Back to top
Publikacja: 27.05.2020
Przegląd tygodników znad Wisły Zofii Magdziak
Polityka

W Polsce trwa maraton wyborczy, którego przebieg zaskakuje nawet najbardziej doświadczonych komentatorów. Przesuniecie daty wyborów z powodu epidemii, a także zmiana jednego z głównych kandydatów w trakcie kampanii zajmują media nie mniej niż walka z koronawirusem, który wciąż nie odpuszcza w niektórych regionach kraju.

Początek końca epidemii w Polsce?

W walce z epidemią koronawirusa Polska radzi sobie bardzo dobrze, chociaż wciąż Ministerstwo Zdrowia niemal codziennie informuje o ofiarach śmiertelnych. Szybkie działania rządzących, którzy zdecydowali o tymczasowym zamrożeniu gospodarki, pozwoliły na ograniczenie rozprzestrzeniania się wirusa. Teraz rząd walczy o utrzymanie miejsce pracy. Obecnie w Sejmie trwają prace nad czwartym już pakietem antykryzysowym, który przewiduje kolejne dotacje i inne korzystne rozwiązania dla biznesu – przypomina na swoich łamach „Rzeczpospolita”. Zmiany zaproponowane w rządowym projekcie obejmą zarówno osoby samozatrudnione, jak i pracodawców. Nowa odsłona "Tarczy Antykryzysowej" to jednak nie tylko wsparcie dla biznesu, ale także inne rozwiązania prawne – umożliwienie stronom części spraw sądowych do uczestniczenia w rozprawach online czy wysokie kary dla internetowych trolli, którzy będą utrudniać np. lekcje prowadzone przez Internet. A jak wskazują informacje m.in. z warszawskich szkół podstawowych, zajęcia edukacyjne wciąż w większości odbywać będą się za pośrednictwem Internetu, ponieważ rodzice, nawet jeśli mogą już posłać dziecko do szkoły, boją się to zrobić.

Tymczasem w rozmowie z tygodnikiem „Sieci” minister zdrowia Łukasz Szumowski uspokaja, że Polska jest dobrze przygotowana do ewentualnej drugiej fali epidemii. –  Drugiego lockdownu już nie da się zrobić. Poza tym mam nadzieję, że nawet jeśli będzie drugie uderzenie epidemii, to jednak nie będzie dramatycznie. Udało się bowiem wprowadzić sieć szpitali jednoimiennych, mamy infrastrukturę, ponad 120 laboratoriów wykonuje testy. To są narzędzia do kontroli tego potwora, jakim jest epidemia – podkreśla szef resortu zdrowia.

Ile Polska zapłaci za epidemię

Gazety analizują też unijne plany związane z odbudową UE po pandemii. Jak opisuje na łamach "Rzeczpospolitej" Jędrzej Bielecki: „Przywódcy Francji i Niemiec przedstawili 18 maja pomysł wartego 500 mld euro mechanizmu, zgodnie z którym Komisja Europejska zaciąga kredyty na rynkach finansowych i przekazuje je jako granty najbardziej dotkniętym zarazą państwom członkowskim”. Oznaczałoby to dla Polski, że równolegle do relatywnie dobrych (na tle Unii Europejskiej) wyników gospodarczych, Warszawa zostanie obciążona kosztami sięgającymi od ok. 2,3 do 4,6 mld dol. Jak analizuje na łamach „Do Rzeczy” Tomasz Cukiernik, wciąż nie wiadomo też, ile dokładnie taki unijny plan miałby kosztować, a sposób jego finansowania musi zostać uzgodniony przez wszystkie 27 państw. „Jedno jest pewne: nowy plan Marshalla – podobnie zresztą jak cały system unijnych dotacji – jest wodą na młyn polityków i urzędników. Nie tylko da im zajęcie i stworzy argument, że są do czegoś potrzebni, lecz także uruchomi nowe możliwości praktyk korupcyjnych na gigantyczną skalę. To jednocześnie coraz większe odejście od rynku na rzecz dawno zbankrutowanego centralnego planowania. Państwo ma odgrywać coraz większą rolę w gospodarce” – pisze Cukiernik.

