Back to top
Publikacja: 13.05.2020
Rozłam to skandal, który należy naprawić, jest to rzecz oczywista
Kultura

Wywiad z archieparchą–metropolitą Hajdúdorogu Fülöpem, głową węgierskiego kościoła greckokatolickiego


 

Wielebny archieparcha–metropolita Fülöp Kocsis, mnich, od 2015 r. jest głową węgierskiego kościoła greckokatolickiego, który 20 marca tego roku obchodził pięciolecie istnienia metropolii. Historycznie rzecz ujmując, węgierski grekokatolicyzm jest w tym samym wieku co Polski, a jego korzenie sięgają czasów nowożytnych. Pytam  archieparchę-metropolitę Fülöpa o kościół, jego dawne i współczesne implikacje historyczne i teologiczne.

Chrystus zmartwychwstał!

Prawdziwie zmartwychwstał!

Aby wyjaśnić pojęcia: greckokatolicki to nie znaczy, że nie rzymskokatolicki. Pełna i poprawna nazwa wyznania w przypadku społeczności węgierskiej to rzymskokatolickie obrządku bizantyjskiego, prawda?

Poprawniej i dokładniej jest powiedzieć: katolickie obrządku bizantyjskiego. Określenie „rzymski” w kościele katolickim odnosi się przeważnie także do obrządku, w wyniku czego wszystko może się poplątać. Siedziba Kościoła katolickiego jest bez wątpienia w Rzymie, a jego głową jest papież. Jeśli mówimy o kościele katolickim, oczywiste jest, że jest to kościół rzymskokatolicki. Dlatego uważam za właściwsze niepodkreślanie w nazwie naszego kościoła określenia „rzymski”. Może to wydawać się dzieleniem włosa na czworo, ale do dziś nie przeminął bez śladu cień, jaki rzuca pogląd, że obrządek rzymski ma pierwszeństwo przed innymi obrządkami (bizantyjskim, ormiańskim, koptyjskim itd.) - praestantia ritus latini. My, jako część kościoła katolickiego, mamy obrządek bizantyjski.

Powstanie tego wyznania wynika częściowo z aspiracji unickich soboru ferraro-florenckiego, a następnie z sukcesu Unii Brzeskiej w 1596 r. Jaki wpływ ma na nas po dziś dzień ten ruch unicki, który rozpoczął się na terytorium Rzeczypospolitej Obojga Narodów?

Chętnie umieściłbym w tym rzędzie także II sobór lyoński, a nawet wcześniejsze wysiłki mające na celu zapobieżenie ostatecznemu, wiązanemu z  1054 rokiem rozłamowi (papież Jan VIII i patriarcha Focjusz). Tak więc historii Kościoła zawsze towarzyszyły rozłamy i dążenia do zjednoczenia. Należą do nich wydarzenia związane ze wspomnianymi datami, które nie zawsze były udane, ani też nie były ze strony wszystkich uczestników bezinteresownie pełne dobrych intencji. Fakt, że rozłam jest skandalem, który należy naprawić, jest oczywisty. Pojawienie się grekokatolicyzmu również nie okazało się idealnym rozwiązaniem. Deklaracja z Balamand z 1993 r. oświadczyła wręcz, że nie to jest drogą do jedności kościoła. Oczywiście stało się to kolejną religijną bijatyką. Ale to tylko dobrze uwidacznia, jak bardzo jest to trudna i złożona kwestia.

 

W ostatnich latach na Węgrzech wywiązała się debata, a miejscami nawet ostry spór, aż w dwóch kwestiach dotyczących Eucharystii. Z jednej strony w związku z udziałem grekokatolików w niedawno przełożonym na inny termin Światowym Kongresie Eucharystycznym w Budapeszcie, z drugiej zaś strony w kwestii tradycji udzielania Komunii Świętej dzieciom. Czy obie sprawy można rozpatrywać z tego punktu widzenia, że na podstawie dokumentów unickich przystępujący do zjednoczenia chrześcijanie wschodni mieli możliwość zachowania swoich tradycji?

