Back to top
Publikacja: 12.05.2020
Przegląd tygodników znad Wisły Zofii Magdziak
Polityka


Wydarzenia z ostatnich dni trudno opisać inaczej niż zamieszanie. Epidemia koronawirusa nie tylko zamroziła polską gospodarkę, ale także skutecznie uniemożliwiła przeprowadzanie planowanych na maj wyborów prezydenckich.

Wybory, których nie było

10 maja, czyli w ubiegłą niedzielę, w Polsce miały odbyć się wybory prezydenckie. Ze względów bezpieczeństwa tak się jednak nie stało. Rządzący próbowali przeprowadzić wybory w tym terminie tylko w formie korespondencyjnej, ale na takie rozwiązanie nie zgodziła się opozycja i władze samorządowe, które skutecznie uniemożliwiły organizację głosowania. Ostatecznie w połowie ubiegłego tygodnia, koalicja rządząca znalazła inne rozwiązanie – po 10 maja i uznaniu, że wybory były nieważne (nie otwarto lokali wyborczych, nie rozprowadzono kart do głosowania), rozpisana zostanie nowa data wyborów. Oznacza to, że przed zakończeniem kadencji prezydenta Andrzeja Dudy, zgodnie z prawem wybrany zostanie jego następca. – O tym, ze wybory się nie odbędą, zdecydowała rzeczywistość, czyli największa od 100 lat pandemia. To sprawiło, że wybory w wersji tradycyjnej odbyć się nie mogły. Co do tego była powszechna zgoda i opinii publicznej, i niemal całej klasy politycznej. Z kolei na zorganizowanie wyborów korespondencyjnych zabrakło czasu. Nie jest to sytuacja wyjątkowa w skali świata. Siedemdziesiąt procent przewidzianych na ostatnie miesiące wyborów zostało przełożone – tłumaczy na łamach „Dziennika Gazety Prawnej” lider jednego z ugrupowań w koalicji rządzącej Jarosław Gowin.

Spór o wybory wywołał jedna niemałe zamieszanie. "Burzliwe losy trudnego kompromisu" – pisze o porozumieniu ws. wyborów prezydenckich "DGP". Jak bowiem zwracają uwagę dziennikarze, rozmowy o formie i dacie wybór doprowadziły niemal do rozpadu koalicji rządzącej. „To jednak nie frakcyjne starcie, jakich wiele było w przeszłości, ale rozgrywka, której stawką jest przetrwanie projektu >>dobrej zmiany<< i jego fundamentów. Bo jakie jest jedno z głównych obecnie zmartwień w PiS? Że im później odbędą się wybory, tym mniejsze szanse na zwycięstwo ma prezydent Duda (prezydent Andrzej Duda walczy o reelekcję – red.). To myślenie jest elementem trwającej próby sił” – tłumaczy na łamach „Rzeczpospolitej” Michał Kolanko.

A jak do przedłużonej kampanii podchodzą kandydaci na prezydenta? W najbliższych dniach okaże się, czy poza 10 już zgłoszonych polityków, w przesuniętych wyborach wezmą udział kolejni kandydaci. „Z tą kampanią wyborczą jest jak z przygotowaniami do startu w igrzyskach olimpijskich. Każdy sztab szykował szczyt formy swojego kandydata na maj, ale koronawirus zarządził dwumiesięczną dogrywkę. Dla kogo to dar z nieba, a dla kogo spore ryzyko?” – pytają na łamach prawicowego tygodnika „Sieci” Marek Pyza i Marcin Wikło. Jak tłumaczą dziennikarze, dodatkowy czas na kampanię może pomóc m.in. kandydatce największej partii opozycyjnej Małgorzacie Kidawie-Błońskiej. Na początku kampanii polityk Koalicji Obywatelskiej była główną rywalką Andrzeja Dudy, obecnie znajduje się na końcu sondaży prezydenckich. Z kolejnej szansy na promowanie swojej kandydatury skorzystają też szef ludowców Władysław Kosiniak-Kamysz, który walczy o to, aby pokazać różnice między sobą a urzędującym kandydatem. „Dodatkowe kilka tygodni to również szansa dla Krzysztofa Bosaka (kandydat skrajnie prawicowej Konfederacji - red.), który nieźle wykorzystuje okazje do prezentowania swoich poglądów i jest przygotowany do toczenia publicznych bojów z każdym oponentem. To wciąż polityk przyszłości, który wie, że zbudowanie wizerunku lidera jest długofalowym procesem” – analizują dziennikarze.

