Back to top
Publikacja: 17.11.2020
Marek Kuchciński w wywiadzie dla "Mandinera": Unia Europejska nigdy nie była tak podzielona jak obecnie
Polityka

W debacie w kwestii praworządności premierzy Mateusz Morawiecki i Viktor Orbán podzielają to samo stanowisko i ta determinacja może doprowadzić do kompromisu na szczeblu unijnym – mówi Marek Kuchciński, poseł PiS, były marszałek Sejmu, przewodniczący parlamentarnej Komisji Spraw Zagranicznej w wywiadzie dla węgierskiego portalu "Mandiner".                                                                                   



Fot. Marta Olejnik


Z szefem polskiej sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych rozmawialiśmy o sprawach unijnych, o antypolskiej i antywęgierskiej retoryce Joe Bidena, a także o marazmie Unii Europejskiej. Zachęcamy do przeczytania wywiadu!

Barnabás Heincz: Poza Węgrami tzw. mechanizm praworządności objął też Polskę. W poniedziałek ambasadorowie państw członkowskich Unii Europejskiej kwalifikowaną większością głosów zaakceptowali projekt rozporządzenia dotyczącego wprowadzenia systemu warunkowości w celu ochrony budżetu UE, które tym samym może zostać zatwierdzone przez Parlament Europejski. Czy według Pana ten mechanizm to poważne zagrożenie?

Marek Kuchciński: Wyjaśnijmy kilka kwestii. Po pierwsze, Unia Europejska nigdy wcześniej nie była tak podzielona, jak jest obecnie. Po drugie, nie chodzi jedynie o poważną rozbieżność opinii na temat dotacji unijnych czy budżetu. Państwa członkowskie UE nie mogą się porozumieć nawet w kwestiach politycznych: przecież potępienie władz Białorusi o mało co nie zostało udaremnione przez sprzeciw Cypru, a w sprawie Nawalnego ledwo doszliśmy do porozumienia. 

Pamiętajmy też na przykład o różnicy zdań w kwestii gazociągu Nord Stream 2. Chociaż dzięki Grupie Wyszehradzkiej udało się osiągnąć jakiś kompromis w kwestii migracji, nie wpłynęło to znacząco na te podziały i dziś ich najważniejszą kwestię stanowi budżet unijny. Grupa państw zachodnich, z Holandią na czele, chciałaby powiązać wypłaty środków unijnych z jej własną koncepcją praworządności, podczas gdy my jesteśmy zdania, że kwestie te w ogóle nie są objęte Traktatem o funkcjonowaniu Unii Europejskiej.

Nie można, powołując się na praworządność, ingerować w wewnętrzne sprawy państw. Nie należy mieszać ze sobą poglądu na wymiar sprawiedliwości i sądownictwo na poziomie UE z poglądami państw członkowskich. W sporze o praworządność Mateusz Morawiecki i Viktor Orbán podzielają to samo stanowisko, a dzięki stanowczości być może uda się osiągnąć jakiś kompromis na szczeblu unijnym.

W ostatnim czasie ani międzynarodowe, ani węgierskie media nie wspominały o możliwości kompromisu, a tymczasem Jarosław Kaczyński i Viktor Orbán zapowiedzieli swoje weto w sprawie budżetu UE. W końcu ta groźba stała się faktem. W jakim stopniu mogliśmy pogłębić konflikt poprzez to weto? Kraje południowe bardzo nalegają na rozpoczęcie wypłat, jak zatem znaleźć kompromis między unijnym Południem, Wschodem i Zachodem?

Ja mimo wszystko jestem dobrej myśli. Od polskich przedstawicieli w UE dotarły już do nas wieści, że istnieje możliwość kompromisowego rozwiązania kwestii praworządności. Jak Pan wspomniał, sytuacja jest poważna, bo wskutek pandemii koronawirusa gospodarki południowych państw członkowskich mocno ucierpiały. Z tego wynika zdecydowane stanowisko, które i na nas wywiera presję, a także prowadzi do zgody. Weto budżetowe to potężna broń w rękach Polski i Węgier, ale mimo wszystko mamy nadzieję, że uda się dojść do porozumienia.

Niedawno Polska i Stany Zjednoczone podpisały nową umowę wojskową, a teraz Joe Biden niewątpliwie zajmie Gabinet Owalny na kolejne cztery lata. Jaki wpływ będzie miała jego prezydentura na bardzo bliskie i wielowymiarowe stosunki polsko-amerykańskie?

