Back to top
Publikacja: 09.01.2021
Jakub Wiech: gazoport w Chorwacji zwiększa bezpieczeństwo energetyczne Europy Środkowej

Karol Gac: 1 stycznia rozpoczął działalność pływający gazoport LNG Croatia w Chorwacji. Jak ocenia pan tę inwestycję?

Jakub Wiech, ekspert w kwestii energetyki: Jest to krok do zwiększenia bezpieczeństwa energetycznego Europy Środkowej i cios dla dotychczasowego gazowego monopolisty na tym obszarze – Gazpromu. Chorwacja jest jednym z tych krajów UE, które zrozumiały, że Moskwa używa swoich surowców energetycznych do gry politycznej, a Gazprom czasami nie gra fair – co zostało wykazane w postępowaniu antymonopolowym prowadzonym przez Komisję Europejską.

Do tego trzeba również dołożyć rosnące zapotrzebowanie na gaz związane z transformacją energetyczną UE. W efekcie część UE postanowiła skorzystać z trwającego właśnie boomu na gaz skroplony (czyli LNG), napędzonego mocą amerykańskiej łupkowej rewolucji. Taka inwestycja wzmacnia bezpieczeństwo energetyczne, poprawia konkurencję na rynku oraz umożliwia budowanie nowych relacji handlowych.

Media określają go mianem bliźniaka gazoportu w polskim Świnoujściu. Rzeczywiście tak jest?

I tak, i nie. Oczywiście zarówno terminal na wyspie Krk, jak i terminal w Świnoujściu służą do importu gazu skroplonego, lecz są to obiekty różnej klasy. Chorwacki terminal to tzw. Floating Storage and Regasification Unit (FSRU), czyli jednostka pływająca. Z wyglądu przypomina ona potężny masowiec. Tego typu terminale są atrakcyjne, jeśli chodzi o koszty budowy, mają jednak mniejszą roczną przepustowość – maksymalne zdolności regazyfikacyjne LNG Croatia to 2,6 mld m3. Tymczasem terminal w Świnoujściu jest obiektem nabrzeżnym, znacznie większym niż FSRU, a przez to droższym, ale i sprawniejszym. Początkowa moc regazyfikacyjna świnoujskiej jednostki wynosiła 5 mld m3. Obecnie terminal jest rozbudowywany do przepustowości 7,5 mld m3. Docelowo może on dysponować zdolnością nawet i 10 mld m3. Zalicza się on zatem do największych obiektów tego typu w Europie.

Za pośrednictwem chorwackiego terminala skroplony gaz mogą też sprowadzać Węgry. Jakie ma on znaczenie dla całego regionu?

Każdy punkt wejścia do sieci gazowej Europy Środkowej, którym może popłynąć nierosyjski surowiec, jest z jednej strony wzmocnieniem bezpieczeństwa energetycznego, a z drugiej – mechanizmem zaprowadzania konkurencji na tym bardzo specyficznym rynku. Zainteresowanie dostawami realizowanymi przez chorwacki terminal dowodzi, że taka jednostka była potrzebna. Jednak całościowa, kompleksowa ocena znaczenia takiej jednostki zależy od jej wpasowania się w regionalne uwarunkowania. Warto na początku zaznaczyć, że państwa środkowoeuropejskie są silnie uzależnione od rosyjskiego gazu. Zależność ta stanowi średnio 50–60%, choć w niektórych państwach (np. w Estonii czy Bułgarii) wynosi 100%. Tak głębokie uzależnienie podziałało jako bodziec do szukania alternatywnych źródeł dostaw. To m.in. dzięki tej motywacji powstała ukierunkowana na budowę wspólnego, konkurencyjnego rynku gazu tzw. Inicjatywa Trójmorza, której Chorwacja jest częścią. Nie możemy jednak patrzeć na ten region jako na monolit. Z jednej strony mamy bowiem Ukrainę, która od 2015 r. nie importuje bezpośrednio gazu z Rosji i aktywnie poszukuje partnerów oferujących ten surowiec, ale z drugiej strony mamy też Węgry, które regularnie podpisują z Gazpromem długoletnie umowy gazowe.

W 2019 r. Chorwacja importowała 2,9 mld m3 gazu, z czego ponad 2,8 mld m3 dostarczył Gazprom. Pierwsza partia gazu LNG przyszła jednak z USA. Chorwacja uniezależnia się od Rosji?

Terminal LNG daje taką szansę. Gazprom potrafi jednak zażarcie bronić swojego kawałka rynku gazu – widać to było na przykładzie Litwy. Litwini w 2014 r. uruchomili jednostkę FSRU w Kłajpedzie, podobną do tej chorwackiej. Jednakże kiedy Gazprom stanął przed zagrożeniem utraty wpływów na rynku litewskim, zaczął oferować znacząco niższe ceny gazu. Rosja może sobie pozwolić na dumping w tym zakresie. Kreml doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że wpływy gospodarcze w sektorze gazu równają się odpowiednim wpływom politycznym. Dlatego całkowita cena, którą przychodzi płacić za rosyjski gaz, nie jest wyrażana w kwocie widniejącej na rachunku.