Udzielanie Komunii Świętej dzieciom, czyli przywrócenie komunii dla dzieci ochrzczonych, jest procesem trwającym już od wielu lat i jest obecne w naszym węgierskim kościele greckokatolickim od co najmniej dekady, albowiem pierwotnie, zgodnie z naszą bizantyjską tradycją, w tym samym czasie odbywa się nie tylko sakrament chrztu i bierzmowania, ale także i Pierwsza Komunia Święta. Wezwanie do tego sformułowano w 1996 r. w instrukcji liturgicznej wydanej przez Stolicę Apostolską. Trzeba jednak pójść znacznie dalej, gdyż pod wpływem silnych wpływów łacińskich, ten zwyczaj, który żył naturalnie w kościele wschodnim, był coraz bardziej marginalizowany. Ciekawostką jest to, że dzisiaj już raczej nie Kościoły greckokatolickie walczą o zachowanie lub odzyskanie swoich wschodnich cech charakterystycznych, ale sama Stolica Apostolska zachęca nas do tego i udziela nam pomocy. Odegrał w tym wielką rolę papież św. Jan Paweł II, który z pewnością posiadał znajomość i osobiste doświadczenie grekokatolicyzmemu. Napisał list apostolski Światło Wschodu (Orientale Lumen), zwracający uwagę na cudowne skarby Wschodu, które w kościele katolickim są żywe i wciąż przeżywane. Oczywiście w Kościele katolickim dążenie do tego było wcześniej widoczne, albowiem już papież Leon XIII sformułował podobne wezwanie (Orientalium Dignitas), a także  Sobór Watykański II wydał na ten temat encyklikę (Unitatis Redintegratio).

Jeśli chodzi o Kongres Eucharystyczny, to nie doświadczyłem wielkich dyskusji wokół niego. Co więcej, raczej powiedziałbym, że nasza wschodnia teologia eucharystyczna może mieć owocny wpływ na całe wydarzenie, na przykład pomagając kłaść większy nacisk na aspekt wspólnotowy.

Czy wraz ze wzrostem wartości cech charakterystycznych Wschodu, można sobie wyobrazić na Węgrzech greckokatolicki tradycjonalizm, który koncentrowałby się na liturgii starosłowiańskiej? Jest ona nadal używana przez większość kościołów obrządku bizantyjskiego, zwłaszcza przez prawosławne. Czy też byłoby to sprzeczne z fundamentami kościoła węgierskojęzycznego?

To dla nas też prawdziwy skarb, przynależy do naszej przeszłości, naszych korzeni. Nie wolno się go zapierać. Podam drobny przykład. Kiedy w 2010 roku restaurowaliśmy ikonostas w Máriapócs, odkryliśmy oryginalne napisy starosłowiańskie na ikonach, które wcześniej zostały zamalowane. Dzięki Bogu, nie musimy już dziś walczyć o używanie języka węgierskiego, jest to całkowicie naturalna część naszego życia kościelnego. Jeżeli nasza liturgia zabrzmi czasami w języku starosłowiańskim, greckim, rumuńskim lub w innych językach, to nie stanowi to żadnego niebezpieczeństwa ani marginalizacji językowej. Co więcej, staramy się, aby jak najwięcej ludzi miało poczucie, że ten wspólny język liturgiczny jest ich własnym — niezależnie od języków narodowych — i ma to szczególne znaczenie właśnie w Máriapócs lub w liturgii wielkanocnej.

Na życie kościelne węgierskich grekokatolików duży wpływ ma męczeństwo błogosławionego biskupa Teodora Romży z Mukaczewa, który został zamordowany przez NKWD w 1947 roku albo przykład biskupa Ołeksandra Chiry, internowanego w Kazachstanie.

Te przykłady są naprawdę swoiste i bardzo wymowne. Nasi współcześni greckokatoliccy męczennicy cierpieli nie tylko za wiarę, ale także za przynależność do Kościoła katolickiego. Dla nich oczywiście było to jedno i to samo. Dlatego właśnie jest smutne, gdy niektórzy kwestionują naszą katolicką tożsamość. Szczególną cechą greckich katolików jest także to, że trzymamy się naszej przynależności do kościoła katolickiego, nawet za cenę męczeństwa. Jednocześnie nie należy tego zaostrzać, aby przeciwstawiać sobie kościoły. Mordercy grekokatolików nie byli prawosławnymi, nasi bracia wierni kościołowi prawosławnemu tak samo cierpieli z powodu przemocy władzy. Oni też mają męczenników. Droga prowadzi oczywiście zawsze do przodu, a nie do tyłu. Wierzę jednak, że jedynym kierunkiem naprzód może być ten, który prowadzi również w stronę prawosławnych. Czyli ku jedności.

