Back to top
Publikacja: 13.03.2021
Balázs Hidvéghi: Polacy i Węgrzy muszą razem odrzucić ten dyktat
Polityka

Problem z tzw. praworządnością w PE jest taki, że radykalna lewica porwała tę ideę i zamieniła ją w pałkę polityczną, którą chce bić nielubiane państwa. Tak się przypadkiem składa, że są to państwa rządzone przez konserwatystów: Węgry, Polska, a teraz doszła do tego jeszcze Słowenia – tłumaczy w rozmowie z portalem Kurier.plus Balázs Hidvéghi, europoseł Fideszu, podkreślając, że nadszedł już czas, aby na poziomie europejskim stworzyć prawicową partię chadecką.


Kurier.plus: Będzie pan tęsknił za Europejską Partią Ludową?

Balázs Hidvéghi: Tęsknię za EPL sprzed dwudziestu lat. W tej frakcji parlamentarnej wciąż są porządni ludzie i sensowne partie polityczne, które tak jak my nie mogą pogodzić się z tak znacznym przechyłem na lewo. EPL straciła swój charakter i zmieniła się nie do poznania. Za obecną EPL na pewno nie będziemy tęsknić.

Jak konkretnie ten przechył w lewo wpłynął na wasze relacje?

EPL z jakiegoś powodu zdecydowała, że na poziomie europejskim można współpracować jedynie z socjalistami, liberałami i zielonymi. Czołowi politycy tej partii wykluczyli budowanie relacji z partiami na prawo od siebie, np. z PiS-em. Powodem tego jest oczywiście wewnętrzny polski konflikt między PiS-em a PO – partią, która jest częścią EPL. To politycy Platformy w dużej mierze odpowiadają za sekowanie grupy Europejskich Konserwatystów i Reformatorów (ECR) w Parlamencie Europejskim. EPL nie opowiada się już dziś za tradycyjnymi, chrześcijańskimi wartościami, np. w sprawie definicji małżeństwa czy rodziny.

A jednak czołowi politycy EPL wciąż określają swoją partię mianem chrześcijańskiej demokracji.

Według mnie dziś nie ma już sensu określać EPL tym mianem. W ostatnich latach ta partia w błyskawicznym tempie traciła swój chrześcijański charakter. Teoretycznie jest to wciąż partia centrowa, ale w najważniejszych kwestiach trudno jest znaleźć różnice między stanowiskiem EPL a lewicą. Dlatego Fidesz opuścił jej szeregi. Jeszcze raz wrócę do rodziny, małżeństwa, adopcji dzieci. To kluczowe kwestie, które – co warto za każdym razem podkreślać – należą do wyłącznej kompetencji państw członkowskich. Brukselskim gabinetom nic do tego, jak nasze narody porządkują te sprawy. EPL jednak ulega naciskom lewicy, która bardzo chce zmienić ten stan rzeczy. Politycy europejskiej „chadecji” boją się ataków medialnych i grzecznie podążają drogą wytyczoną przez lewicę. Nawiasem mówiąc, rynek medialny na Zachodzie jest totalnie jednostronny. W naszej części Europy – w Polsce, na Węgrzech – jest dużo więcej wolności prasy niż w Niemczech czy tu, w Belgii.

Kolejną kwestią, której politycy EPL bardzo się boją, jest imigracja. EPL, dbając o swój wizerunek w lewicowych mediach, nie ma odwagi stanąć za milionami Europejczyków, którzy obawiają się masowej imigracji. Politycy tej partii nie chcą rozmawiać o bronieniu granic naszego kontynentu. Zamiast tego wolą dyskutować o „zarządzaniu migracją”.

EPL stonowała jednak swoje stanowisko w tej sprawie po kryzysie migracyjnym z 2015 r. Dziś nie da się powiedzieć, że ta partia chce na oścież otworzyć drzwi do Europy.

To prawda. Stało się tak głównie za sprawą rozsądnych głosów płynących z naszej części Europy. W tej sprawie EPL nie jest dziś aż tak radykalna, jak choćby w kwestii małżeństwa czy adopcji dzieci. Doskonale pamiętam, jak w 2019 r. przez kilka miesięcy pracowaliśmy nad programem EPL w sprawie migracji. To był bardzo trudny proces. Prezentowałem punkt widzenia Fideszu, który wyklucza otwarcie granic dla migrantów i nie upatruje w tym czegoś nieuniknionego, co prędzej czy później musi się zdarzyć. Udało mi się do pewnego stopnia przekonać kolegów z EPL do zajęcia rozsądnego stanowiska w tej sprawie, choć ostateczna wersja daleka była od naszego ideału.

Odejście europosłów Fideszu z EPL było tak naprawdę ruchem wyprzedzającym.

Tak. Grupa EPL chciała ograniczyć prawa członków EPL z Fideszu poprzez zmiany w statucie mające ułatwiać zawieszenie. Nie mogliśmy zaakceptować tak poniżających praktyk. Politycy tej frakcji zapominają, że mamy olbrzymie poparcie na Węgrzech, który daje nam bardzo silny mandat. Nie będziemy tolerować takiej polityki w wykonaniu Manfreda Webera [przewodniczącego grupy poselskiej Europejskiej Partii Ludowej – przyp. KP] czy Donalda Tuska [szefa Europejskiej Partii Ludowej – przyp. KP], która jest najwidoczniej wyrazem ich frustracji. Godność i wiarygodność to w polityce bardzo ważne rzeczy.

