do którego jeździło się po dobrą muzykę, dżinsy, książki i inne towary. Kraj, w którym istniała drobna działalność gospodarcza i w którym ustrój nie był aż tak skostniały jak w Czechosłowacji. W czasach, gdy Węgrzy mogli już bez większych problemów wyjeżdżać na Zachód, w Czechosłowacji Miloš Jakeš obejmował stanowisko sekretarza generalnego partii. Za marzenia o wolności Węgrzy zapłacili krwawą cenę w powstaniu w 1956 r., jednak wraz z biegiem lat węgierska polityka represji ustępowała cichej umowie społecznej i „gulaszowemu socjalizmowi”.


LUCIE SULOVSKA


János Kádár propagował hasło „Kto nie przeciw nam, ten z nami”, a system – w zamian za bierność obywateli – starał się zapewnić ludziom wygodne życie. Efektem tego było niespotykanie wysokie zadłużenie zagraniczne (najwyższe w strefie wpływów ZSRR w przeliczeniu na mieszkańca) i kolejne bomby z opóźnionym zapłonem, których wybuchu w rękach reżim starał się uniknąć i o których społeczeństwo miało się dowiedzieć dopiero w trakcie transformacji. Ostatnim komunistycznym premierem Węgier był od listopada 1988 r. do marca 1990 r. Miklós Németh. Ten z wykształcenia ekonomista w pełni skupił się na reformach mających jednoznaczny cel – transformację Węgier w kraj o demokratycznym ustroju politycznym i gospodarce rynkowej. W tym czasie komunistyczna wierchuszka przygotowywała się do przeobrażenia partii państwowej w lewicę typu zachodnioeuropejskiego. Do zmiany tej doszło w październiku 1989 r., gdy Węgierska Socjalistyczna Partia Robotnicza (MSZMP), została rozwiązana i utworzono Węgierską Partię Socjalistyczną (MSZP).

Chwila Orbána

Przy okrągłym stole zasiedli przedstawiciele już wcześniej powstałych partii opozycyjnych. Węgierskie Forum Demokratyczne (MDF) zostało założone we wrześniu 1987 r. Zrzeszało ono konserwatywnych intelektualistów i czuło się reprezentantem religijnej, narodowej i mieszczańskiej części Węgier. W marcu 1988 r. 37 studentów ze środowiska akademika Istvána Bibó przy Uniwersytecie ELTE w Budapeszcie powołało do życia niezależną radykalnie antykomunistyczną organizację młodzieżową Fidesz. Następnie w listopadzie 1988 r. powstał zorientowany na liberalnego wyborcę Związek Wolnych Demokratów (SZDSZ). Niezależną działalność wznowiły także niektóre tradycyjne partie polityczne, na przykład Partia Drobnych Rolników (FKgP) – zwycięzcy pierwszych powojennych i na długo ostatnich wolnych wyborów na Węgrzech.

Gdy sami komuniści w odniesieniu do rewolucji węgierskiej zaczęli używać określenia „powstanie ludowe”, stało się jasne, że to koniec, jako że cała ideologia reżimu Jánosa Kádára opierała się na założeniu, że to, co zdarzyło się w 1956 r., było kontrrewolucją. Symboliczny pogrzeb Imrego Nagya w czerwcu 1989 r. został już zorganizowany przez polityczną opozycję, a politycy rządowi byli tylko widzami tego wydarzenia. Był to wielki dzień dla młodego prawnika i współzałożyciela Fideszu Viktora Orbána, który w swoim przemówieniu przed setkami tysięcy widzów otwarcie wzywał do skończenia z komunizmem i wycofania wojsk radzieckich.

Pierwsze wolne wybory odbyły się w marcu i kwietniu (druga tura) 1990 r. i oznaczały wielki tryumf obozu narodowo-konserwatywnego. Zwycięzcą zostało MDF, które wyprzedziło SZDSZ i FKgP. Postkomuniści z ogromną stratą skończyli na czwartym miejscu. Do parlamentu dostali się jeszcze Fidesz i chrześcijańscy demokraci (KDNP). MDF utworzyło rząd z drobnymi rolnikami i chadekami. Premierem został przewodniczący MDF József Antall, pochodzący z niższej rodziny szlacheckiej intelektualista o humanistycznym wykształceniu i aktywny uczestnik powstania węgierskiego. Jego przeciwnicy określali go jako „człowieka pańskiego i osobę z poprzedniej epoki”. Zadeklarował on, że będzie „premierem 15 milionów Węgrów”, a zatem także tych, którzy żyli na terytorium odłączonym od Węgier w ramach traktatu w Trianon. Antall od początku kadencji zmagał się z poważną chorobą nowotworową. Na prezydenta po uzgodnieniach wybrano Árpáda Göncza (SZDSZ).

Pułapki transformacji

Na barki nowego rządu spadła tragiczna sytuacja ekonomiczna kraju, Antall zaś jako konserwatysta propagował ideę gospodarki socjalno-rynkowej w opozycji do waszyngtońskiego konsensusu liberalizacji, prywatyzacji i deregulacji, którymi kierował się już rząd Miklósa Németha (sam Németh w 1991 r. wyprowadził się do Londynu, gdzie został wiceprezesem Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju). Postkomuniści praktycznie od razu stali się zwolennikami twardych neoliberalnych reform, podczas gdy rząd, także pod wpływem sporów w MDF, przestawał być zdolny do działania. Do roku 1994 dług zagraniczny Węgier wzrósł do 20 miliardów dolarów. Za rządów MDF z nową siłą powrócił przedwojenny konflikt pomiędzy wielkomiejskimi liberałami i narodowymi konserwatystami. Ponieważ Antall nie potrafił w MDF wprowadzić porządku i wewnętrznej dyscypliny, z biegiem czasu do głosu zaczęła dochodzić frakcja skupiona wokół Istvána Csurki – prawicowego pisarza o antysemickich poglądach. Csurka odszedł później z MDF i założył ekstremistyczną Węgierską Partię Sprawiedliwości i Życia (MIÉP), która w latach 1998–2002 była w parlamencie.

W obozie liberalnym najbardziej obawiano się wzrostu popularności nacjonalizmu, zaś SZDSZ w opozycji coraz częściej znajdował wspólny język z postkomunistami. Do tego czasu libertariański i antyklerykalny Fidesz był podzielony – część posłów skupionych wokół Gábora Fodora forsowała bliski sojusz z SZDSZ jako najbliższym partnerem ideowym, jednak nie zgadzała się na to grupa Orbána. W ostatnim roku rządów Antalla Orbán zbliżył się z premierem i jego polityczna orientacja zaczęła się powoli zmieniać.


József Antall i Viktor Orbán. Fot. archiwum autorki


Orbán wchodził w coraz większe spory z frakcją Fodora i gdy w kwietniu 1993 r. został wybrany na pierwszego przewodniczącego partii (zastąpił dotychczasowe kierownictwo kolektywne), wyłącznie kwestią czasu pozostawało to, kiedy dojdzie do rozpadu. Fodor i jego zwolennicy niedługo potem zasilili szeregi SZDSZ. W grudniu Antall zmarł i premierem został minister spraw wewnętrznych oraz wiceprezes MDF Péter Boross. Nowy szef rządu doprowadził kraj do wyborów, przede wszystkim jednak jego gabinet przyjął dwie ustawy, które najlepiej ilustrują polityczne dziedzictwo Antalla. Pierwsza z nich to ustawa o agentach tajnych służb, druga – ustawa o gruntach, zakazująca obcokrajowcom, osobom fizycznym i prawnym posiadania ziemi rolnej na Węgrzech.

