Back to top
Publikacja: 24.12.2020
Kolędy Trzech Narodów
Kultura

O bożonarodzeniowych cudach w czasie pandemii z Angeliką Korszyńską-Górny rozmawia Marta Dzbeńska-Karpińska                                                                                                                 



Jak dużo kolęd zna rodzina Górnych?

Oj, bardzo dużo. Możemy je grać i śpiewać przez dobre trzy godziny.

 

Wykonujecie nie tylko polskie, ale i węgierskie i ukraińskie kolędy.

Na Zakarpaciu, skąd pochodzę, mieszka wiele narodowości. Wszędzie słyszałam ich języki i ich muzykę. W moim rodzinnym domu kolędy śpiewało się w kilku językach. Tato bardzo dużo śpiewał i nas też do tego zachęcał.

 

Czym różnią się kolędy tych trzech narodów?

Polskie wszyscy znamy. Węgierskie kolędy, które wybraliśmy do nagrania, pochodzą ze śpiewnika kościelnego. Ktoś po wysłuchaniu naszego wykonania powiedział, że wzięliśmy te kolędy ze starych ksiąg, zdmuchnęliśmy z nich kurz i ubraliśmy je we współczesną aranżację. I trochę tak jest. Na Węgrzech nie kolęduje się na tak dużą skalę jak w Polsce. Tamtejsze kolędy są bardzo teologiczne. Wprost opowiadają o tym, że Adam zgrzeszył, ale przyszedł Jezus, zgładził tę winę i uratował ludzkość. Są w nich mocne słowa.

Z kolei ukraińskie są prostsze. „Rośnie drzewko, cienkie i wysokie, daj Boże. Na tym drzewku siedzi sokół i daleko patrzy, daj Boże. Patrzy tam, gdzie Chrystus orze, daj Boże. Przeczysta Dziewica Maryja jedzenie mu nosi, daj Boże…” Są skierowane do prostego ludu, ale są przepiękne i w sumie mówią o tym samym. Na Ukrainie dużo się kolęduje i to mimo tego, że tę tradycję starano się w czasach komunistycznych wykorzenić.

 

Kiedy swoje kolędy zaczęliście wykonywać publicznie?

W 2013 roku zwrócił się do nas franciszkanin, o. Paweł Cebula OFMConv, który wówczas posługiwał w Gdańsku i zaproponował, żebyśmy przyjechali w okresie świątecznym i zaśpiewali kolędy w kościele. Powiedziałam mu, że oprócz polskich kolęd chciałabym zaśpiewać też węgierskie i ukraińskie. O. Paweł przystał na to bardzo chętnie. Zdecydowałam, że śpiewać będę razem z dziećmi i zaprosiłam do współpracy Dominika Dubrowskiego, mieszkającego w Polsce muzyka z Ukrainy. Z nim opracowałam aranżacje. Tak powstał projekt „Kolędy Trzech Narodów”. Po pierwszym koncercie w Gdańsku przyszły kolejne. Kiedy o. Paweł wyjechał na Węgry, zaprosił nas i tym sposobem graliśmy już nie tylko w polskich, ale i w węgierskich kościołach.

 

Po siedmiu latach od pierwszego koncertu wydajecie płytę z kolędami. Dlaczego tak późno?

W zeszłym roku po koncercie w Segedynie, zapytano nas, dlaczego nie mamy nagranej płyty. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć, bo wcześniej o tym nie myślałam. Podpowiedziano nam, że możemy się starać o dofinansowanie z węgierskiej Fundacji im. Wacława Felczaka. Wspólnie z mężem napisaliśmy projekt, przetłumaczyłam go na węgierski i wysłałam. Przyznano nam pieniądze na nagranie oraz na wynagrodzenia dla muzyków.

W tym czasie zaczęła się pandemia. Ludzie siedzieli zamknięci w domach. Przyszły Święta Wielkanocne, a po nich mieliśmy wielką energię i uznałam, że to jest dobry moment, żeby nagrać płytę. Zaczęłam dzwonić, szukając studia. Z racji na pandemię okazało się to prawie niemożliwe. W końcu, mimo ogromnych problemów, realizacja nagrań doszła do skutku.

Nagrywałam niejedną płytę, ale nigdy dotąd nie miałam z tego takiej radości, ani nie czułam takiego prowadzenia. Od początku poświęciłam ten projekt Maryi i mogę śmiało powiedzieć, że to Ona przeprowadziła nas przez tę historię. Owszem, nie było to łatwe, ale cały czas czułam, jakby ktoś popychał mnie do przodu. Wiedziałam, że nad nami jest Opatrzność i że nasza praca tam na górze się podoba.

Nagrywaliśmy z dziećmi i z Dominikiem. Zaprosiłam też Nikodema Pospieszalskiego, znakomitego perkusistę oraz Kasię Gacek-Dudę, która jest wspaniałym muzykiem grającym na instrumentach pasterskich. Poza tym gra też na tureckiej zurnie, która oddała klimat węgierskiego kolędowania w czasach, gdy kraj był zajęty przez Turków. Kasia zgodziła się przyjechać do nas z Koniakowa. Zaproszenie przyjął też Adeb Chamoun, pół-Asyryjczyk pół-Ormianin, który gra na różnych orientalnych instrumentach – to one nadały naszym aranżacjom niesamowity klimat. Tak więc w naszej muzycznej opowieści udało nam się zawrzeć wpływy muzyki karpackiej i bliskowschodniej, które łączą nas z Ziemią Świętą i Betlejem, gdzie urodził się Pan Jezus i zaczęła się ta cała historia.