Abstrahując od emocji, które podczas wyborów prezydenckich sięgały zenitu, w stosunkach polsko-amerykańskich trzeba właściwie zwrócić uwagę na dwa bardzo ważne czynniki. Pierwszy z nich to kwestia polityki bezpieczeństwa, w ramach której wiążą nas już umowy i porozumienia podpisane przez poprzednich prezydentów. NATO zwiększa swoją obecność w Polsce, na czym zyskujemy nie tylko my, lecz także Organizacja Traktatu Północnoatlantyckiego, która umacnia w ten sposób swoją pozycję w regionie.

Drugi czynnik to stosunki gospodarcze między oboma krajami, stabilność polityczna sprzyja bowiem rozwojowi gospodarczemu, a to z kolei może być sposobem na przyciągnięcie jak największej liczby amerykańskich dużych inwestorów do Polski czy do innych krajów Europy Środkowej. Relacje polsko-amerykańskie całkowicie zależą od siły i związku tych dwóch czynników. Co do Bidena, to dla nas ważny jest fakt, że negatywnie ocenił Nord Stream 2.

Kwestie gospodarki i bezpieczeństwa nie były podejmowane w trakcie kampanii wyborczej, w przeciwieństwie do politycznych stereotypów. Biden przedstawiał Węgry i Polskę w negatywnym świetle, a w ostatnich dniach kampanii obiecał, że w pierwszym roku swoich rządów zorganizuje dużą międzynarodową konferencję, na której rządy promujące demokrację liberalną przedyskutują, jak chronić świat przed reżimami wyznającymi autokratyczne, korupcyjne i nieliberalne zasady – tu trzeba by doprecyzować, co miał na myśli. Czy jest Pan przekonany, że kwestie gospodarcze i polityka bezpieczeństwa zdominują agendę polityczną i stosunki między państwami?

Nikt nie może dać stuprocentowej gwarancji na to, że po wyborach prezydenckich te krytyczne uwagi nie będą miały wpływu na nasze relacje i realizację interesów, ale trzeba zauważyć, że to nie pierwszy raz, kiedy amerykańscy decydenci wypowiadają się w ten sposób o Europie Środkowej, nie mając rzetelnej wiedzy.

Gdyby Joe Biden objechał pół Polski i zobaczył, że policja nie blokuje ani nie przerywa protestów – czy to środowisk prawicowych, czy lewicowych, lecz zabezpiecza i chroni ich uczestników, może miałby inne zdanie. Myślę, że po dokładniejszym zapoznaniu się z sytuacją, inaczej by ją oceniał, w Polsce wszakże ani wolność słowa, ani wolność zgromadzeń nie jest zagrożona.

Skoro już mowa o polityce bezpieczeństwa, to Moskwa niedawno zakończyła wojnę między Azerbejdżanem a Armenią. Erywań dzielą od Budapesztu trzy godziny lotu samolotem, tyle samo co Londyn i Górski Karabach na granicy kontynentu, a Unia Europejska nie potrafiła w gruncie rzeczy odnieść się do tego konfliktu. Jakie zagrożenie dla polityki bezpieczeństwa niesie za sobą taki marazm?

Odpowiedź jest właściwie zawarta w tym pytaniu, takie zdarzenia uderzają bowiem w Europę. Niewątpliwie trzeba wzmocnić Unię Europejską, żeby mogła być zarówno znaczącym graczem na arenie światowej, jak i partnerem do rozmów. Jeśli chodzi o tę konkretną sprawę Armenii i Azerbejdżanu, UE powinna włączyć się teraz w proces pokojowy, żeby nie był on wyłącznie pod kontrolą Rosji i Turcji. Tak samo należy wzmacniać stosunki gospodarcze z regionem Kaukazu, zapewniając sobie taką pozycję gospodarczą, żebyśmy odgrywali decydującą rolę w świecie polityki. W żywotnym interesie Unii, osłabionej po Brexicie, leży zwrócenie uwagi na regiony leżące na wschód od strefy Schengen; musimy też wykazać się siłą i determinacją, bo każda słabość i niezdecydowanie – również w przypadku Armenii – prowadzi do spadku znaczenia UE.

 

Marek Kuchciński to polski polityk, poseł na Sejm z ramienia Prawa i Sprawiedliwości. W latach 2015–2019 pełnił funkcję marszałka Sejmu, obecnie jest przewodniczącym sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych.

Barnabás Heincz współpracuje z portalem Mandiner, a w ramach MCC Fellowship Program przebywa na stypendium w Instytucie Współpracy Polsko-Węgierskiej im. Wacława Felczaka w Warszawie.

Czytaj w oryginale na stronie "Mandiner".