Powrót (post)komunistów

W wyborach w 1994 r. sukces świętowali postkomuniści i liberałowie. MSZP mogła rządzić samodzielnie, jednak obecność SZDSZ poza większością konstytucyjną w pewien sposób legitymizowała ją na zewnątrz. Premierem został Gyula Horn, wieloletni komunistyczny dyplomata i minister spraw zagranicznych w rządzie Németha. Podobnie jak Antall z Borossem, także on był aktywnym uczestnikiem powstania, przy czym stał po przeciwnej stronie barykady – przeciwko powstańcom walczył u boku interweniującej Armii Radzieckiej. Celem rządów Horna była szybka „normalizacja” Węgier i dostosowanie kraju do standardów europejskich w związku z przygotowaniem wejścia do UE i NATO. Rząd otrzymał pożyczkę z Międzynarodowego Funduszu Walutowego i podporządkował się jego warunkom.


Gyula Horn i Viktor Orbán w 1998 r. Fot. archiwum autorki


Minister finansów Lajos Bokros zaproponował pakiet reform i poprzez dewaluację forinta, redukcję wydatków publicznych, zamrożenie płac, likwidację zasiłków socjalnych oraz reformę emerytalną starał się ustabilizować gospodarkę i zapobiec groźbie bankructwa. Realne wynagrodzenia w latach 1995–1996 spadły o 18 procent, podczas gdy ceny w podobnym stopniu wzrosły. Ówczesny rząd rozpoczął zakrojoną na szeroką skalę prywatyzację obejmującą między innymi sektor bankowy i energetyczny, które dla gabinetu Antalla były nienaruszalne. Udział kapitału zagranicznego na Węgrzech gwałtownie wzrósł: w 1995 r. już 40 procent pierwotnie państwowych przedsiębiorstw było w rękach zagranicznych inwestorów (w tym samym czasie w Republice Czeskiej podobne zjawisko zatrzymało się na poziomie 5 procent). Firmy państwowe były prywatyzowane statystycznie za 28 procent swojej wartości, a kraj utracił jedną trzecią miejsc pracy. Dzięki reformom udało się uruchomić gospodarkę, a protesty różnych grup społecznych, od robotników do studentów, rząd przeważnie ignorował i nawet w najbardziej krytycznym momencie nie starał się załagodzić poważnych skutków tych działań. To odbiło się na popularności SZDSZ, którego poparcie stopniało do 6 procent. Później liberałowie już na zawsze pozostali małą partią z bazą wyborców w Budapeszcie, okazali się przy tym jednak języczkiem u wagi, który decydował o utworzeniu rządów socjalistów.

Chwila Orbána...

Tymczasem na prawicy trwał proces konsolidacji. Wprawdzie Fidesz zapłacił za swoje wewnętrzne spory, słabą kampanię oraz brak wyrazistości, jednak Orbán miał już jasną wizję tego, w którą stronę będzie podążać partia. Podjął się zadania zjednoczenia prawicy. Sojusz socjalistów z liberałami komentował lakonicznie słowami „Zrasta się to, co do siebie przynależy” i zdecydowanie odmówił przystąpienia do koalicji. Było przed nim sporo pracy, trzy partie prawicowe plus Fidesz po wyborach uzyskały 7 do 12 procent. Do spuścizny Antalla miał z jednej strony szacunek, z drugiej zaś byłemu premierowi zarzucał słabość i naiwność, a przede wszystkim to, że pozwolił „sprzątnąć sobie sprzed nosa” kapitał i media.

Ponieważ wraz z odejściem frakcji Fodora skończył się czas sympatii wobec Fideszu, Orbán w 1995 r. sytuację prawicy na rynku medialnym podsumował przyrównaniem do tylnej części ciała. Nazwa partii została rozbudowana o słowo „polgári”, które ma w języku węgierskim kilka znaczeń – oznacza obywatelski, burżuazyjny, mieszczański i urzędowy. W tym przypadku wyrażało ono ogólnonarodową i pronarodową orientację ugrupowania. Fidesz propagował podział na młode Węgry „polgári” i stare Węgry postkomunistów. Orbán chciał dowieść, że jego przeciwnicy w partii, którzy twierdzili, iż rzeczą niemożliwą jest „być bardziej prokościelnym niż MDF, lepiej reprezentować wieś niż drobni rolnicy” i że jedyną drogą do sukcesu jest pakt z liberałami, nie mieli racji. Krytykował rząd za to, że realizuje interesy międzynarodowych grup finansowych, że Horn zachowuje się tak, jakby był ambasadorem Międzynarodowego Funduszu Walutowego, a nie premierem Węgrów. Orbán głosił, że głównym celem prywatyzacji powinno być stworzenie węgierskiej klasy średniej, natomiast kapitał zagraniczny, który dba o własne interesy, musi zostać zmuszony do służenia narodowi. Partia postawiła na konserwatywne i religijne wartości oraz prawa Węgrów w sąsiednich państwach.

Orbán odniósł sukces i w 1998 r. nastąpiła kolejna zmiana warty. Fidesz stworzył koalicję z MDF i drobnymi rolnikami, by pod hasłem „Jeden obóz, jeden sztandar” kontynuować integrację prawicy w ramach jednego podmiotu. Rząd zlikwidował lub ograniczył niektóre z bardziej drastycznych przepisów w obszarze socjalnym, z drugiej strony dbał o odpowiedzialność budżetową (w 2001 r. zadłużenie kraju spadło do najniższej wartości 55 procent PKB), wspierał młode rodziny, emerytów i wspomnianych już „zagranicznych” Węgrów, co wywoływało napięcia w stosunkach z sąsiadami. Wprowadził Węgry do NATO i skoncentrował się na obronie interesów narodowych w trakcie negocjacji dotyczących wejścia do UE (w popularnym komentarzu z tego okresu Orbán stwierdził, że życie istnieje także poza Unią Europejską). Fidesz w 2000 r. opuścił Międzynarodówkę Liberalną i uzyskał afiliację do Europejskiej Partii Ludowej. W działaniach rządu dało się zauważyć niektóre dość autorytatywne metody, przede wszystkim w odniesieniu do parlamentu, rządzący pozostawali też w chronicznym konflikcie z burmistrzem stolicy Gáborem Demszkym, jednak pod względem gospodarczym byli skuteczni – w ciągu czterech lat spadło bezrobocie i wzrosła konsumpcja wśród obywateli. Z dziedzictwem komunizmu Fidesz starał się rozliczyć za pomocą nowo tworzonych instytucji, takich jak Dom Terroru, i w swoją politykę wplatał elementy historyzujące. Kilka tygodni przed wyborami Orbán wezwał swoich sympatyków do tego, by założyli odświętne węgierskie kokardy (na Węgrzech tradycyjnie przypina się je do ubrań w święto narodowe), co pozwalało na natychmiastowe odróżnienie wyborców prawicy od sympatyków lewicy. Fidesz zrobił krok w stronę utrzymania władzy i większość sondaży przypisywała mu zwycięstwo.

