Back to top
Publikacja: 14.07.2020
Siwiuteńki pan - wywiad o profesorze Felczaku
Kultura

O Wacławie Felczaku opowiada jego student Artur Janicki - historyk, człowiek telewizji, wybitny dokumentalista, autor ponad pięćdziesięciu  filmów, m.in. „Bohater Polski i Węgier- o życiu i dokonaniach Profesora Felczaka.

 

 

CZĘŚĆ I

Pan oraz Pańska żona byliście studentami Profesora Felczaka.

Tak i to było bardzo znaczące. Rozpoczęliśmy studia w 1960 roku. Jako studenci pierwszego roku mieliśmy do czynienia przede wszystkim z asystentami. Wielu było wśród nich ZSMP-owców, ZMP-owców - takiego młodego, zdrowego narybku socjalistycznego. Wyróżniał się w tym gronie stosunkowo młody, ale siwiuteńki pan - magister Wacław Felczak. Mieliśmy kolegę, który był w AK, potem odsiedział z dziesięć lat, wyszedł z więzienia, został zrehabilitowany, zdał maturę i zameldował się u nas na roku. To on nam powiedział, że ten asystent, to jego kolega z celi. Legenda siwiutkiego pana rosła, tym bardziej, że prof. Henryk Wereszycki, u którego Felczak był asystentem, był naszym idolem. Kiedy Wereszycki wykładał jeszcze na Uniwersytecie Wrocławskim, Polska Akademia Nauk postanowiła wydać fundamentalną „Historię Polski”. Tom III, dotyczący XIX wieku, redagowała Celina Bobińska, żona bodajże najwyższego stopniem NKW-dzisty we władzach PRL-u, niejakiego Wolskiego. Prof. Wereszycki był autorem słynnej recenzji tego tomu, pt. „Pesymizm błędnych tez”. Wskazywał w niej, że jak się przyjmie założenie, że wszystko, co nie jest proletariackie, postępowe i rewolucyjne, jest negatywne, to taki sposób uprawiania historii nie ma sensu. Po opublikowaniu recenzji miał kłopoty na uczelni, cała Polska Akademia Nauk wystąpiła przeciwko niemu, został potępiony przez rządowych pismaków i zawieszony jako wykładowca. W 1956 zaczął pracować na Uniwersytecie Jagiellońskim w Zakładzie Historii Powszechnej XIX wieku, a w 1957 przyjął do pracy świeżo skazanego na dwanaście lat magistra Felczaka.

Jak to było możliwe?

Wacława Felczaka, podczas odsiadywania kary dożywocia, wypuszczono z więzienia na roczny urlop ze względu na stan zdrowia. Był skazany za szpiegostwo i próbę obalenia demokratycznego ustroju socjalistycznego. Wtedy, w procesie rehabilitacyjnym, został uwolniony od zarzutu szpiegostwa, bo też nigdy nie szpiegował. Podtrzymał natomiast swoje stanowisko, że chciał obalić ustrój, w związku z czym dostał dwanaście lat. Odsiedział już osiem, a że była amnestia, która zmniejszała mu tę karę do lat ośmiu, to został uwolniony. Opowiadał z humorem, bo mimo dramatycznych przeżyć był człowiekiem pogodnym i dowcipnym, że wszyscy byli zadowoleni: prokurator i sędziowie, bo go znowu skazali, a on, bo był na wolności. No i takiego to skazańca przyjął Wereszycki do pracy na uniwersytecie.

Kiedy doszliśmy do trzeciego roku studiów, należało zadecydować, w czym się chcemy specjalizować i wybrać sobie seminaria. Podział był bardzo ostry. Ci, którzy zdecydowali się na kolaborację z reżimem i hańbę, szli na seminarium do prof. Bobińskiej, która nie miała nawet magisterium, bo nie ukończyła akademii w ZSRR, a tu była profesorem i zajmowała dwie katedry - Historii Polski XIX wieku oraz Metodologii Historii. Jak się do niej szło, miało się zapewnioną pracę i awanse. Jak się szło do prof. Wereszyckiego, to było wiadomo, że się kariery nie zrobi, ale za to będzie się prawdziwym historykiem. Myśmy się z żoną zapisali na seminarium do Wereszyckiego i w tym samym do Felczaka. Było to seminarium fenomenalne. Z naszego roku, liczącego ponad sześćdziesiąt osób, zapisało się na nie dwadzieścia kilka i wszyscy się prześcigali, żeby być najlepszymi, bo wstyd było wobec takich autorytetów czegoś nie wiedzieć.