Kampania w czasie epidemii

Tymczasem nad Wisłą Polacy przyglądają się politycznym sporom kandydatów na prezydenta. Ponieważ z powodu epidemii wybory 10 maja nie odbyły się, kampania się przedłuża, a nowa data głosowania przypadnie prawdopodobnie na przełomie czerwca i lipca. W międzyczasie największe ugrupowanie opozycyjne – Koalicja Obywatelska – zmieniło kandydata, a nowym wybrańcem walczącym o prezydenturę i mobilizację elektoratu został prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski. "Zwolennicy Rafała Trzaskowskiego chcą w nim widzieć polityka z klasą. Ci, którzy z niepokojem obserwują, jak ulega hasłom rewolucji obyczajowej, obawiają się jego skłonności do ideowej mimikry" – opisuje zmianę kandydata Koalicji Obywatelskiej na łamach tygodnika „Do Rzeczy” Piotr Semka. A powodów do zadawania pytań o poglądy Trzaskowskiego i jego tolerancję wobec przekonań innych jest sporo. Wystarczy przypomnieć, że jedną z pierwszych decyzji polityka po objęciu stanowiska prezydenta stolicy było podpisanie Karty LGBT. W dokumencie Trzaskowski nie tylko deklarował zaangażowanie w promowanie środowisk LGBT, ale także wyrażał chęć wprowadzenia do szkół „nowoczesnej” edukacji seksualnej. Treści proponowane w tej „nowoczesnej” edukacji seksualnej były jednak tak kontrowersyjne i niepokojące, że po protestach rodziców realizacja założeń Karty w zasadzie stanęła. –  Najpierw trzeba odbić urząd prezydenta RP, który ma być gwarantem praworządności. W kolejnych latach trzeba będzie również odbić rząd, żeby zmienić wszystkie te decyzje, które doprowadziły do naruszania demokracji i konstytucji. Porażka Dudy będzie początkiem końca tej władzy – mówi Trzaskowski o walce ze starającym się o reelekcję prezydentem Andrzejem Dudą na łamach „Rzeczpospolitej”.

Również na łamach tego dziennika Michał Kolanko informuje, że sztab prezydenta Dudy szykuje się do kolejnej mobilizacji, wymuszonej przez przedłużenie kampanii. Dla wyborców oznacza to kolejną serię spotkać z prezydentem, wiece i wizyty w różnych częściach kraju – wszystko utrzymane oczywiście w reżimie sanitarnym. Z jednej strony prezydent ma prezentować swoje dokonania z ostatnich pięciu lat, z drugiej przekonywać, że wygrana opozycji w najbliższych wyborach oznacza chaos i konflikt na linii Pałac Prezydencki – rząd.

Polska karta w rękach Ameryki

Jednym z takich wyzwań, z którym będzie musiał zmierzyć się prezydent, może być dyskusja o potencjale obronnym NATO, a więc także Polski.  Jeśli Niemcy chcą zmniejszyć potencjał nuklearny i osłabić NATO, to być może Polska, która rzetelnie wywiązuje się ze swoich zobowiązań, rozumie ryzyka i leży na wschodniej flance NATO – mogłaby przyjąć ten potencjał i u siebie – napisała w połowie maja na Twitterze ambasador USA w Polsce Georgette Mosbacher. Dyplomatka odniosła się w ten sposób do listu amerykańskiego ambasadora w Niemczech, który zwrócił uwagę Berlinowi, że NATO potrzebuje nuklearnego środka odstraszającego. Dlaczego Mosbacher wskazała na Polskę? Jak analizuje na łamach tygodnika „Sieci” Marek Budzisz, sygnał ze strony amerykańskiej ambasador może być zaproszeniem, aby Polska nieco energiczniej zaczęła zabiegać o to, abyśmy w przyszłości zostali przyjęci do programu Nuclear Sharing. „Z perspektywy Rosji oznacza to wyścig zbrojeń, który w zakresie broni jądrowej jest niezwykle kosztowny, czego Moskwa, zwłaszcza mając przed sobą perspektywę ciężkiego kryzysu gospodarczego, pragnęłaby uniknąć. Z punktu widzenia Berlina równa się to zmianie układu sił w Europie Środkowej, bo ewentualna decyzja Waszyngtonu to nie tylko bomby atomowe w Polsce, lecz cała ogromna i kosztowna infrastruktura wojskowa przesunięta na Wschód. Na razie ta ostatnia perspektywa nie jest realna” – podkreśla Budzisz.