... i upadek

Tyle tylko że po tej najostrzejszej do tego czasu kampanii, która podzieliła węgierskie społeczeństwo z nieznaną wcześniej intensywnością, partia Orbána o włos przegrała. Koalicja Fideszu i MDF miała 188 mandatów, natomiast MSZP i SZDSZ – 198. Orbán przeżył spory szok. Po pierwszym wstrząsie ogłosił mobilizację prawicy i odbyły się masowe demonstracje pod hasłem „Ojczyzna nie może być w opozycji”. Na największy protest na placu Kossutha przyszło pół miliona ludzi. Orbán szybko zrozumiał, że to ślepa uliczka i przyczyn porażki zaczął szukać gdzie indziej. Znalazł dwa główne powody. Pierwszym z nich była instytucjonalna słabość Fideszu, kruche i niezbyt liczne struktury partyjne oraz brak stałego zakorzenienia w społeczeństwie. Orbán czuł, że nie ma wystarczającej liczby aktywistów, a lokalnych organizacji było mało, podczas gdy socjaliści dysponowali ogromną bazą: wprawdzie z około 800 tysięcy członków dawnej partii komunistycznej członkami MSZP zostało zaledwie około 50 tysięcy ludzi, jednak nawet to w porównaniu z Fideszem stanowiło nieporównywalnie dużą liczbę. Za drugą przyczynę porażki Orbán uznał media, z których znacząca większość miała lewicowo-liberalną, a zatem niesprzyjającą Fideszowi, orientację. Na podstawie tej diagnozy polityk wyznaczył dwa cele, które były ze sobą powiązane: zbudowanie prawdziwej bazy społecznej i własnych prywatnych mediów.

Socjaliści z porażki w 1998 r. wynieśli naukę i tym razem postanowili postawić na neoliberalny kurs z wyraźnymi elementami socjalnymi. W praktyce kontynuowano prywatyzację pozostałych gałęzi, dochody państwa się zmniejszały, a wydatki zaczęły szybko rosnąć. Wzrosły emerytury i wsparcie socjalne, o połowę w stosunku do czasów kadaryzmu zwiększyły się wynagrodzenia dla gigantycznego aparatu urzędników państwowych. Deficyty rząd pokrywał pożyczkami u zagranicznych wierzycieli i do podobnego działania zachęcano Węgrów – ze względu na niestabilność forinta mieli oni zaciągać kredyty w zagranicznych walutach: w euro, frankach szwajcarskich czy jenach japońskich. Pod względem PKB Węgry w 2006 r. były siódmym najbardziej zadłużonym krajem świata. Po niespełna miesiącu od rozpoczęcia kadencji okazało się, że premier Péter Medgyessy był w latach 70. i 80. XX wieku agentem wywiadu komunistycznego. To, nawet na Węgrzech, gdzie istniała niezaprzeczalna ciągłość kadrowa pomiędzy komunistami i socjalistami, początkowo wydawało się nie do zaakceptowania i SZDSZ zażądał natychmiastowej dymisji szefa rządu. Do tego jednak nie doszło, a liberałowie ostatecznie nie zrealizowali swoich pogróżek wobec koalicjanta. Karierę Medgyessyego zakończyły dwa lata później spory personalne w koalicji i przegrane pierwsze wybory do Parlamentu Europejskiego. Koalicjanci zdołali się porozumieć co do jednego kandydata – był nim wcześniejszy doradca Medgyessyego, później minister sportu – Ferenc Gyurcsány.

„Jedyny zdolny działacz...”

Gyurcsány był w przeszłości wysokim przedstawicielem Komunistycznego Związku Młodzieży (KISZ), a jego małżonka pochodziła z rodziny komunistycznego dygnitarza działającego w latach 50. XX wieku. Po upadku ustroju Gyurcsány odniósł sukces jako przedsiębiorca (jak niektórzy zarzucają – dzięki dużej ilości nieformalnych powiązań jego i rodziny jego żony); w 2002 r. zajął 50. miejsce na liście najbogatszych Węgrów. Ciekawostką jest fakt, że właśnie Gyurcsányego Orbán w 1988 r. określił jako „jedynego zdolnego działacza KISZ-u”.

Fidesz tymczasem zapuszczał korzenie. Krótko po wyborach Orbán wpadł na pomysł wykorzystania energii zmobilizowanego prawicowego elektoratu i stworzenia w całym kraju sieci nieformalnych „kół obywatelskich”. W ich ramach prawicowi wyborcy mieli się spotykać ze sobą, by dyskutować o problemach w swojej okolicy. Zmiana struktury partii i rozrośnięcie się bazy członkowskiej na skalę masową musiały się przełożyć na pozycję Orbána w kierownictwie – w 2003 r. odzyskał fotel prezesa i później swoją władzę w partii już tylko umacniał. Równocześnie rozpoczął rozmowy z przedstawicielami wielu inicjatyw obywatelskich i mniejszymi partiami centroprawicowymi. W 2002 r. Fidesz miał 5 tysięcy członków, a dzięki akcji z kołami obywatelskimi wkrótce ta liczba wzrosła do 30 tysięcy. Zintegrowanie takiej liczby członków w krótkim czasie było skomplikowaną operacją, jednak w większości się to powiodło. W Fideszu wymyślono ponadto, jak do całego procesu wciągnąć bierną część społeczeństwa – do tego celu wykorzystano petycje narodowe, później również konsultacje, a zatem ankiety na różne tematy, które partia rozsyłała do wszystkich węgierskich gospodarstw domowych. Do siedziby partii wracało zazwyczaj ponad milion wypełnionych kwestionariuszy. Skarbnik partii Lajos Simicska zajął się mediami i z biegiem czasu powstały prywatne telewizje Hír TV i Echo TV, kilka czasopism i jedno radio. Dla prawicy Simicska zdobył także tradycyjne dzienniki „Magyar Nemzet” i „Magyar Hírlap”, w których prawicowy wyborca mógł w końcu przeczytać opinie, z którymi się utożsamiał. We wspomnianych już wyborach do Parlamentu Europejskiego Fidesz zwyciężył z 47 procentami głosów i wydawało się, że za dwa lata nie może nie wygrać na arenie krajowej. Tutaj jednak był ten zdolny Gyurcsány.

Kampania Fideszu przed wyborami w 2006 r. w porównaniu z tymi z lat 1998 i 2002 wypadła źle. Przede wszystkim partia Orbána wybrała niefortunne hasło. Zdanie „Żyje się gorzej niż cztery lata temu” nie było prawdziwe i nawet najzagorzalszy wyborca prawicy nie mógł go z przekonaniem wygłosić. Socjaliści zaproponowali życie w przepychu na kredyt, a Fidesz nie był wiarygodny, gdy z jednej strony krytykował takie podejście, a z drugiej starał się je jeszcze przelicytować.

