Back to top
Publikacja: 07.06.2020
„Za Traktat w Tranion! Niech żyją Węgry!”
Historia


               Osiem lat po zawarciu traktatu w Trianon, na przełomie lipca i sierpnia 1928 roku obywały się IX Letnie Igrzyska Olimpijskie w Amsterdamie. W finałowej walce, decydującej o zdobyciu złotego medalu w bokserskim pojedynku, spotkali się Węgier Antal Kocsis i urodzony w Strasburgu Francuz Armand Apell. Zwyciężył Kocsis, zostając jednocześnie pierwszym węgierskim mistrzem olimpijskim w boksie. Po zakończeniu walki, ze łzami w oczach na pamiątkowej kartce napisał: „Za Traktat w Trianon! Niech żyją Węgry!”

Antal Kocsis urodził się 15 listopada 1905 roku w mieście Kispest (od 1950 roku dzielnica Budapesztu). Najpierw próbował zawodowo pływać, później mierzył swoje siły w zapasach. W wieku osiemnastu lat rozpoczął treningi bokserskie. Rok później został członkiem Ferencvárosi Torna Club. Pierwszy znaczący sukces osiągnął w 1926 roku, kiedy zdobył tytuł mistrza Węgier. Następnie zajął drugie miejsce na Mistrzostwach Europy rozgrywanych w Berlinie. Łącznie w latach 1925-1929 wystąpił w reprezentacji Węgier dwadzieścia razy. W ciągu tych lat nie poniósł ani jednej porażki w bokserskim pojedynku w kraju. Walczył w najlżejszej kategorii pięściarskiej – wadze muszej     (do 50,802 kilogramów).

Latem 1928 roku reprezentował Węgry na Igrzyskach w Amsterdamie. W turnieju wzięło udział stu czterdziestu zawodników z trzydziestu jeden krajów. W pierwszej rundzie Kocsis gładko uporał się z Hiszpanem José Villanovą. W następnych rundach pokonał Niemca Huberta Ausbocka i Włocha Carlo Covagnioliego. Ta ostatnia walka była najcięższą z dotychczasowych. „Był tak silny, że jak uderzył mnie w głowę, myślałem, że mi ona spadnie” – powiedział po wygranej Kocsis. W finale Węgier miał zmierzyć się z urodzonym w Strasbourgu francuskim obywatelem Armandem Apellem. Dla Kocsisa pojedynek ten miał wyjątkowy wymiar. Jego przeciwnikiem był przedstawiciel Francji – kraju, który osiem lat wcześniej walnie przyczynił się do rozpadu Wielkich Węgier. W noc poprzedzającą walkę Kocsis spał zaledwie kilka minut. Zamiast w łóżku, czas spędził na rozmyślaniach w hotelowym korytarzu. W międzyczasie węgierska dyplomacja i działacze sportowi próbowali wywrzeć nacisk na organizatorów, aby ci zapewnili do obsługi walki jak najbardziej bezstronnych sędziów. Wreszcie rozpoczął się finałowy pojedynek. W pierwszej rundzie na punkty wygrał Apell. W drugiej lepszy był Kocsis. Decydująca, trzecia cześć walki rozpoczęła się od ofensywy węgierskiego mistrza. Jego kolejne uderzenia trafiały raz za razem w ciało przeciwnika. Po zakończeniu walki narada sędziowska trwała aż trzy minuty. W końcu ogłoszono: zwyciężył Kocsis! Węgier po usłyszeniu sędziowskiego werdyktu zalał się łzami. Będący na miejscu hrabia Géza Andrássy, płacząc ze szczęścia, gratulował mu wygranej. Uradowani węgierscy kibice przez piętnaście minut nosili olimpijskiego mistrza wokół sportowej hali. W szatni zwycięzcę odwiedził Gyula Vadas, który był redaktorem naczelnym i wydawcą gazety „Nemzeti Sport”. Dziennikarz tak opisał te chwile w swoich wspomnieniach:

„Wszyscy w szatni chcą ścisnąć rękę Kocsisa, wielu Węgrów krzyczy z radości. Oglądam Kocsista. Chcę wiedzieć, o czym myśli nowy mistrz świata w tym ekscytującym momencie, gdy wciąż w jego pamięci jest zakończona walka. Jednak nie potrafi nawet podsumować swoich myśli. Kładę przed nim swój pamiętnik i proszę, żeby coś w nim napisał. Nadal dyszy, oparty na stole i myśli. Potem zaczyna pisać, ale ołówek z trudem porusza się w dłoni. Nie za dobrze, nie za ładnie, ale pisze. W piśmie popełnia błędy. Zakłopotany zachęcam: >>W porządku, naprawię to.<< Pisze dalej.                  Zatrzymuje się, następnie spuszcza głowę i zauważam, że ​​płacze. Łzy spływają po stronach pamiętnika. Mówię mu, ze zobaczę, co napisał. I czytam: „Za Traktat w Trianon! Niech żyją Węgry!” Dobry węgierski chłopiec. Biedne, proste dziecko, wciąż będąc w transie po walce, pocąc się, łzawiąc, jego pierwszą myślą była jego ojczyzna.”

