Back to top
Publikacja: 24.07.2020
Z Piotrem Dudą, przewodniczącym Komisji Krajowej NSZZ „Solidarność” rozmawia Mateusz Kosiński
Polityka


Z Piotrem Dudą, przewodniczącym Komisji Krajowej NSZZ „Solidarność” rozmawia Mateusz Kosiński.

Panie Przewodniczący, jaką rolę w historycznych, ale i współczesnych działaniach „Solidarności” odgrywa społeczna nauka Kościoła Katolickiego?

Wyznacza kierunek i porządkuje nasz sposób myślenia o relacjach pracownik – pracodawca. Jeśli wczytamy się w encyklikę „Rerum Novarum” Leona XIII, relacje te wskazane są jako nieustający dialog, w którym pracownicy i pracodawcy przypominają sobie wzajemnie o prawach i obowiązkach. Jeszcze lepiej rozwinął to święty Jan Paweł II w swojej encyklice „Laborem exercens”. Ale żeby nie przedłużać tych teologicznych wywodów, bo my związkowcy teologami nie jesteśmy, uproszczę to tak - społeczna nauka kościoła uczy nas wzajemnej troski -  pracodawcy o pracownika, pracownika o swojego pracodawcę i jego firmę. Nie chodzi tylko o to, by pracodawca nie wyzyskiwał swojego pracownika i uczciwie, terminowo mu płacił. On ma obowiązek – oczywiście w miarę możliwości – interesować się jego życiem poza pracą, np. w sytuacjach losowych. Z kolei pracownik nie tylko nie ma pracodawcy oszukiwać czy okradać – co jest oczywiste – ale ma obowiązek wykorzystywać swoje talenty dla dobra firmy. Nawet świadome zaniżanie wydajności będzie grzechem wobec niego. Dialog i wzajemna troska. To jest społeczna nauka kościoła w pigułce.

Czy w okresie PRL-u Kościół i księża byli duchowym wsparciem „Solidarności”?

Do czasu powstania „Solidarności” Kościół był jedyną strefą wolności w komunistycznej Polsce. Nie tylko to łączyło nas z Kościołem. „Solidarność” rodziła się na kolanach po tym, jak św. Jan Paweł II podczas pierwszej pielgrzymki do Ojczyzny za sprawą Ducha Świętego obudził w nas „Solidarność”. Od samego początku mogliśmy liczyć na polskich duchownych, a oni mogli liczyć na nas. Przez lata – szczególnie stanu wojennego – tysiące odważnych duchownych wspierało i pomagało nam przetrwać. Tak jak dzisiaj „Solidarność”, gdy Kościół i duchowni są atakowani, wspiera i pomaga. Przypomnę choćby obronę        abp. Marka Jędraszewskiego, gdy za słowa o ideologach LGBT spadła na niego fala hejtu i nienawiści.     Tak, „Solidarność” zawsze w Kościele miała wsparcie, a Kościół w „Solidarności”. Wyrazem tego jest nasz kapelan bł. ks. Jerzy Popiełuszko, który dekretem papieża Franciszka został naszym patronem.

Związki zawodowe w Europie często mają lewicowe konotacje. Czy można powiedzieć, że „Solidarność” jest na ich tle wyjątkiem?

Jest wyjątkiem i to niestety nielicznym. Warto przywołać znowu Leona XIII, który przestrzegał przed rodzącymi się w końcówce XIX wieku ruchami lewicowymi i komunistycznymi. Nie posłuchaliśmy go wtedy i zaowocowało to wybuchem totalitaryzmów, o jakich nikomu się nie śniło. Leon XIII wskazywał wtedy, że drogą do rozładowywania napięć społecznych jest właśnie dialog pomiędzy pracownikami i pracodawcami, ale w duchu ewangelii. Mówił też, że państwo musi stwarzać warunki do takiego dialogu i gwarantować przestrzeganie jego owoców. To model, do którego powinniśmy dążyć, szczególnie w czasach zdominowanych globalizmem. Tylko globalny uniwersalizm Kościoła Katolickiego może być przeciwwagą dla globalnej ekonomii wielkich międzynarodowych koncernów.