W przedwyborczej debacie Orbán chciał niewątpliwie na tle agresywnego Gyurcsányego sprawiać wrażenie człowieka konsensusu, jednak w ogóle mu się to nie udało. Gyurcsány jawił się jako pewny siebie, Orbán zaś wyglądał na nerwowego i przygaszonego. To była najgorsza debata w życiu Orbána, była na tyle zła, że później spekulowano, czy nie takie właśnie było jej zamierzenie. Choć obaj kandydaci to doskonali mówcy, tym razem Gyurcsány zmiażdżył Orbána. Polityk MSZP jak z rękawa sypał liczbami, których Orbán nawet nie mógł zanegować, jako że minister finansów zadecydował, iż przed wyborami nie ujawni realnego bilansu państwa.


Gyurcsány i Orbán w debacie telewizyjnej. Fot. TAMAS KOVACS / MTI / PAP/EPA


Cios Fideszowi zadało także MDF, które do wyborów postanowiło pójść samodzielnie. Węgierski system zawsze faworyzował silne partie – gdyby stworzono wspólną listę kandydatów, przełożyłoby się to na bonus finansowy. MDF udało się z ledwością wejść do parlamentu, jednak SZDSZ uzyskał więcej głosów. Przed drugą turą MDF postawił warunek współpracy – premierem nie może być Orbán. Ten złożył taką obietnicę, co okazało się kolejnym fatalnym błędem, wyborcy bowiem byli mocno emocjonalnie związani z jego osobą. Fideszowi już po raz drugi do zwycięstwa nie wystarczyło ponad 40 procent głosów. Koalicja socjalistów z liberałami mogła rządzić dalej, natomiast Fideszowi groziła dezintegracja, a Orbánowi utrata przywództwa. Orbán przekonywał wszystkich, że do zwycięstwa potrzebny jest silny lider, ale przegrał i ta porażka się za nim ciągnęła. Nie trwało to jednak długo, bo tuż po wyborach Gyurcsány strzelił sobie spektakularną samobójczą bramkę.

Kłamaliśmy rano, kłamaliśmy wieczorem, kłamaliśmy w nocy...

Nagranie z majowego kongresu socjalistów w Balatonőszöd zostało upublicznione 17 września 2006 r. przez Magyar Rádió. Gyurcsány w wulgarnym przemówieniu starał się zmobilizować posłów do reform. Przyznał, że przez cztery lata niczego nie robili, wszystko „spierdolili”, a wybory wygrali jedynie dlatego, że na temat sytuacji w kraju „kłamali rano, wieczorem i w nocy” i tylko dzięki „opatrzności boskiej, pieniądzom z gospodarki światowej i setkom trików” to przeżyli.

Demonstracje wybuchły natychmiast. Nagranie wyemitowano po południu, a już wieczorem zebrało się kilka tysięcy demonstrantów. Kolejnego dnia przyszło już ponad 40 tysięcy protestujących i niektórzy z nich próbowali wejść do budynku telewizji publicznej. Spotkali się z ostrą interwencją policji. Jej działania, jak również wypowiedź Gyurcsányego, że nad rezygnacją zastanawiał się przez mniej więcej trzy minuty, doprowadziły do krwawej nocy z 18 na 19 września, kiedy to demonstranci faktycznie wdarli się do telewizji i przerwali transmisję. Policja musiała wezwać posiłki, by przedostać się do zabarykadowanego gmachu. Zapłonęły samochody i budynki, karetki pogotowia rozwoziły do szpitali setki rannych demonstrantów i policjantów. Liczne demonstracje trwały jeszcze przez tydzień, później ich intensywność zmalała, jednak cyklicznie się powtarzały aż do końca okresu wyborczego.

Niezwykle burzliwe były demonstracje z okazji 50. rocznicy powstania z 1956 r. Przy parlamencie demonstranci przedarli się przez kordon policji, zatarasowali przyległą ulicę skradzionym autobusem i obrzucili policjantów butelkami oraz kamieniami. Policja odpowiedziała armatkami wodnymi, w stronę protestantów skierowano niebieską i zieloną ciecz, gaz łzawiący, użyto także pocisków gumowych. Uczestników manifestacji Orbána policja rozganiała na koniach, niektórych ludzi potraktowała pałkami teleskopowymi. W szpitalu z rozbitą głową i złamaną ręką skończył poseł Fideszu Máriusz Révész. Demonstranci ukradli kilka pojazdów, w tym samochód opancerzony, uruchomili też stary radziecki czołg T-34, który skierowali przeciw ciężkozbrojnej policji.

Gyurcsány ani myślał przyznać się do odpowiedzialności za zamieszki. Wręcz przeciwnie: z arogancją twierdził, że Fidesz bał się stanąć na czele protestu i odgrywał rolę cichego beneficjenta gniewu ludu. Lewica obarczała winą Fidesz za niepokoje i zdewastowane miasto, Fidesz po niespełnionym ultimatum dotyczącym ustąpienia, które było tylko polityczną grą, zaczął całkowicie ignorować premiera, podczas jego wystąpień posłowie wychodzili z sali. W wyborach komunalnych jesienią 2006 r. Fidesz uzyskał już 53 procent głosów, ale nawet to nie skłoniło Gyurcsányego do ustąpienia. To było „na zewnątrz”, a jego rządowi nie pozostawało nic innego niż próba wprowadzenia reform.

Kolejne lata mijały pod znakiem oszczędności i cięć, podwyższania podatków i wprowadzania opłat. Fidesz jednak w żadnym stopniu nie odpuszczał rządowi i w 2008 r. doprowadził do referendum w sprawie reformy służby zdrowia wprowadzającej opłaty za wizyty u lekarza i w szpitalu oraz w sprawie czesnego. Socjaliści starali się na wszystkie możliwe sposoby nie dopuścić do referendum. Bezskutecznie. Wyniki były druzgocące: przeciwko polityce rządu opowiedziało się ponad 80 procent głosujących. Krótko później z rządu wyszli liberałowie, którzy w ostatniej chwili postanowili się ratować, później jednak nadal wspierali rząd mniejszościowy.

W tym czasie nadchodził już światowy kryzys gospodarczy, co dla Węgier miało być chwilą prawdy. Kraj znalazł się na skraju bankructwa, ze względu na dewaluację forinta dziesiątki tysięcy rodzin nie były w stanie spłacać kredytów w walutach obcych, wzrastało bezrobocie. Odnotowywano coraz więcej przypadków napadów na banki i drobnej przestępczości, głównie wśród najbiedniejszych Romów. Za ochronę większości zamiast niesprawnej policji wzięły się bojówki radykałów ze skrajnie prawicowej partii Jobbik, która w sondażach zaczęła zdobywać coraz większe poparcie. Doszło do kilku zabójstw Romów na tle rasowym.

W tej sytuacji w marcu 2009 r. Gyurcsány w końcu zrezygnował i został zastąpiony przez dotychczasowego ministra rozwoju i gospodarki Gordona Bajnaia. Poza Bajnaiem żaden z kandydatów nie był zainteresowany objęciem posady premiera. Nowy szef rządu stwierdził, że przyjął to stanowisko, bo nie ma żadnych politycznych ambicji i jego jedynym celem jest stabilizacja gospodarki, nawet za cenę bolesnych reform, oraz doprowadzenie kraju do wyborów. Orbán, który przez lata przywykł do objeżdżania całego kraju i kilku spotkań z wyborcami dziennie, nie musiał już nic robić. Ludzie byli wystarczająco zmobilizowani, wystarczyło tylko odpowiednio kanalizować gniew ludzi, tak aby Jobbik nie był w stanie przekonać wyborców, że za ich problemy odpowiadają Romowie i Żydzi. Hasło było proste i mówiło wszystko: „Elég!” (dość).