Po powrocie do domu na budapesztańskim dworcu kolejowym zwycięzcę przywitał wiwatujący tłum kibiców. Bohatera z Amsterdamu próbowano z pociągu na peron wyjąć przez okno. Potrzeba było aż pięćdziesięciu policjantów, aby opanować sytuację. Działacze jego ukochanego klubu czekali na niego  z zielono-białą wstążką i ogromnym bukietem róż z napisem:„ Dla tego, który walczy z sercem - Ferencváros.” Kocsis uważał, że każdy Węgier na jego miejscu walczyłby do końca swoich sił. Jego wygrana miała charakter nie tylko sportowy,  miała również podnieść na duchu  rodaków. W wywiadzie dla jednej z gazet powiedział: „Gdyby zabrali nasz kraj, naszą broń, mogliby zobaczyć, jak silne były nasze gołe pięści. Naprawdę czułem, z jakiego rozdartego, zniszczonego kraju pochodzę. Musieliśmy pokazać, że nasza odwaga jest na odpowiednim miejscu.” Sukces pięściarza przyczynił się do ogromnego wzrostu zainteresowania boksem na Węgrzech. Dzięki temu w latach 1930 i 1934 Budapeszt został gospodarzem pięściarskich mistrzostw Europy.

Rok później Kocsis zdobył kolejny tytuł mistrza kraju. Jednak nie uchroniło go to przed koniecznością emigracji z kraju ze względów ekonomicznych. Osiedlił się najpierw w Ameryce Południowej, a następnie w Stanach Zjednoczonych, gdzie został zawodowym bokserem. W emigracyjnym debiucie w czerwcu 1930 roku Kocsis, nazywany w miejscowych gazetach „węgierskim chłopcem”, pokonał włoskiego boksera Matti Disantiego. Jego zwycięstwo na trybunach świętowała liczna grupa rodaków. Ukoronowaniem kariery Węgra było zajęcie czwartego miejsca w światowym rankingu bokserów w jego klasie wagowej. W 1935 roku trzydziestoletni Antal Kocsis przeszedł na sportową emeryturę. Bilans jego walk to dwadzieścia dwa zwycięstwa (cztery przez nokaut), trzynaście porażek (trzy przez nokaut) i pięć remisów.

Wraz z rodziną osiedlił się w miasteczku Titusville na Florydzie. Pracował jako cieśla, a następnie jako krawiec. Na emigracji wielokrotnie dręczyła go tęsknota za rodzinnym domem i ojczyzną. Antala Kocsis kilkukrotnie wracał do Budapesztu. Pierwszy raz ponownie zobaczył Węgry po ponad trzydziestu latach od wyjazdu – w 1965 roku. Dziewięć lat wizytował Węgry podczas przygotowań do obchodów siedemdziesiątych piątych urodzin Ferencvárosi Torna Club. Wtedy też młodym adeptom boksu wyjaśniał, co dla sportowca oznaczało noszenie zielonego i białego koloru Fradi przez pięć lat, w których odnosił największe triumfy: „Ferencvárosi Torna Club był moim drugim domem. Z radością zawsze nosiłem koszulkę Fradi. Jestem bardzo dumny z tego, że byłem pierwszym mistrzem olimpijskim Ferencvárosi.” Po powrocie do Stanów Zjednoczonych wspominał: „Teraz z dala od mojej ojczyzny darzę moich fanów sportu  miłością i nigdy nie zapomnę przyjęcia, które mi dali, kiedy odwiedziłem Budapeszt. Dobrze było wiedzieć, że wciąż jestem zapamiętany, a nie zapomniany. Teraz skromnie przeżywam swoje lata emerytalne i mam nadzieję, że jeszcze raz zobaczę moich przyjaciół z Fradi. Wiele przyjemnych niedziel spędziłem na boisku i w klubie. Nadal żyję zabawą po zwycięskich meczach, kiedy tańczyliśmy i słuchaliśmy jesiennych piosenek Fradi Woggenhubera… Byłoby miło śpiewać z tobą ponownie w moim życiu. Może mógłbym to nawet przeżyć. Teraz, gdy piszę te słowa, wyglądam przez okno. Pogoda jest piękna, cała zielona, ​​krzewy, trawa… Naprawdę zielone i białe jest nie tylko nasze serce, ale także nasza dusza…” Przed śmiercią Kocsis zamieszkał w domu spokojnej starości na Florydzie, gdzie zmarł 25 października 1994 roku na krótko przed swoimi osiemdziesiątymi dziewiątymi urodzinami. Zgodnie z jego życzeniem prochy zostały rozrzucone w morzu. W 1996 roku odsłonięto marmurową tablicę na ścianie domu przy ulicy Baross  – w miejscu jego urodzenia. Popiersie boksera znajduje się na promenadzie za basenem w centrum sportowym Ferencvarosi Torna Club.

Michał Kawęcki