Polska walczy z epidemią

Chociaż wyborcze zamieszanie na chwilę przykryło walkę z epidemią koronawirusa, to jednak wciąż pozostaje ona tematem numer jeden w polskich mediach, a także dla Polaków.  O "wakacjach z chaosem" pisze "Rzeczpospolita", która na swoich łamach analizuje, w jaki sposób do lata przygotowują się rodzice i pedagodzy, a także organizatorzy wyjazdów. „Biura podróży oraz organizatorzy wyjazdów i kolonii dla dzieci nie wiedzą, co czeka ich branżę tego lata. Klienci też nie mają pewności, czy i dokąd wyjadą” – czytamy. Jak informują media, problemem jest brak wytycznych dotyczących reżimu sanitarnego, w jakim miałyby odbywać się wyjazdy dla najmłodszych. A skala problemu jest ogromna, gdyż w ubiegłym roku, z wyjazdów (tylko w granicach Polski) skorzystało 1,3 mln dzieci. Na razie nie wiadomo, czy w tym roku odbędą się jakiekolwiek kolonie i obozy.

Na łamach „Rz” znajdziemy też informację o „cennej krwi polskich ozdrowieńców”. „Leczenie osoczem ozdrowieńców to metoda znana od lat i wykorzystywana głównie w leczeniu chorób zakaźnych, na które nie ma lekarstwa. Korzystano z niej w czasie epidemii XXI w. – Eboli, SARS, MERS i AH1N1” – przypominają dziennikarki, a Ministerstwo Zdrowia tłumaczy, że przetoczenie takiego osocza z przeciwciałami pacjentom leczonym w oddziałach szpitalnych może zwiększyć ich szanse na pokonanie zakażenia i przyspieszyć wytwarzanie własnych przeciwciał.

Jednak popyt generuje podaż, a w związku z tym krew osób wyleczonych z koronawirusa zaczyna być cennym towarem w Stanach Zjednoczonych i Europie. Z tego powodu jeden z senatorów Prawa i Sprawiedliwości wystąpił do premiera z prośbą o wpisanie osocza na listę produktów objętych zakazem wywozu z kraju.

"DGP" pisze natomiast o skali zachorowań w polskich kopalniach, która w niektórych zakładach doprowadziła do wstrzymania wydobycia. Od początku maja zakażenia wśród górników stanowią bowiem znaczny procent zachorowań w Polsce, a szczególne działania w tym zakresie podjęło Ministerstwo Zdrowia i Główny Inspektorat Sanitarny. „Zdaniem specjalistów trudno określić, skąd pod ziemia znalazł się wirus. Możliwy jest scenariusz, że górnik zaraził się od członka rodziny i przyniósł go do miejsca pracy. Zwraca jednak uwagę koncentracja zakażeń w kilku kopalniach” –  czytamy.

Jacek Liziniewicz w tygodniku „Gazeta Polska” pisze upowszechnieniu testów na koronawirusa. „Coraz więcej państw zastanawia się, jak w sytuacji pandemii koronawirusa stopniowo przechodzić do normalności. Oprócz noszenia maseczek i dystansu w kontaktach społecznych najprawdopodobniej czeka nas również masowe testowanie. Świat w tej dziedzinie robi olbrzymie postępy” – relacjonuje dziennikarz. Jak podkreśla Liziniewicz, eksperci są zgodni, że testowanie może mieć kluczowe znaczenie, jeśli chodzi o sposób rozprzestrzeniania się wirusów. „Już dzisiaj naukowcy twierdzą, że chorych było kilka razy więcej, niż wskazywały liczby dzisiaj wychwytywane w statystykach. Stały monitoring pozwoli również na większe otwarcie gospodarki, a także przygotowanie się na ewentualne kolejne fale epidemii” – tłumaczy dziennikarz.

Epidemia kontra gospodarka

O innym aspekcie walki z ogólnoświatową epidemią pisze na łamach katolickiego „Gościa Niedzielnego” Jakub Jałowiczor. Jak bowiem zwraca uwagę dziennikarz, jedną z największych ofiar epidemii są... linie lotnicze. „Linie lotnicze czekają na miliardowe wsparcie państw. Pasażerowie czekają zaś na zwrot pieniędzy za bilety” – pisze Jałowiczor i dodaje, że Europejska Organizacja ds. Bezpieczeństwa Żeglugi Powietrznej Eurocontrol wyliczyła, że ruch pasażerski na Starym Kontynencie spadł o 98 proc. w porównaniu z zeszłym rokiem. Jak w tej sytuacji radzą sobie linie lotnicze? Wiele spółek zmniejszy flotę i zredukuje zatrudnienie, większość liczy jednak na wsparcie ze strony rządu.