Tryumfalny powrót i „przebudowa” Węgier

Długo przed wyborami było jasne, że Fidesz (w koalicji wyborczej z KDNP, która zastąpiła „nielojalne” MDF) wygra i będzie rządzić samodzielnie, pozostawało tylko pytanie, czy zdobędzie większość konstytucyjną. Orbán obiecywał kompletną przebudowę, wprowadzenie prawa i porządku, stworzenie miliona miejsc pracy i, przede wszystkim, przywrócenie dumy narodowej. Na Orbána jako premiera już wcześniej przygotowane były Węgry i Europa. Wynik wyborów okazał się nokautujący – Fidesz uzyskał 68 procent głosów i bezprecedensową władzę. Socjaliści z dużą stratą zajęli drugie miejsce, a tuż za ich plecami znalazł się Jobbik. Ostatnim ugrupowaniem, któremu udało się wejść do parlamentu, była antyglobalistyczna Węgierska Partia Zielonych (LMP). Dawni ideowi wrogowie MDF i SZDSZ stworzyli wspólną listę, co jednak w niczym im nie pomogło: zdobyli mniej niż 3 procent. Był to koniec pewnej epoki, który oznaczał faktyczne zniknięcie sił napędowych węgierskiej transformacji – z tradycyjnych partii na scenie pozostały już tylko Fidesz i MSZP.

Choć przed wyborami Orbán głosił hasło „Małe zwycięstwo, małe zmiany – duże zwycięstwo, duże zmiany”, ekspresowe tempo działań było zaskoczeniem na Węgrzech i za granicą. Przewodniczący Fideszu nie krył swojego planu konserwatywnej rewolucji, która miała przeniknąć do wszystkich obszarów życia. Jak można wyczytać w biografii Orbána autorstwa Igora Jankego, chciał on, aby zmiany były jak najgłębsze i trudne do cofnięcia. Wiele spośród jego posunięć o systemowym i symbolicznych charakterze było jednoznacznie sprzecznych z niepisaną europejską zasadą konsensusu. Szybko spisano nową konstytucję, do której powrócił Bóg i nieco wyidealizowany obraz narodu, pojawiło się też między innymi odwołanie do roku 1956, ostre potępienie komunizmu i jego „politycznych spadkobierców”, a także deklaracja małżeństwa jako związku mężczyzny i kobiety. Nazwę Republika Węgierska zmieniono na Węgry – ustrój konstytucyjny się nie zmienił, jednak w opinii węgierskiej prawicy republika nie przyniosła Węgrom niczego dobrego i nie było powodu, by się z nią identyfikować.

Jeśli chodzi o zmiany symboliczne, to warto wspomnieć o pierwszej ustawie przyjętej przez nowy parlament. Na jej podstawie 4 czerwca, datę traktatu w Trianon, ogłoszono Dniem Jedności Narodowej. Symboliczne, ale też systemowe i polityczne znaczenie miała również ustawa, która umożliwiła Węgrom z państw sąsiednich uzyskanie węgierskiego obywatelstwa. W tej sprawie już w 2004 r. zorganizowano referendum (z powodu niskiej frekwencji nieważne) – Fidesz popierał tę inicjatywę, natomiast rząd Gyurcsányego ostro się jej sprzeciwiał. Sympatii „zagranicznych” Węgrów, spośród których obywatelstwo, a co za tym idzie – prawo do głosowania – do dzisiejszego dnia otrzymało ponad milion ludzi, lewica już nigdy nie zdobyła. Rząd aktywnie występuje w obronie swoich obywateli za granicą. Na gmachu parlamentu w Budapeszcie powiewa nawet flaga Seklerów, mniejszości węgierskiej niejasnego pochodzenia, która żyje w Rumunii i dąży tam do uzyskania autonomii.

Zwycięstwo Fideszu wyraźnie wpłynęło na kształt mediów publicznych, skąd podobnie jak w 2002 r. wyrzucono dziennikarzy związanych z poprzednim politycznym rozdaniem. Pozostaje pytanie, czy o węgierskich mediach państwowych można w ogóle mówić jako o publicznych, skoro rząd socjalistów zniósł abonament, przez co telewizja stała się w pełni zależna od polityków. Stopień podporządkowania państwowej telewizji i radia partii rządzącej po 2010 r. jeszcze bardziej osłabił jej pozycję na rynku i dziś główny kanał informacyjny M1 ma zaledwie trzyprocentową oglądalność. Obok medialnego konglomeratu Fideszu, który po zwycięstwie w wyborach poszerzył się dodatkowo o popularną telewizję komercyjną TV2 czy portal informacyjny Origo, na Węgrzech działają najchętniej oglądana telewizja komercyjna RTL Klub (z niemieckim właścicielem), kanał polityczny ATV (z węgierskim właścicielem), dziennik „Népszava” związany dotychczas z lewicą, najpoczytniejszy tygodnik „HVG” i stacja radiowa Klubrádió. Rządowi udało się przejąć głównie prasę regionalną, jednak otaczanie się mediami o opozycyjnej orientacji nie jest problemem. Media opozycyjne biją na głowę te rządowe w przypadku internetu – najpopularniejszym portalem informacyjnym był do niedawna Index z 6 milionami użytkowników miesięcznie (dla porównania najpopularniejszy drukowany dziennik ma sprzedaż na poziomie około 20 tysięcy). Po odejściu większości redakcji w lipcu 2020 r. nie ma pewności, w jakim kierunku podąży jego rozwój. Rolę Indeksu może przejąć drugi na liście najczęściej odwiedzanych portali informacyjnych o opozycyjnym punkcie widzenia 24.hu, redakcja Indeksu ogłosiła już jednak otworzenie nowego projektu. Charakterystyczny dla węgierskiej sceny medialnej jest brak solidarności po obu stronach. Gdy w 2015 r. z Orbánem rozstał się Lajos Simicska, obrócił cały swój konglomerat medialny przeciwko Fideszowi. Redaktorzy, którzy nie byli gotowi na to, by przystąpić do takiej zmiany z dnia na dzień, zostali wyrzuceni.

W sferze kultury czy edukacji rząd swoją dominację budował stopniowo poprzez zmiany kadrowe i tworzenie instytucji „administracyjnych”, w ramach których zrzeszono wcześniej formalnie niezależne organizacje (przede wszystkim te, w których zawsze dominował lewicowy światopogląd). Ponieważ w tym przypadku mieliśmy do czynienia z typowym kulturkampfem – sporem dwóch zaangażowanych mniejszości, do którego określenia zakorzenił się na Węgrzech wyraz kultúrharc (wojna kulturowa) – i ponieważ spór ten trwa nieprzerwanie przy udziale wszystkich mediów, jest on najgłośniejszy. Mobilizację szerokich mas społecznych wzbudziły też jednak projekty niezwiązane z logiką kultúrharc, takie jak pomysł opodatkowania internetu czy zorganizowania w Budapeszcie igrzysk olimpijskich. W obu tych sprawach rząd pod naporem ulicy ustąpił, inaczej niż w przypadku „walki kulturowej”.