Kilka miesięcy temu w Polsce miała miejsce fala ataków na Kościół Katolicki. Czy „Solidarność” w jakiś sposób odniosła się do tych wydarzeń?

O przypadku Metropolity Krakowskiego abp. Marka Jędraszewskiego już wspomniałem. Zabieramy głos przy każdej okazji, gdy Kościół jest atakowany. Miejmy też świadomość, kto za tymi atakami stoi. To anarchistyczne, lewackie bojówki, które za nic mają tolerancję i wolność słowa. Taki neomarksizm. To współcześni barbarzyńcy, którzy nie cofną się przed niczym. Niszczone są pomniki, tablice pamiątkowe, bezczeszczone groby, profanowane najświętsze symbole naszej wiary. I to wszystko przy bierności organów ścigania, w tym polskiego wymiaru sprawiedliwości. Jednak musimy trwać, być cierpliwi i reagować, gdy to tylko będzie możliwe.

W sferach politycznych i społecznych w Europie objawiają się coraz częstsze różnice między tzw. krajami starej Unii i państwami byłego bloku komunistycznego. Czy te różnice pojawiają się również  w kwestiach problemów świata pracy?

Gdy pojawiają się interesy, kończy się Unia Europejska, szczególnie w dobie kryzysu. Nie ma Unii, są Niemcy, Francja, Holandia, Hiszpania… Tak samo jest z rynkiem pracy. Logiczną konsekwencją wspólnoty europejskiej, która opiera się na wolności przepływu kapitału, swobodzie działalności gospodarczej, powinien być wspólny rynek pracy. Tymczasem jest coś zupełnie odwrotnego. Państwa konserwują różnice, żeby np. Niemcy mogli zatrudniać do zbioru szparagów tanich pracowników z Europy Środkowej    i Środkowo-Wschodniej. Teoretycznie są przyjmowane kolejne dokumenty, np. europejska karta praw społecznych czy dyrektywy o pracownikach delegowanych, ale w praktyce to nie działa. Jak włoski Fiat ma problemy, to zwalnia najpierw w Polsce, chroniąc swoje miejsca pracy. My musimy postępować tak samo.

Czy „Solidarność” dostrzega rolę współpracy między państwami bloku Trójmorza? Również w kwestiach polityki społecznej...

Projekt Trójmorza to pierwsza od utworzenia Unii Europejskiej geopolityczna strategia skoku cywilizacyjnego naszej części Europy, szansa rozwoju infrastruktury i budowy relacji gospodarczych mogących konkurować z tzw. starą Unią. Ale nie miejmy złudzeń. To poważnie wchodzi w sferę wpływów takich krajów jak Niemcy, Francja, Holandia. One nie będą się biernie przyglądać. Czeka nas konflikt, np. wokół naszych planów handlu amerykańską ropą i gazem a niemiecko-rosyjskimi planami realizowanymi w ramach Nord-stream. Musimy jednak podejmować takie wyzwania i jestem dumny, że Polska, polski rząd i Prezydent jest znaczącym liderem w tym przedsięwzięciu.

W obliczu pandemii koronawirusa zdaje się, że liberalne elity Unii Europejskiej zawiodły. Czy międzyludzki solidaryzm społeczny może być receptą na budowę nowych relacji w Europie?