Czy można powiedzieć, że Moskwa traci swoje wpływy energetyczne w Europie Środkowo-Wschodniej?

Ponownie: i tak, i nie. Jeśli chodzi o wpływy gazowe, to Moskwa traci je dość szybko i w kilku krajach. Kluczowy projekt infrastrukturalny, który miał zagwarantować Rosjanom pozycję na gazowym rynku środkowoeuropejskim, czyli Nord Stream 2, wisi obecnie na włosku i możliwe, że zostanie pogrzebany przez amerykańskie sankcje. Nie wolno zapominać, że Rosja to wciąż największy dostawca gazu do UE. Co więcej, energetyka to nie tylko błękitne paliwo. To również ropa naftowa – a w tym segmencie wpływów Kremla pozbyć się znacznie trudniej, bo państwa Europy Środkowej mają infrastrukturę przesyłową i rafineryjną dostosowaną do przerobu surowca wydobywanego właśnie w Rosji. Energetyka to również węgiel, a Rosjanie eksportują go bardzo dużo, m.in. do Polski, gdyż jest tańszy i ma lepszą jakość oraz wyższą kaloryczność niż ten wydobywany na Śląsku. Energetyka to wreszcie segment elektroenergetyczny – tu również Rosjanie mogą się pochwalić pewnymi sukcesami. Rosja od dekad służy Europie jako potężny rezerwuar surowców energetycznych – niektóre z jej niebezpiecznych działań są stopniowo neutralizowane (czyli np. te na rynku gazu), ale to hydra o wielu głowach.

Moce przeładunkowe terminala są już całkowicie zarezerwowane na trzy najbliższe lata. To chyba pokazuje, że inwestycja była potrzebna?

Jak najbardziej. Co więcej, chorwackie władze oświadczyły, że przepustowość terminala jest zarezerwowana w 84 proc. do 2027 r. To również jest pewien sygnał dotyczący potencjału tej jednostki.

Otwarcie gazoportu to zwieńczenie budowy Korytarza Północ-Południe. Jakie jest jego zadanie?

Korytarz Północ-Południe to projekt gospodarczy, którego celem jest zintegrowanie rynków gazu w Europie Środkowej. Ma on być przede wszystkim nową architekturą dla dostaw błękitnego paliwa dla tego obszaru – w jego skład wchodzą: działające terminale LNG w Świnoujściu i na wyspie Krk oraz budowany gazociąg Baltic Pipe, który ma połączyć Polskę z norweskimi złożami gazu. W przyszłości do tego grona dołączyć ma także nowa jednostka typu FSRU, która powstanie w Zatoce Gdańskiej. Jednak Korytarz to również infrastruktura przesyłowa i interkonektory – sieć gazociągów ma połączyć Polskę, Czechy, Słowację, Węgry i Chorwację. Projekt ten ma zwiększyć bezpieczeństwo oraz poprawić konkurencyjność regionalnego rynku gazu.

Jak obecnie wygląda „mapa energetyczna” Europy Środkowo-Wschodniej i jakie są trendy?

Widzimy na niej przede wszystkim dawnego hegemona, Rosję, który jest obecnie w coraz głębszej defensywie. Traci swoje przyczółki w państwach Bałtyckich, Polsce, na Ukrainie. Przez pewien czas, na przełomie 2019 i 2020 roku, wydawało się, że straci też – przynajmniej częściowo – Białoruś. Jednak hegemon nie powiedział jeszcze ostatniego słowa i robi, co może, by z pomocą przyszła „wunderwaffe”, czyli Nord Stream 2 oraz projekty jądrowe na Białorusi i Węgrzech oraz być może w Czechach. Rosję wspierają tu Niemcy, którzy roztoczyli polityczny parasol ochronny nad podbałtyckim gazociągiem. Niemniej na mapie jest też nowy, silny gracz – Stany Zjednoczone. Nie tylko potrafią one wywalczyć sobie miejsce na rynku gazu i ropy (o czym świadczą dostawy tych surowców), lecz także uderzają z wielką mocą w kluczowe przedsięwzięcie Rosji, czyli projekt Nord Stream 2. Co więcej, Amerykanie zaczynają wskrzeszać swój przemysł jądrowy i wchodzą do otwartej konkurencji na polu atomu w Europie. Już teraz wiadomo, że USA będą rozbudowywać rumuńską elektrownię jądrową Cernavodă, są też faworytami w wyścigu po polski projekt jądrowy, rozmawiają również z Bułgarami. Ameryka wspiera aktywnie dążenia tutejszych państw ukierunkowane na zmniejszenie zależności energetycznej od Rosji (czyli np. inicjatywę Trójmorza). Widać zatem, że rynek energetyczny w Europie to szalenie ciekawa strefa starcia między kilkoma potężnymi blokami i ich interesami.

 

Rozmawiał Karol Gac