Korporacje będą płacić!

Pomimo pewnego postępu zanotowanego w trakcie rządów Bajanaiego najbardziej palącym problemem Węgier pozostała gospodarka. I właśnie w gospodarce gabinet Orbána zdecydował się na niestandardowe metody. Sytuację dłużników z hipoteką w walucie obcej rozwiązał na niekorzyść banków, które musiały na nowo przeliczyć kredyty po kursie Węgierskiego Banku Narodowego, a nawet wstecznie kompensować straty klientów. Odrzucił kolejną pożyczkę Międzynarodowego Funduszu Walutowego, ponieważ jej warunkiem było zadeklarowanie, że Węgry „zrezygnują z eksperymentów gospodarczych”. Na koncerny działające w energetyce, telekomunikacji, bankowości, ubezpieczeniach i sprzedaży hurtowej rząd nałożył kryzysowy podatek od zysku. Z pieniędzy „znacjonalizowanego” drugiego filaru systemu emerytalnego w kwocie 14 miliardów dolarów rząd odkupił udziały w strategicznych przedsiębiorstwach. W 2013 r. przedterminowo spłacono pożyczkę MFW i tego samego dnia węgierskiej filii funduszu wypowiedziano umowę najmu.

Swoją polityką ekonomiczną rząd Orbána początkowo rozjuszył zagranicznych przedsiębiorców z dużym kapitałem, media i polityków. Szybko jednak potwierdziły się zdolności adaptacyjne świata korporacji – zaakceptował on narzucone zasady i, wyjąwszy kilka banków, nie spełniły się alarmistyczne prognozy, wedle których wszystkie zagraniczne firmy miały opuścić Węgry lub przenieść swoje obciążenia finansowe na klientów. Jedną z wielkich bolączek węgierskiej gospodarki była duża liczba emerytów i rencistów i niska liczba osób odprowadzających podatki. Rząd zaczął weryfikować wnioski o wcześniejsze przejście na emeryturę i ograniczył je w przypadku wojska i policji, dla większości obywateli zaś podniósł wiek emerytalny o trzy lata (natomiast dla sędziów, z uwagi na wymianę kadr, obniżono go o osiem lat).

W ramach wizji „społeczeństwa opartego na pracy” władza skróciła do zaledwie trzech miesięcy wypłatę zasiłku dla bezrobotnych i wprowadziła system prac publicznych. Trwają one maksymalnie 12 miesięcy, można je wydłużyć o kolejnych sześć. W 2016 r. w ramach programu pracowały 223 tysiące Węgrów (41% bezrobotnych), celem projektu jest utrzymanie nawyku pracy i motywacja do poszukiwania lepiej płatnego zatrudnienia. Rząd zbliżył się do realizacji swojej wyborczej obietnicy – w 2020 r. pracowało o 800 tysięcy Węgrów więcej niż 10 lat wcześniej. Wprowadzono znaczące ulgi podatkowe dla rodzin z dziećmi, dzięki wykupieniu koncernów energetycznych rząd mógł obniżyć zawyżone ceny gazu i prądu, co obywatelom jest konsekwentnie przypominane w rachunkach. Rządowi Orbána udało się ustabilizować deficyt budżetu publicznego na poziomie poniżej trzech procent, a zadłużenie kraju od wielu lat spada.

Interesy z wszystkimi!

Dążenie do dywersyfikacji handlu zagranicznego, przede wszystkim w odniesieniu do Azji, którą Orbán uważa za kontynent przyszłości (w swoim słynnym przemówieniu o liberalizmie w 2014 r. jako wzór podał przykład krajów, które odniosły sukces – Singapur, Chiny, Indie, Rosja i Turcja), odzwierciedliło się także na płaszczyźnie symbolicznej, poprzez zmianę nazwy Ministerstwo Spraw Zagranicznych na Ministerstwo Handlu Zagranicznego (dopiero w dalszej części „i Spraw Zagranicznych”). Węgry od tej pory przejawiają minimalne zainteresowanie kwestią praw człowieka (poza prześladowanymi chrześcijanami, dla których utworzono własny urząd rządowy), a w ich polityce praw zagranicznych dominuje twardy realizm. Polityka „otwarcia na wschód” przyniosła bardzo krytykowane kroki, takie jak powierzenie dokończenia budowy elektrowni jądrowej Paks Rosjanom. Interesujące jest jednak również to, że w 2019 r. głównym inwestorem Węgier po raz pierwszy były nie Niemcy, lecz Korea Południowa.

Kontrowersyjnym wymiarem nieortodoksyjnej gospodarki węgierskiej jest tworzenie „patriotycznej burżuazji narodowej” jako kontrapunktu wobec kapitału zagranicznego i „czerwonych baronów”. Problem stanowi to, że przedstawiciele nowej burżuazji pozostają w przyjacielskich lub rodzinnych relacjach z politykami rządowymi i system rozdziału zamówień publicznych jest mocno upolityczniony. Pozycja państwa i kapitału wygląda odwrotnie niż na przykład w Republice Czeskiej. Kapitał nie lobbuje polityków, ale zajmuje wobec nich pozycję podrzędną.

W 2009 r. Orbán mówił o tym, że w kolejnych latach zastąpi „dualny układ sił układem centralnym”. Innymi słowy: zamiast symetrycznego systemu dwóch dużych partii rządzić będzie jedna partia, która „jest w stanie wyartykułować sprawy interesu narodowego”. Nie była to groźba, a raczej stwierdzenie faktów – było rzeczą oczywistą, że socjaliści poniosą druzgocącą porażkę, a innej tak dużej i popularnej partii jak Fidesz na Węgrzech nie było.

Szybko nadeszły zmiany, które podobały się w zasadzie wszystkim poza tymi, których dotyczyły, w praktyce jednak oznaczały one jeszcze większa koncentrację władzy: liczba ministerstw zmniejszyła się do ośmiu łącznie z superministerstwem zasobów ludzkich. Zwiększył się przy tym wpływ urzędu premiera – szef kancelarii premiera został faktycznie drugą osobą w państwie, a liczba posłów w jednoizbowym parlamencie spadła z 386 do 199. Z tym związany jest też nowy system wyborczy, w którym zlikwidowano drugą turę, zmodyfikowano granice niektórych okręgów wyborczych i wzmocniono elementy większościowe: 106 posłów jest wybieranych w jednomandatowych okręgach wyborczych, reszta dochodzi z ogólnokrajowego głosowania na listy wyborcze. To idealny układ dla scenariusza z rozczłonkowaną, niezdolną do porozumienia się opozycją.