Jak powstawał istniejący do dziś greckokatolicki system kościelny równolegle na Węgrzech i na Słowacji, na Ukrainie i w Serbii? Jaki jest powód powstania metropolii sto lat po narodzinach węgierskojęzycznej liturgii? Tutaj koniecznie musimy wspomnieć także o liturgii w języku węgierskim, którą celebrował papież św. Jan Paweł II 18 sierpnia 1991 roku w Máriapócs.

Osoba św. Jana Pawła II jest zdecydowanie decydująca w tym procesie. Jak już wspomniałem, z pewnością miał również osobiste doświadczenia z grekokatolicyzmem. Ale prorocza otwartość wynikająca z jego osobowości, która potem rozprzestrzeniła się po całej Europie, wpłynęła również na naszą historię. Powstanie metropolii węgierskiej nie jest wydarzeniem odosobnionym. Jest to część historycznego procesu, w którym inne kościoły nas wyprzedziły, ale i my staramy się pomóc innym kościołom. Wszystko to oczywiście ma wiele elementów składowych, zbadanie tego wszystkiego, a nawet tylko wyszczególnienie, pochłonęłoby wiele pracy. My tutaj, na Węgrzech, odczuwamy to jako cud, podobnie do tego, co mogliśmy doświadczyć w czasach komunizmu: byliśmy jedynym krajem, w którym grekokatolicyzm mógł istnieć bez przerwy, nie został do końca wykorzeniony jak w sąsiednich krajach. Oczywiście miało to również swoje racjonalne powody, ale wpatrując się w Boga, jesteśmy po prostu pełni wdzięczności, że umożliwił takie procesy historyczne. Powstaniu samej metropolii też towarzyszyło wiele niezwykłych cudów, o których człowiek myślący racjonalnie powiedziałby zapewne, że to wiele szczęśliwych zbiegów okoliczności. Musimy patrzeć na historię z wiarą, a wtedy zobaczymy w niej ślady działania Boga.

Była już mowa o różnorodności wschodniego katolicyzmu. Jaka jest obecnie współpraca z pozostałymi wschodnimi katolikami, zwłaszcza ze Słowakami podwójnego obrządku czy z maronitami, Syryjczykami, Ormianami?

Chyba grekokatolicy na Słowacji są naszymi najbliższymi braćmi, jesteśmy do nich podobni pod wieloma względami, z nimi jesteśmy związani najbardziej. Ale sieć kontaktów poszerzyła się w ostatnich latach. Podejmując się solidarności, szczególnie podczas wydarzeń w Syrii, pielęgnujemy żywe, wzajemnie wspierające się relacje z coraz większą liczbą przywódców i wspólnot kościelnych o różnych obrzędach. Nawiasem mówiąc, odgrywa w tym rolę również zaangażowanie obecnego rządu węgierskiego. Jesteśmy częścią kraju, który świadomie broni prześladowanych chrześcijan, nawet w odległych krajach. Będąc uczestnikami tych procesów, rozwija się również i nasza sieć kontaktów.

Co by wielebny metropolita przekazał rzymskim i bizantyjskim wiernym katolickim, także obrządku ormiańskiego w Polsce w czasie Wielkanocy, a przed Zesłaniem Ducha Świętego?

Uwagę nas wszystkich przyciąga teraz stan wyjątkowy spowodowany rozprzestrzenianiem się wirusa. Co ciekawe, ten problem nas również zbliża i łączy. Wszędzie wielkim zadaniem jest odnaleźć to, co powinniśmy uczynić w tej nowej sytuacji, jak możemy nadal rozpowszechniać Ewangelię, czyli głosić radość. Teraz szczególnie okazuje się, co oznacza dla nas zmartwychwstanie, jak bardzo przenika naszą wiarę, nasze życie. Musimy wierzyć i ufać, że nawet jeśli wypadły nam z rąk zazwyczaj stosowane przez nas instrumenty: obrzędy kościelne, kazania, celebracje sakramentów, to ani łaska, ani miłość Boża nie opuszcza nas ani na chwilę. W tym roku też było i jest zmartwychwstanie Chrystusa dla tego, kto w nie wierzy.

 

(Biró Bence)

Źródło zdjęć: hd.gorogkatolikus.hu