Jakim wykładowcą był Wacław Felczak?

Wiadomo, że normalnie przynajmniej jedna trzecia studentów wagaruje, szczególnie jeśli na wykładach nie jest sprawdzana obecność.  Na wykładach Felczaka był komplet. Ewenementem było też, że przychodzili na nie studenci z innych niż historia kierunków - z fizyki, z prawa… To były wykłady z historii XIX wieku. Historia tego okresu, w którym nastąpił ogólnoeuropejski prąd odrodzenia narodowego, jest bardzo optymistyczna i dowodzi niezniszczalności tkanki ludzkiej; świadczy, że zjawiska kulturowe są niezależne od granic politycznych, polityki i prób przekształcania społeczeństw. Nacjonalistyczne prądy w XIX wieku spowodowały reakcje ludów w obronie tożsamości. Nastąpiło odrodzenie narodowe na Śląsku, na Litwie, wyzwalały się kolejno ludy monarchii habsburskiej. Historia tego okresu prowadziła wprost do tego, co zaczęło się dziać w latach 70-tych XX wieku w tzw. obozie socjalistycznym. Przeżył on traumę powstania węgierskiego w 1956, inwazję Czechosłowacji w 1968 i stało się jasne, że trzeba to imperium obalić. Przyszedł czas, kiedy Karol Wojtyła został papieżem, rok później powstała Solidarność. Kiedy na wykładzie Felczak mówił o odrodzeniu narodowym Chorwatów, Serbów, to była prosta analogia z tym, co się działo w latach 70-tych i 80-tych XX wieku. No i ta jego pewność, że to imperium się niedługo rozpadnie…

 

Czy Profesora Felczaka można nazwać ojcem chrzestnym Trójmorza?

W czasie wojny Felczak stworzył siatkę powiązań z niezależnymi czynnikami w całym basenie dunajskim. Miał swoich korespondentów i współpracowników i przy ich pomocy stał się politycznym ekspertem Delegata Rządu na Kraj. Po zakończeniu wojny jego sieć kurierów i współpracowników ciągle działała i w 1945 sporządził memoriał dla rządu w Londynie, w którym opisał sytuację w tak zwanych demoludach. Zaczął od tego, że niemiecka koncepcja Mitteleuropy w jakiś sposób oddziaływała na narody tego terenu, a niektóre fascynowała. Kiedy przyszła brutalna dominacja niemiecka, a potem klęska Niemiec, ta opcja polityczna została zdruzgotana. Felczak zauważał, że dominacja sowiecka w tym rejonie musi stać się albo okupacją, albo upaść. Zadaniem Polski jest działać na rzecz jej upadku, a kompromitacja rządów komunistycznych w poszczególnych krajach spowoduje szansę na odwojowanie ich. To jest mniej więcej to, co teraz nazywamy Trójmorzem. Tę ideę wprowadzał do obiegu naukowego i politycznego.

Koncepcja ta to efekt XIX-wiecznego prądu intelektualnego i politycznego, środowiska zwanego Hotel Lambert, na czele którego stał książę Adam Czartoryski. Powstał on w opozycji do prądu panslawistycznego, dotowanego i sterowanego przez Rosję, popularyzującego ją jako ostoję słowiańszczyzny i punkt oparcia dla ludów słowiańskich i południowosłowiańskich. W gronie Hotelu Lambert powstała myśl, aby temu przeciwdziałać, proponując inne alternatywy polityczne. Działalność agentów Czartoryskiego doprowadziła do stworzenia idei Jugosławii, czyli zjednoczenia się i utworzenia samoistnego państwa, niezależnego i od Habsburgów, i od Rosji. Proszę zwrócić uwagę, że hymn Jugosławii nawiązywał do Mazurka Dąbrowskiego.

