Back to top
Publikacja: 29.07.2020
Przegląd tygodników znad Wisły Zofii Magdziak
Polityka


Już za niecałe dwa tygodnie – 6 sierpnia – Andrzej Duda złoży przed Zgromadzeniem Narodowym w Sejmie przysięgę i obejmie urząd prezydenta RP na drugą kadencję. Nad Wisłą cichną powoli powyborcze spory i wydaje się, że opozycja pogodziła się z kolejną porażką. Czym więc teraz żyją Polacy i polskie media?

Co z gospodarką?

W cieniu pandemii koronawirusa polski rząd walczy o utrzymanie miejsc pracy i, jak wskazują ostatnie badania, sytuacja na rynku pracy nie wygląda źle. Analitycy projektu Diagnoza.PLUS podają, że w czerwcu odnotowano stopę bezrobocia na poziomie ok 5.4%. Bezrobocie w danych rejestrowych rośnie, bo zwiększa się odsetek osób, które po utracie pracy zgłaszają się do urzędu pracy. Rośnie również aktywność w poszukiwaniu pracy. W statystyce publicznej, gdyby była w stanie uchwycić zmiany między kwietniem a czerwcem, oznaczałoby to jednoczesny wzrost bezrobocia i tzw. zasobu siły roboczej – czytamy w analizie. Tymczasem minister finansów Tadeusz Kościński tłumaczy na łamach „Dziennika Gazety Prawnej”, że rząd stara się ożywić gospodarkę nawet kosztem zwiększonego deficytu budżetowego. – Jeśli chcieliśmy zwiększyć deficyt, by sfinansować wizytę w kasynie, to nie byłby to mądry pomysł. Ale my pomagamy gospodarce – tłumaczy polityk. Kościński dodaje w rozmowie z dziennikarzami, że ministerstwo „pilnuje, ile finanse publiczne będą w stanie udźwignąć. – Rząd będzie decydował, jakich użyć narzędzi, by było to najbardziej korzystne dla społeczeństwa i by gospodarka rosła – tłumaczy polityk.

A Polska, wraz z całą Europą, ma szansę zyskać dzięki epidemii, która mocno osłabiła amerykańską gospodarkę. Pogląd, że Europa ma szanse przejąć rolę światowego lidera od osłabionych pandemią USA, zaczyna się przebijać na rynkach – czytamy w „DGP”. Analitycy od kilku dni obserwują rajd euro i spadki dolara. Wszyscy wskazują, jak dużym stymulatorem europejskiej gospodarki będzie fundusz odbudowy i jak pozytywny wpływ powinno to mieć na globalną ekonomię. – Być może wieloletnia hossa dolara dobiegła końca – tłumaczy prezes Merk Investments Axel Merk, cytowany przez „DGP”.

Epidemia nie pozwala o sobie zapomnieć

Tymczasem Ministerstwo Zdrowia podaje niepokojące informacje o wzroście liczby zachorowań na koronawirusa w Polsce. W ostatnich dniach niemal padł rekord, a resort obawia się jesiennej drugiej fali. To może – choć bezpośrednich dowodów nie ma – wiązać się z wyborami prezydenckimi. Druga tura odbyła się dwa tygodnie temu, a tyle może trwać pojawienie się objawów od kontaktu z chorym. Część osób mogła zakazić się podczas głosowania i przekazywać wirusa dalej – czytamy na łamach "DGP". Ministerstwo wskazuje jednak, że za największe ogniska zakażeń odpowiada górnictwo oraz uroczystości (przede wszystkim wesela), na których spotyka się dużo osób, często z różnych części kraju. Eksperci wskazują także, że druga fala zachorowań może nałożyć się na sezon zachorowań na grypę. W związku z tym zagrożeniem wiele miast prowadzi programy szczepień profilaktycznych. Choć nie ma jednoznacznych badań, które potwierdzałyby, że szczepienie przeciw grypie może chronić przed koronawirusem, to eksperci wskazują, iż jest to istotne nawet z czysto pragmatycznego punktu widzenia – czytamy. Jak tłumaczy na łamach gazety dyrektor jednego ze szpitali, jeśli bowiem do lekarza trafi chora osoba, która się szczepiła, łatwiej będzie wtedy zdiagnozować, czy jest to zwykła grypa, czy koronawirus.
 Natomiast eksperci cytowani przez dziennik „Rzeczpospolita” tłumaczą, że zwiększenie i tak już wysokiej liczby zachorowań  może zmusić rząd do ponownego lockdownu, co jeszcze bardziej osłabi gospodarkę. Polacy nie zaczną przestrzegać dystansu i nie będą nosić maseczek, a policja i sanepid nie zaczną egzekwować zakazów, liczba zakażeń będzie stale rosła – czytamy.