2014 r. i tryumf trwa

Z nieprzychylnością zagranicy konserwatywny rząd musiał się mierzyć od początku. Podczas inauguracji węgierskiej prezydencji w UE w styczniu 2011 r. Orbána w Brukseli wygwizdali lewicowi europosłowie zaniepokojeni projektem nowej konstytucji i przyjętej ustawy o mediach. Pierwsza debata na temat stanu demokracji na Węgrzech odbyła się na gruncie Parlamentu Europejskiego w Strasburgu na początku 2012 r. Orbán przyjął zaproszenie i wystąpił z przemówieniem, którego adresatem byli ewidentnie Węgrzy. Dzień później w Budapeszcie odbywała się duża, licząca setki tysięcy uczestników demonstracja poparcia rządu pod hasłem „Nie będziemy kolonią”. Takie sceny później z roku na rok się powtarzały, Orbán bowiem zwykł wykorzystywać europarlament oraz druzgocącą, motywowaną ideologicznie krytykę na swoją korzyść. Przekonanie o tym, że zachodnie elity zawsze faworyzowały postkomunistyczne rządy, które nie dbały o interesy narodowe, służyły międzynarodowemu kapitałowi, przez co zrujnowały Węgry, było wśród prawicowych węgierskich wyborców powszechne.

Na popularności partii rządzącej, która w pierwszych dwóch latach gwałtowanie spadła, coraz bardziej odbijała się sytuacja w kraju. Chociaż rząd starał się nie iść drogą oszczędności, niektóre z rozwiązań Bajnaia musiały zostać utrzymane. Podstawowa stawka VAT jest do dziś na Węgrzech rekordowo wysoka (27%), zaś atak na prywatne ubezpieczenia emerytalne wywołał w szeregach obywateli niepokój. Ogólna sytuacja zaczęła się wyraźniej stabilizować dopiero w roku 2013. Dodatkowo rząd w ciągu pierwszych dwóch lat wydał ogromną liczbę ustaw, zazwyczaj w formie inicjatyw ustawodawczych posłów, co spowodowało chaos, jako że trzeba je było często zmieniać czy anulować. Potem wybuchł przykry skandal prezydenta Pála Schmitta, który musiał ustąpić, gdy okazało się, że większość jego pracy doktorskiej była plagiatem.

Ostatecznie jednak wszystko się unormowało, straszenie przez liberałów krachem nie znalazło odzwierciedlenia w rzeczywistości i Węgry obroniły swoją nieortodoksyjną drogę. Gospodarka zaczęła się rozwijać, rząd uzyskał przestrzeń do rozwoju swojej pozytywnej wizji społecznej i Fidesz w 2014 r. utrzymał większość konstytucyjną 133 głosów. Podstawą tryumfu Fideszu było przede wszystkim miażdżące zwycięstwo w jednomandatowych okręgach wyborczych, gdzie partia Orbána pokonała sojusz lewicy w stosunku 9:1. Przy ogólnokrajowej liście odnoszący wcześniej sukcesy Jobbik czekał los UKIP z brytyjskich wyborów – w JOW-ach ugrupowanie to nie zdobyło ani jednego mandatu. To samo stało się w przypadku Zielonych z LMP. Krótko po wyborach rząd popełnił jednak kilka błędów – nowy podatek od internetu wyprowadził na ulice między innymi wcześniej biernych, przede wszystkim młodych, Węgrów, w prasie zaczęto szeroko omawiać rozwód Orbána z magnatem medialnym Simicską, który publicznie nazwał premiera Węgier niezwykle grubiańskim wyrazem.

Określenie to jest do dziś najpopularniejszym hasłem opozycji, która natychmiast zapomniała, że nikt na Węgrzech w ciągu trzech dekad nie zrobił więcej dla „reżimu Orbána” niż właśnie Simicska. Jako nową zmianę do mediów Simicska przyjął dziennikarzy z prasy lewicowej, którzy zaczęli ujawniać różne występki rządu i korupcję – konkretnie to, kto jest beneficjentem zamówień państwowych po odcięciu od nich samego Simicski.

Kryzys migracyjny i wszystko wygląda inaczej...

Tyle tylko że gdy popularność Fideszu zaczęła ponownie spadać i Orbán po rozstaniu z Simicską (które musiało być dla premiera bolesne również pod względem prywatnym – panowie przyjaźnili się od czasów licealnych) znalazł się w defensywie, z pełną mocą uderzył kryzys migracyjny. Węgry znajdowały się na bałkańskiej trasie migrantów i według statystyk rządowych ich granice w letnich miesiącach 2015 r. przekroczyło nielegalnie ponad 400 tys. ludzi. Praktycznie nikt z nich nie planował pozostania na Węgrzech i występowania tam o azyl. Wszyscy kierowali się do krajów zachodnich, przede wszystkim do Niemiec, które z własnych moralnych i ekonomicznych pobudek zdecydowały się na działalność humanitarną i pomaganie ludziom w potrzebie poza zasadami związanymi z przyznawaniem azylu. Rząd Orbána bronił przestrzegania takich reguł, przez co spotkał się z potępieniem zachodniego świata intelektualistów, liberalnych polityków i mediów, z groźbami (m.in. wykluczenia z UE), oskarżeniami o faszyzm i celowe zniekształcanie rzeczywistości. Na popularnym nagraniu z Węgier widać, jak migrant zrzuca swoją żonę i dziecko na tory. Policjant, który starał się im pomóc, był w zachodnich mediach przedstawiany jako ten, przed którym rodzina kuli się w lęku na ziemi.


Fot. archiwum autorki


Twarde i pragmatyczne podejście Orbána – które ostatecznie stanie się cichym unijnym konsensusem – wzmocniło jego pozycję w kraju, w którym w tych gorących miesiącach 2015 r. spotykał się ze znaczącym wsparciem. Ale to nie wszystko – to właśnie dzięki zmasowanej krytyce zza granicy Węgry na ogólnoeuropejskiej scenie mogły zacząć pełnić funkcję wyraźnie wykraczającą poza geopolityczną i ekonomiczną siłę kraju. Orbán dobrze wyczuł, że w kwestii masowej migracji, która w krajach Zachodu jest obecna co najmniej od lat 60. ubiegłego wieku, nigdy nie było żadnej ogólnospołecznej zgody. Politycy przez kilkadziesiąt lat podchodzili do tego tematu tak samo biernie jak w 2015 r., milczenie mas było wymuszone presją społeczno-polityczną, a migracja stała się na Zachodzie zagadnieniem, o którym nie można już było normalnie rozmawiać.

Widzowie BBC musieli być w szoku, gdy węgierski minister handlu zagranicznego Péter Szijjártó spokojnie i dobrą angielszczyzną informował zdenerwowaną dziennikarkę, że Węgry chcą pozostać krajem jednorodnym kulturowo i mają do tego prawo, tak jak kiedyś Wielka Brytania postanowiła zostać społeczeństwem wielokulturowym.

Orbán podniósł zatem sztandar oporu, przez co w całej Europie pojawiło się zarówno wielu przeciwników, jak i zwolenników Węgier. Węgry stały się swego rodzaju drugim Izraelem – państwem, o którym każdy ma swoją opinię. W kraju migracja stała się tematem numer jeden, z czasem równie gorąco zaczęto dyskutować też o amerykańskim finansiście węgierskiego pochodzenia George’u Sorosu. Było to dość logiczne: opozycja okazała się zbyt słaba, zdezintegrowana i skupiona na wewnętrznych problemach, by móc być godnym przeciwnikiem Fideszu. Nie była w stanie zająć stanowiska w sprawie migracji i starała się lawirować, tak by nie zrazić do siebie wyborców z ugruntowaną opinią w tej kwestii. Soros to niewątpliwie biegun przeciwny do węgierskiego rządu, w jego wizji świata, jak wynika z wypowiedzi dla agencji Bloomberg, uchodźca jest w centrum zainteresowania, a granice są przeszkodą. Sorosa z Węgrami do dziś łączą silne związki. Właśnie tutaj umieścił on swój uniwersytet, starał się też wpłynąć na bieg węgierskiej polityki – według Jankego między innymi w 1994 r. próbował nakłonić przedstawicieli Fideszu, by dołączyli do koalicji socjalistów z liberałami, którą w odróżnieniu od podejrzewanego o nacjonalizm MDF wspierał.