W "Gazecie Polskiej" Maciej Kożuszek pisze natomiast o pomyśle pozywania chińskich władz. „Kurczące się gospodarki, spadające PKB, rosnące bezrobocie. Szacunki mogą się różnic, ale wszyscy mają pewność, że rachunek za czas walki z pandemią będzie wysoki. Nic więc dziwnego, że pojawił się pomysł, by to Pekin pokrył przynajmniej część kosztów” – tłumaczy dziennikarz.

Jak relacjonuje Kożuszek, o jakiejś formie odszkodowań ze strony Chin myślą prywatne firmy i rządy. „Choć nie ma dowodów na to, że chińskie władze mają bezpośredni związek ze źródłem wirusa, na przykład jego wydostaniem się z laboratorium, to według ekspertów i tak istnieją podstawy, by obarczyć je odpowiedzialnością za globalną pandemię. Jak stwierdza raport brytyjskiego think tanku Henry Jackson Society, Chiny nie wywiązały się ze swoich zobowiązań dotyczących dzielenia się kluczowymi informacjami dotyczącymi zdrowia publicznego” – czytamy.

W tygodniku "Sieci" Marek Budzisz tłumaczy tymczasem, dlaczego epidemia może być szansa dla gospodarek państw Europy Środkowej. „Poczucie sukcesu w walce z pandemią pozwoli z jednej strony zerwać z mentalnością kolonialną i ślepym naśladownictwem wzorców z Zachodu. Jeżeli wygramy tę bitwę, to gospodarcze przyspieszenie państw środkowoeuropejskich, w tym Polski, może po epidemii zasadniczo zmienić układ sił na Starym Kontynencie” – analizuje dziennikarz. Jak bowiem wskazuje Budzisz, państwa Europy Środkowej (w tym Polska i Węgry), szybko i skutecznie zareagowały na epidemię, ograniczając liczbę ofiar śmiertelnych. Teraz państwa te mają szansę szybko poradzić sobie z kryzysem gospodarczym.

Wraca temat suszy

Z gazet nie znika też temat suszy i problemu z zasobami wody, który jak podkreśla minister rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski dotyczy również Polski. Na łamach „Gościa Niedzielnego” polityk przyznaje bowiem, że chociaż nie ma zagrożenia, że Polakom zabraknie żywności, to „susza jest realna i nikt tego zagrożenia nie bagatelizuje”. – Wody może zabraknąć. Jestem tutaj realistą.

Jeżeli zużywamy ją bez opamiętania, na podlewanie trawników, co w czasie braku wody powinno być absolutnie wstrzymane, jeżeli rolnicy, którzy mają olbrzymią ilość studni głębinowych, będą – mówiąc w uproszczeniu – podlewali pastwiska czy uprawy żyta pod lasem, to może się okazać, że zabraknie wody w wodociągach komunalnych, gminnych. A te wodociągi zaopatrują w wodę do picia i do jedzenia ludzi i zwierzęta – tłumaczy Ardanowski w wywiadzie.

O problemie pisze także w tygodniku „Do Rzeczy” Łukasz Zboralski, który zwraca uwagę, że deszcze na początku maja nie rozwiążą problemu z „wysychaniem” Polski. „To, że przez chwilę nie trzeba było podlewać ogródków, nie oznacza, że za chwilę dalej w mocy nie będą gminne zakazy i prośby. Bo wody mamy w kraju mało. I bez odpowiednich działań jej nie przybędzie” – tłumaczy dziennikarz. O jakie działania chodzi? Jak wskazuje Zboralski, przykład dobrych praktyk w tym zakresie wskazują Lasy Państwowe, które już kilkanaście lat temu rozpoznawały problemy z retencją, miały o nich wiedzę i reagowały. W ramach inwestycji budowane są i modernizowane obiekty magazynujące i piętrzące wodę lub spowalniające jej odpływ – wymienia dziennikarz. „Musimy zacząć uznawać wodę za zasoby strategiczne z taką samą powagą jak przemysł energetyczny. Z taką samą powagą, jaką po pandemii zaczniemy traktować m.in. maseczki i leki, których w Europie – jak się okazało – od dawna nie produkowano” – dodaje Zboralski.

 

Dane Sondażowe CBOS z dnia 30 kwietnia 2020 roku  

Andrzej Duda 52 %

Szymon Hołownia 14 %

Krzysztof Bosak 7 %

Władysław Kosiniak Kamysz 6 %

Małgorzata Kidawa – Błońska 5 %

Robert Biedroń 5 %

Marek Jakubiak 1%