 

Na czym opierają się Twoje aranżacje?

Jako dziecko latem dużo czasu spędzałam u rodziny na wsi. Słuchałam muzyki i z wesel, i z pogrzebów. A w niej przeplatały się wpływy wielu narodów. Chłonęłam to. W średniej szkole muzycznej, gdzie uczyła się młodzież z całego Zakarpacia, rozmawiano po ukraińsku, węgiersku, rumuńsku, jidisz, rosyjsku. Razem graliśmy i improwizowaliśmy. To wszystko we mnie mocno pracowało. Niecodzienny, złamany, taneczny rytm pięć czwartych, który jest w naszych kolędach, jest tym, który słyszałam wokół siebie w dzieciństwie.

W szkole przyjaźniłam się też z nauczycielką, która wykładała zasady komponowania i improwizacji w jazzie. Kiedy zastanawiam się, dlaczego tak komponuję i tak aranżuję, widzę, że wszystko ma źródło w mojej młodości.

 

Nagranie płyty to połowa pracy. A co z udostępnieniem jej odbiorcom?

Środki z Fundacji Felczaka obejmowały tylko nagranie. Nie mieliśmy pieniędzy na tłoczenie płyt i dystrybucję. Nieśmiało powiedziałam mężowi, że moim marzeniem jest, żeby te płyty ludzie dostali w prezencie. Wyobrażałam sobie, że płyta zostanie dołączona do jakiegoś pisma węgierskiego i polskiego. Mąż zauważył, że to będzie bardzo trudne. „Ale mogę pomarzyć”, odpowiedziałam.

Kiedy pojechaliśmy na Węgry i spotkaliśmy się z przyjaciółmi, opowiedziałam im o swoim marzeniu. Też podeszli do tego sceptycznie, ale w pewnym momencie jeden z nich odebrał telefon, spojrzał na mnie i zrobił wielkie oczy. Okazało się, że jego rozmówcą był współudziałowiec w czasopiśmie familijnym „Képmás”. Przyjaciel zapytał go, czy nie chcieliby na Święta dać swoim czytelnikom płyty z kolędami. Rozmówca był tym zainteresowany, ale wymagana była jeszcze zgoda drugiego współudziałowca. Kiedy następnego dnia odwiedziliśmy innych naszych przyjaciół i opowiadałam o płycie, okazało się, że ten drugi współudziałowiec jest ich sąsiadem. Wystarczył jeden telefon i następnego dnia się spotkaliśmy. Omówiliśmy wszystkie szczegóły i dostałam zgodę na dołączenie płyty do pisma. Pomyślałam sobie: „Maryjo, Ty masz niesamowite poczucie humoru.”

W tłoczeniu płyt i drukowaniu okładek pomógł mi Instytut Polski w Budapeszcie oraz Ambasada Węgierska i Węgierski Instytut Kultury w Warszawie. W Polsce płytę dostaną prenumeratorzy tygodnika „Sieci”, za co jestem bardzo wdzięczna. I tak dobra wola serdecznych ludzi sprawiła, że łącznie 17 tysięcy naszych płyt trafi do polskich i węgierskich domów na to Boże Narodzenie.

Telewizja Polska nagrała nasze kolędy, by wyemitować je w Święta. Udało się nam zagrać także na Węgrzech i – jak Bóg da – ten występ też zostanie pokazany podczas Świąt, tym razem w telewizji węgierskiej. Widzowie będą mogli zobaczyć, że kolędę, która kończy płytę, śpiewa moja córka Annamaria. Mamy bardzo podobne głosy. Zależało mi na tym, żeby to był ostatni utwór. W ten sposób chciałam zasugerować słuchaczom, że to, co umiem, przekazuję już młodszemu pokoleniu, i że ono robi to nie gorzej ode mnie. Wszystkie nasze dzieci wzięły udział w tym projekcie. Śpiewały, grały, nagrywały, zajmowały się robotą menadżerską, księgowością. Jestem z nich bardzo dumna.


Angelika Korszyńska-Górny – wokalistka, kompozytorka, występuje solowo i z zespołem 2Tm2, prywatnie żona dziennikarza i publicysty Grzegorza Górnego, mama Annamarii, Kamili, Noemi, Jeremiasza i Augustyna


24 grudnia, TVP Kultura o godz. 22:55 w ramach specjalnego wydania "Sceny Muzycznej" z okazji świąt Bożego Narodzenia wyemituje koncert Angeliki Korszyńskiej-Górny "Kolędy trzech narodów". Powtórka w piątek 25 grudnia na TVP Kultura o 11:25 oraz w sobotę 26 grudnia o 12:30 na antenie TVP HD. 

Fot. Marta Dzbeńska-Karpińska


Jak poinformował portal "wPolityce.pl" w węgierskiej telewizji wyemitowano  wyjątkowy koncert kolęd węgierskich, polskich i ukraińskich w wykonaniu Angeliki Korszynskiej-Górny z zespołem – zatytułowany „Kolęda za Europę” – jako preludium Roku Jánosa Esterházyego.
Koncert został wyemitowany oraz powtórzony przez państwową telewizję, a także przez kanał kultury M5 oraz kanał DunaTv. Obecnie nagranie dostępne jest na kanale miesięcznika rodzinnego pt. KÉPMÁS.