Placówką naukową, która przejęła idee Hotelu Lambert, był Zakład Historii Powszechnej Uniwersytetu Jagiellońskiego. Wereszycki i Felczak byli spadkobiercami tej koncepcji i tego kierunku badawczego. Felczak, tak samo jak ludzie Czartoryskiego, był agentem antyrosyjskim dla całego basenu jugosłowiańskiego, autorytetem naukowym i przewodnikiem ideowym. Lansował historię Europy Środka, także w oparciu o fakt, że wielonarodowa Korona Świętego Stefana i Rzeczpospolita Obojga Narodów to były dwie monarchie, które wypracowały metody współżycia różnych etnosów i różnych religii, wzajemnej tolerancji i poszanowania. W całym pasie między Bałtykiem, Morzem Czarnym i Adriatykiem nie było żadnych rzezi ani wojen religijnych. Dziś te państwa, które wysforowały się jako demokracje zachodnie, próbują nas uczyć demokracji, same żyjąc na trupach swoich współobywateli. Protekcjonalne traktowanie nas przez Unię Europejską, a szczególnie Niemcy, to jest po prostu nieporozumienie. 

Skąd tak ścisłe związki Profesora Felczaka z Węgrami?

Profesor rozpoczął studia w 1934 roku na Uniwersytecie Poznańskim, gdzie jeden z wykładowców zainteresował studentów sprawami węgierskim. Węgry przeżyły dramat Trianon. Zostały pozbawione siedemdziesiąt procent powierzchni i blisko pięćdziesiąt procent ludności. Nagle z narodu dominującego i współrządzącego w monarchii Habsburgów stali się małym, 10-milionowym kraikiem. To była klęska. Węgrzy kultywowali pamięć o Polsce jako o jedynym kraju, który kiedykolwiek im pomógł. Felczak zaczął uczyć się języka węgierskiego i współtworzył studenckie Koło Przyjaciół Węgier. W 1938, znając już język węgierski, został stypendystą rządu węgierskiego i wyjechał do Budapesztu pisać doktorat. Prace nad nim przerwała wojna. Kiedy wrócił do jego pisania w 1947 roku na Sorbonie, też pracy nie ukończył, bo w 1948 roku został aresztowany podczas swojej ostatniej wyprawy kurierskiej do Polski. W latach 60-tych przystąpił po raz trzeci do doktoratu, który dotyczył spraw polsko-węgierskich, ale nie dostał paszportu i nie mógł odbyć kwerendy w archiwach węgierskich. Znajomości, jakie miał na Węgrzech wśród elity intelektualnej, spowodowały, że cały materiał archiwalny do doktoratu został zmikrofilmowany według jego wytycznych i jakiś węgierski student przemycił go do Polski. W efekcie doktoratu i habilitacji powstała książka „Historia Węgier”, uznana przez Węgrów za najlepszą monografię ich kraju wśród literatury pozawęgierskiej. Rzeczywiście jest bez zarzutu, przy całej sympatii dla Węgrów - naukowo krytyczna.

Pod koniec lat 60-tych, nie bez kłopotów, dostał w końcu paszport na demoludy (nigdy na Zachód). Zaczął systematycznie wyjeżdżać na Węgry, także ze swoimi studentami. Po powstaniu w 1956 roku i potem w tzw. „gulaszowym socjalizmie” Węgrzy popadli w pesymizm i bezruch. Panował stosunkowo wysoki poziom materialny, natomiast absolutny reżim ideologiczny. Felczak rugał Węgrów, że są tacy pesymistyczni, że nic nie robią, tylko narzekają na sowietów, dopingował ich do czynu i tak tworzyła się opozycja węgierska.

Zdawał sobie sprawę, że jest cały czas inwigilowany. Dość powiedzieć, że ostatni raport na jego temat został sporządzony w 1986 roku w momencie, w którym przechodził na emeryturę w wieku lat 70-ciu. Zaraportowano, że odbyła się uroczystość jego pożegnania, które urządziła mu …Węgierska Akademia Nauk.

Jak to się stało?