Temat praworządności został „wyolbrzymiony”

W Polsce nie ustaje też dyskusja o sporze o praworządność, który według opozycji może mieć wpływ na wypłatę unijnych funduszy dla Warszawy. Przypomnijmy, że po ostatnim szczycie Unii Europejskiej rządowi udało się wynegocjować dla Polski ponad 700 mld zł, z czego ponad 620 mld zł będą stanowiły dotacje, a ponad 150 mld zł niskooprocentowane pożyczki w ramach Wieloletnich Ram Finansowych i Europejskiego Instrumentu na rzecz Odbudowy. Część polityków europejskich chce jednak związania mechanizmu wypłat funduszy UE z praworządnością. – Trzeba jednak pamiętać, że wynegocjowane porozumienie musi jeszcze zatwierdzić Parlament Europejski. Ja  niepokoję się ogólnym kierunkiem, w którym rozwija się Europa. Oceniając ten proces z perspektywy historycznej czy wręcz historiozoficznej, mało można mieć powodów do optymizmu – komentuje europoseł PiS prof. Zdzisław Krasnodębski w wywiadzie dla „Do Rzeczy”. Jak bowiem tłumaczy polityk, Polska nie ma problemu z poszanowaniem prawa, ale władze w Warszawie nie zgadzają się na ingerowanie w polskie sprawy wewnętrzne, z których wiele nie podlega traktatom unijnym. – Sprzeciwiamy się też próbom rozszerzania tej tzw. praworządności o radykalnie interpretowane wartości europejskie. W ten sposób europejska lewica próbuje narzucić Polsce różne swoje rozwiązania i ideologie – podkreśla prof. Krasnodębski.

Na łamach "Rzeczpospolitej" temat praworządności i unijnych negocjacje dot. budżetu komentuje też szef MSZ Słowenii Anže Logar, który zwraca uwagę, że nie tylko Polska i Węgry są przeciwne łączeniu tych dwóch obszarów. – Więcej państw nie popierało pomysłu, by hamować przez to inwestycje ze środków unijnych w którymkolwiek kraju. Nawet wątpię, by Komisja Europejska była za tym – stwierdza Logar, który w rozmowie z dziennikarzem „Rz” dodaje, że media „wyolbrzymiły” ten temat. – Powtórzę: wątpię, by Komisja chciała przyjąć projekt uzależniający środki UE od decyzji pojedynczego państwa członkowskiego, ponieważ to spowodowałoby brak zaufania w sprawie podejmowania decyzji w UE oraz w działanie Komisji Europejskiej, która zatrudnia 30 tys. osób – tłumaczy szef MSZ Słowenii.

Również na łamach „Rz” Judit Varga, minister sprawiedliwości Węgier, podkreśla natomiast, że przy ocenianiu  stanu praworządności należy pamiętać o tym, że „każde państwo ma nieco inny ustrój i po swojemu kształtuje swoje tradycje konstytucyjne i system wymiaru sprawiedliwości”.         – Proszę zauważyć, że są kraje europejskie, w których w ogóle nie ma takiej instytucji jak trybunał konstytucyjny i nikt nie zarzuca im braku praworządności. Dlatego trudno porównywać różne państwa europejskie pod tym względem, bo po prostu nie ma obiektywnych kryteriów takiego porównania – podkreśla Varga, zapewniając w rozmowie z dziennikarzem, że Węgry nie mają „problemów z praworządnością”.