2018 r. i trzecie zwycięstwo

Z tematami migracji i Sorosa Fidesz w 2018 r. powtórzył kétharmad, czyli zwycięstwo z dwoma trzecimi głosów i większość konstytucyjną. Frekwencja wyborcza była tego roku bardzo wysoka, wyniosła niemal 70 procent. Opozycja po ośmiu latach nie potrafiła uaktywnić partii, która byłaby w stanie konkurować z Fideszem, tak jak kiedyś MSZP, ani też (ze względu na liczne osobiste animozje i różnice programowe) stworzyć sojuszu przynajmniej na potrzeby jednomandatowych okręgów wyborczych. W kampanii starała się wskazywać na systemową korupcję i pokonać Fidesz socjalnymi obietnicami „wszystko dla wszystkich”. Na Węgrzech ogólnie widoczny jest brak partii, która proponowałaby uszczuplenie administracji publicznej i forsowałaby gospodarkę rynkową.

Drugie miejsce zajął Jobbik (w nowej roli – partii centroprawicowej), a za nim trzy kolejne partie lewicowe. W ten sposób Fidesz „ustrzelił hattrick” i do 2022 r. może tak jak dotychczas bez najmniejszych przeszkód rozwijać swoją wizję demokracji liberalnej. Na kolejne lata zapowiedział przede wszystkim walkę z kryzysem demograficznym, z którym Węgry borykają się już od lat 70. XX wieku. Rekordowo niski wskaźnik liczby urodzeń Węgry miały w 2011 r., kiedy to na jedną kobietę przypadało 1,23 dziecka. Dzięki polityce propopulacyjnej rządowi udało się podnieść ten wskaźnik do około 1,6. Po ulgach podatkowych rządzący proponują korzystne pożyczki na mieszkanie dla rodzin z co najmniej trójką dzieci, pomoc w zakupie samochodu siedmioosobowego czy pełne zwolnienie z podatków dla kobiet z czwórką dzieci. Na politykę rodzinną Węgry wydają obecnie rekordowych 5 procent PKB, a ludzie w wieku średnim stanowili w 2018 r. największą grupę wyborców Fideszu.

Trwa centralizacja kolejnych obszarów życia publicznego, akademickiego i kulturalnego. Protesty mają raczej niewielką intensywność i są jednostkowe. Jak wynika z obszernych badań think tanku Policy Solutions z 2020 r., 57 procent Węgrów za największy plus dziesięciu lat rządów Fideszu uważa wsparcie rodzin, 45 procent – obronę przed migracją, a 35 procent – spadek cen energii. Wszystkie trzy obszary rząd uczynił swoimi tematami flagowymi. Jeśli chodzi o negatywy, to 56 procent wspomina zły stan służby zdrowia, 34 procent za problem uważa zbyt dużą nierówność, a 31 procent – złe postępowanie z pracownikami. Tylko 11 procent wśród trzech największych problemów wymieniło stwierdzenie „na Węgrzech nie ma już demokracji”.

Jesienią 2019 r. Fidesz zanotował odczuwalne straty w wyborach komunalnych, w których opozycja po raz pierwszy współpracowała ze sobą i wystawiła wspólnych kandydatów. Współpracę w co najmniej 106 jednomandatowych okręgach wyborczych ugrupowania opozycyjne zapowiadają też na 2022 r., gdy odbędą się kolejne wybory parlamentarne. Ich sojusz w dalszym ciągu komplikują konflikty programowo-personalne, obecność Jobbiku z jednej i Ferenca Gyurcsányego z drugiej strony. Do sierpnia 2020 r. rozpadło się kilka komunalnych koalicji powstałych po wyborach jesiennych. Z pierwszej fali pandemii Fidesz wyszedł wzmocniony i jego poparcie w sondażach przekracza dziś 50 procent, co dla partii oznaczałoby najlepszy od 2010 r. wynik. Podczas gdy za granicą mówiono o koronawirusowej dyktaturze na Węgrzech, w kraju rządowi Orbána udało się zwabić opozycję do pułapki. Ta, odmawiając współpracy, niejako występowała przeciwko działaniom ukierunkowanym na ochronę ludzi i gospodarki. Tak bardzo dyskutowany stan wyjątkowy na Węgrzech zakończył się najwcześniej spośród europejskich krajów. Druga, silniejsza fala epidemii dla kraju z niedofinansowaną służbą zdrowia i wrażliwą gospodarką stanowi spore wyzwanie.

Epilog

Viktor Orbán 30 listopada pobił 130-letni rekord Kálmána Tiszy i stał się najdłużej urzędującym premierem Węgier. W grudniu 2020 r. cała opozycja parlamentarna (i pozaparlamentarny Ruch Momentum) zdecydowała się na możliwie najbliższą formę współpracy do wyborów 2022 r. W prawyborach partie opozycyjne wybiorą wspólnych kandydatów do 106 jednomandatowych okręgów wyborczych, przygotują też wspólną listę ze wspólnym kandydatem na premiera. Według sondaży to jedyna szansa, by pokonać Fidesz, który dysponuje stabilnym poparciem na poziomie 45–50 procent. Samodzielnie najsilniejszą partią jest Koalicja Demokratyczna Ferenca Gyurcsányego wspierana przez około 15 procent wyborców, małżonka polityka Klára Dobrev jest wskazywana jako jeden z możliwych kandydatów na stanowisko premiera.

 

 

Wykorzystane źródła:

DEBRECZÉNI, József. A miniszterelnök. Antall József és a rendszerváltozás. Osiris 1998.

DEBRECZÉNI, József. Orbán Viktor. Osiris 2003.

GYÖRGY, László. Creating Balance. Századvég 2019.

JANKE, Igor. Forward! Aeramentum 2015.

KENDE, Péter. A Viktor. KendeArt Kft. 2002.

MAGYAR, Bálint. Magyar polip. Noran Libro Budapest 2013.

PÜNKÖSTI, Árpád. Szeplőtelen fogantatás. Népszabadság Könyvek 2005.

SKYTT, Lasse. Orbánland. National Széchenyi Library 2019.

https://www.policysolutions.hu/hu/hirek/496/orban10_publikacio

Źródła w języku angielskim:

https://www.politico.eu/article/luxembourg-foreign-minister-jeanasselborn-hungary-should-leave-eu/

https://www.bloomberg.com/news/articles/2015-10-30/orban-accusessoros-of-stoking-refugee-wave-to-weaken-europe

https://dailynewshungary.com/election-2018-poll-ruling-parties-strongest-age-groups/

Opublikowano w ramach badań Polska i Węgry: Droga od liberalizmu think tanku New Directions, następnie w czasopiśmie Kontexty