Uniwersytet Jagielloński powiadomił go, że w związku z osiągnięciem wieku emerytalnego ma zaprzestać pracy, natomiast węgierscy historycy, literaturoznawcy oraz głęboko zakonspirowana opozycja - sporządzili księgę pamiątkową dla Felczaka i do Krakowa zjechała cała oficjalna delegacja z Węgierskiej Akademii Nauk. Uniwersytet Jagielloński był zmuszony jakoś się do tego odnieść, więc w auli Collegium Maius odbyła się sesja z udziałem gości węgierskich i  - z konieczności - władz uniwersyteckich. Z wygłoszonych przemówień najbardziej znaczące było wystąpienie uczonego węgierskiego Csaby Kissa, który nazwał Felczaka „ich profesorem od historii”.

Kiedy UB zamknęło teczkę Felczaka i oddało ją do archiwum, on w 1988 wyjechał na Węgry, gdzie miał dla historyków wykład na temat Solidarności i historii Polski. Do Istvana Kovacsa, historyka i osobistego przyjaciela Felczaka, zgłosili się prawnicy z prośbą, żeby zorganizował im spotkanie z Profesorem. Takie spotkania się odbyły, w ich trakcie Victor Orban - student prawa - zapytał Profesora, co mają robić. „Załóżcie partię. Niedługo komuna padnie, cały porządek pojałtański się rozsypie i ktoś powinien wziąć odpowiedzialność za kraj. Więc musicie założyć partię polityczną, która się do tego przygotuje.” - odpowiedział Felczak – „Jeszcze was mogą wsadzić do więzienia, ale na krótko, a więzienie dla polityka to bardzo dobra szkoła.” Orban z kolegami założyli Fidesz - Związek Młodych Demokratów[1]. W statucie było zastrzeżenie, że członkowie mogą mieć do 35 lat. Węgrzy uniknęli tego, co stało się u nas, gdzie połowa opozycji to byli przechrzczeni stalinowcy. Tak to Felczak zwieńczył swoją działalność na Węgrzech. Został potem honorowym członkiem Fideszu.

Węgrzy dali mu miano „Apó- „Ojczulek”- to jest i szacunek i synowskie oddanie, bo jak mówiłem, pobudzał Węgrów do myślenia i do wydobycia się z zapaści pesymizmu i zwątpienia w przyszłość. Tylko dwóch Polaków uzyskało takie miano - generał Józef Bem – jeden z dowódców powstania węgierskiego 1848 roku oraz profesor Wacław Felczak.

 

 

rozmawiała Marta Dzbeńska-Karpińska 

zdjęcia: Marta Dzbeńska-Karpińska 

 

Artur Janicki (ur. 18 styczeń 1940, Kraków)

Historyk, magister nauk humanistycznych Uniwersytetu Jagiellońskiego. Filmem zajmuje się od 1973 roku. W ciągu trzech lat zrealizował ok. 100 interwencyjnych reportaży filmowych dla regionalnej Telewizji Kraków. Od 1977 do 1985 (z przerwą w stanie wojennym) pracował przy realizacji (scenariusz, prowadzenie, montaż) ok. 100 widowisk telewizyjnych w cyklu “Antyczny świat prof. Krawczuka”. Od 1978 współpracował z Działem Reportażu i Filmu Dokumentalnego TVP 1, w czego efekcie powstało 15 filmów dokumentalnych. Od 1992 tworzył reportaże dla różnych stacji TVP (ok. 20 filmów, głównie z zakresu historii najnowszej. Był autorem telewizyjnej kampanii wyborczej Solidarności emitowanej w 1989 roku. W latach 1990 – 1991 był najpierw wicedyrektorem, a następnie dyrektorem TV Kraków. W latach 1998 – 2001 stworzył serię plakatów filmowych i reportaży dla KPRM na rzecz reformy samorządowej – ok. 500 minut emisji na antenach TVP, Polsat oraz w stacjach kablowych. W latach 2007 – 2009 współtworzył TVP Historia. Członek Stowarzyszenia Filmowców Polskich.

W jego bogatym dorobku dokumentalnym znajdują się tak znaczące tytuły, jak „Wawel Akropolis” (1988), „Łagier” (1992), „Stan oblężenia” (1993), „Kapelan pod Monte Cassino” (1995), „Jedwabne” (2003), „Klisze pamięci” (2003), „Oświęcim kontra Auschwitz” (2006), „Pogrom czy mord. Kielce 4.07.1946” (2008). 

 

[1] węg. Fiatal Demokraták Szövetsége