Nie da się jednak ukryć, że przez lata EPL była dla Węgier swego rodzaju tarczą przed krytyką ze strony Brukseli. Jeszcze kilka lat temu pojawiały się w Polsce komentarze, że PiS popełnił błąd nie przystępując do tej frakcji.

Razem bylibyśmy na pewno silniejszy.

Co teraz, skoro Fidesz nie ma już tej „tarczy”?

Jak powiedział ostatnio premier Viktor Orbán, przyszedł czas na to, by na poziomie europejskim stworzyć prawicową partię chadecką. To niewątpliwie trudna droga, ale nie możemy się bać na nią wejść.

Matteo Salvini, przewodniczący Ligi, ogłosił niedawno, że rozmawia z Polakami i Węgrami na temat stworzenia nowej grupy w PE. Znajdzie się wystarczająco dużo wspólnych punktów, by powstał taki sojusz?

Jest jeszcze zbyt wcześnie, by jednoznacznie się na ten temat wypowiadać. Jedno mogę powiedzieć: nie jest żadnym sekretem, że Fidesz ma dobre relacje z PiS-em i Ligą Salviniego, a także Fratelli d’Italia Giorgii Meloni. Powinniśmy ze sobą współpracować, ale cały czas trwają na ten temat rozmowy.

Czy ta inicjatywa nie skończy się jednak zbudowaniem przez europejską centrolewicę „kordonu sanitarnego” dokoła nowej prawicowej grupy politycznej? Tak naprawdę to pytanie o polityczną sprawczość.

Nawet jeżeli w Parlamencie Europejskim z powodu nacisków lewicy polityczny mainstream tworzy „kordony sanitarne”, to na poziomie UE nie da się pomijać krajów takich jak Polska czy Węgry. Jeżeli będziemy razem pracować, to będziemy silniejsi.

Czy ogłoszenie przez Parlament Europejski całej UE „strefą wolności LGBTIQ” rzeczywiście powinno nas niepokoić?

Zgadzam się z prof. Ryszardem Legutko, który powiedział podczas debaty w Parlamencie Europejskim, że Unia to strefa wolności dla wszystkich. Nie możemy wybierać jednej grupy i stwarzać wokół niej fikcyjnej sytuacji. Wszyscy w Europie szanujemy to, jak ktoś chce sobie umeblować prywatne życie. Nie będziemy jednak słuchać dyktatu Unii Europejskiej i lewicowych radykałów na temat tego, czym jest małżeństwo i jak powinna wyglądać rodzina. Tylko w naszej gestii jest to, co nasze dzieci będą słyszeć na ten temat w przedszkolach i szkołach. Jesteśmy dumni z tego, że bronimy tradycyjnych wartości.

Věra Jourová, wiceprzewodnicząca Komisji Europejskiej, zapowiedziała w wywiadzie z „Dziennikiem Gazetą Prawną”, że UE będzie odbierać fundusze unijne za dyskryminowanie środowisk LGBT. Czy to nie jest broń, która może skutecznie ograniczyć opór ze strony państw takich jak Polska i Węgry?

Pod koniec zeszłego roku był to główny temat rozmów na forum Rady Europejskiej. Bardzo jasno postawiono wtedy sprawę: żadna ideologia nie może być wykorzystywana do szantażowania państw członkowskich odebraniem środków europejskich. Tak postanowiła, po długiej debacie, Rada Europejska.

Problem z tzw. praworządnością w PE jest taki, że radykalna lewica porwała tę ideę i zamieniła ją w pałkę polityczną, którą chce bić nielubiane państwa. Tak się przypadkiem składa, że są to państwa rządzone przez konserwatystów – Węgry, Polska, a teraz doszła do tego jeszcze Słowenia. 

Lewica stała się wrogiem wolności. Kiedyś liberalizm bronił wolności słowa. Dziś lewicowi liberałowie chcą słuchać tylko swoich własnych opinii. Nie mogą znieść innego punktu widzenia i stają się coraz bardziej agresywni. Musimy kategorycznie odrzucać wszelkie próby karania państw unijnych z powodów ideologicznych.

Pytanie, czy Polska i Węgry mają wystarczająco dużo siły.

Z natury rzeczy jestem optymistą. Inaczej nie byłbym w polityce. Mamy przed sobą trudną drogę, ciężkie bitwy, ale zarówno Polska, jak i Węgry pokazały w historii, że jesteśmy silnymi narodami i potrafimy bronić swojej tożsamości. Bardzo mnie cieszy, że znów stoimy ramię w ramię i pomagamy sobie nawzajem w tej niezwykle ważnej bitwie.

Zna pan to przysłowie?

„Polak, Węgier – dwa bratanki”? Oczywiście. Te słowa były prawdziwe setki lat temu i są prawdziwe do dziś. Razem jesteśmy silni. Ten sojusz dziś jest bardziej żywy niż kiedykolwiek wcześniej.

 

Rozmawiał PW

Fot. na stronie głównej: Facebook / Balázs Hidvéghi