Nie ma Unii Europejskiej. Albo inaczej. Unia to projekt na dobrą pogodę. Jak pada deszcz, całkowicie zawodzi. Tak było w kryzysie 2008-2009, tak jest dzisiaj. W kluczowym dla pandemii momencie kraje narodowe zostały zostawione same sobie. Teraz, gdy jakoś to jest ogarnięte, Unia zaczyna się uaktywniać, próbując regulować kwestie wspierania dotkniętych kryzysem gospodarek. W praktyce znowu przeszkadza, ręcznie sterując, gdzie pomoc jest dopuszczalna, gdzie nie. Zresztą „Solidarność” w tej sprawie ostro interweniowała w Komisji Europejskiej. Do tego dochodzi kwestia „Zielonego Ładu”, handlu emisjami i innymi pseudoekologicznymi projektami KE. To wszystko sprawia, że Pana pytanie, czy to jest okazja do budowania nowych relacji w Europie w duchu solidaryzmu, jest jak najbardziej na czasie. Jeśli się nie uda tego zrobić, to nie uda się utrzymać tej wspólnoty.

Czy w związku z kryzysem wywołanym koronawirusem Unia Europejska powinna podjąć jakieś wspólne działania związane z prawem pracy?

Unijna legislacja pracuje bardzo powoli. Najprostsze rzeczy dzieją się latami. Teraz ważniejsze jest, aby Unia zawiesiła lub nawet zrezygnowała z drogich projektów ekologicznych. Miliardy, które przeznacza się na handel emisjami, potrzebne są ogarniętym kryzysem gospodarkom. Nie da się skutecznie z nim walczyć bez taniej energii, a ta pochodzi przede wszystkim z węgla. Kierunkiem, w którym powinna pójść Unia, jest też wspieranie międzynarodowych układów zbiorowych pracy, tak aby w ramach międzynarodowych koncernów unifikować prawa pracownicze. Jedna firma, te same zasady, a nie, że w polskim Fiacie pracownik na tych samych maszynach, robiąc te same samochody, zarabia 3 razy mniej.

W kwestiach energetycznych Unia Europejska forsuje tzw. politykę Europejskiego Zielonego Ładu. Dlaczego „Solidarność” się jej sprzeciwia? Czy ta polityka może uderzyć nie tylko w Polskę, ale i cały nasz region?

Ta polityka jest katastrofą dla polskiej gospodarki. Bogate kraje, które dorobiły się na taniej energii z węgla, mając dzisiaj nowoczesne elektrownie jądrowe i wyprowadziwszy najgorszą produkcję do Azji, mogą sobie na zielone fanaberie pozwolić. Jesteśmy dla nich konkurencją i „Zielony ład” jest narzędziem walki z tą konkurencją. Bez taniej energii węglowej Polska i polski przemysł nie będzie się rozwijał. Ponadto koszty, które są związane z osiągnięciem neutralności klimatycznej, są niewyobrażalne. Nie jesteśmy ich w stanie ponieść. Tak jak mówię – dla naszej gospodarki to katastrofa.

Dlaczego „Solidarność” krytykuje system opłat za emisję CO2?

Bo to spekulacja w czystej postaci. Miliardy za emisję CO2, której wpływ na klimat jest mocno dyskusyjny. Przecież cała Unia Europejska odpowiada za niecałe 11 proc. globalnej emisji. Ci, którzy trują najbardziej, jak Chiny, USA, nie są objęci żadnymi ograniczeniami. Tak więc my będziemy niszczyć swoje gospodarki w imię pseudoekologicznych fanaberii i przenosić brudną produkcję do np. do Chin. Prawdziwym powodem nie jest klimat, tylko walka z konkurencją, jaką stanowią rozwijające się gospodarki Polski, Węgier, Rumunii, itd.

Czego życzyć „Solidarności” w roku jej 40. urodzin?

Poczucia dumy z „Solidarności”. Wszyscy, których wysiłek, poświęcenie i ofiara złożyły się na ten wspaniały związek zawodowy, są bohaterami naszej wolności. Jesteśmy im winni szacunek i wdzięczną pamięć. Samej „Solidarności” życzę pełnej realizacji 21. sierpniowych postulatów i budowania siły dla dobra polskich pracowników i ich rodzin.

Autor rozmowy jest dziennikarzem „Tygodnika Solidarność” i portalu Tysol.pl