Back to top
Publikacja: 14.05.2020
Wspólny język
Polityka

Wspólny język

Rozmowa z Istvánem Kovácsem, dyrektorem ds. badań w Ośrodku Praw Podstawowych (Alapjogokért Központ) na Węgrzech

 

Ośrodek Praw Podstawowych powstał w 2013 roku. W statucie piszą Państwo o tym, jak ważne jest zachowanie tożsamości narodowej i suwerenności, a także chrześcijańskich tradycji społecznych. Rząd węgierski również podziela powyższe wartości: Jaki jest Państwa wkład do tej pracy, jako organizacji pozarządowej?

Na Węgrzech istnieje kilka konserwatywnych instytutów i think tanków. Tym, co nas wyróżnia, jest jednak nasze jasne stanowisko w kwestiach społecznych i ideologicznych; a także to, że staramy się je opierać na podstawach prawnych.

W 2013 roku krytyka wobec Węgier, obecna stale już od roku 2011, weszła na zupełnie nowy poziom. Właśnie wtedy Parlament Europejski przyjął tak zwany raport Tavaresa, który skrytykował praworządność na Węgrzech, czyniąc to w sposób obarczony wieloma błędami rzeczowymi. W tym czasie wraz z moimi dwoma kolegami prawnikami postanowiliśmy stworzyć organizację, która włączyłaby się w debatę zarówno na poziomie węgierskim, jak i międzynarodowym, zapewniając dokładny i obiektywny przegląd zagadnień prawnych oraz udzielając wiarygodnych informacji wszystkim zainteresowanym tym, co dzieje się na Węgrzech.

Wkrótce jednak przekonaliśmy się, że pod płaszczykiem krytyki prawnej tak naprawdę kryje się konflikt światopoglądowy: problem liberalnych międzynarodowych krytyków z Węgrami nie polega na tym, że poszczególne rozwiązania prawne nie spełniają „międzynarodowych standardów”, ale na tym, że rząd węgierski śmiało podejmuje kwestie, które są dla nich kłopotliwe.  Czy można zmusić chrześcijański kraj do działania zgodnie z liberalnym duchem epoki, nie pytając ludzi o ich zdanie? Czy można wykroczyć ponad poziom państw narodowych, pomimo że bezsprzecznie taki rodzaj organizacji społecznej uczynił Europę wielką?

My od samego początku reprezentowaliśmy w tych kwestiach postawę suwerenistyczną i nadal to czynimy. Wierzymy w jednoczącą naród siłę chrześcijaństwa, wierzymy w państwa narodowe i chociaż jesteśmy zobowiązani wobec Unii Europejskiej, uważamy za niedopuszczalne, aby zachodnie i wschodnie państwa członkowskie UE mierzyć inną miarą.

 

Pod kierownictwem politologa Tamása Fricza przeprowadzono w Ośrodku zakrojone na szeroką skalę badanie dotyczące UE, które na podstawie dotychczasowych osiągnięć Unii próbuje nakreślić przyszłość tej organizacji. Jak postrzegają Państwo w tym kontekście rosnącą rolę naszego regionu?

W konserwatywnym dyskursie publicznym na Węgrzech często powraca topos, że ojcowie założyciele Unii nie myśleli w kategoriach ponadnarodowej unii politycznej, tylko o sojuszu silnych państw narodowych. W związku z tym – zgodnie z toposem – wystarczy wrócić do zasad ustanowionych podczas utworzenia UE. W naszych badaniach szczegółowo pokazaliśmy, że ten obraz jest niestety fałszywy: wśród większości założycieli UE dominowała idea federalistyczna, a kierunek opierający swoją koncepcję na silnych państwach narodowych pojawił się „dopiero” w latach sześćdziesiątych. Oczywiście, wówczas gdy kraje naszego regionu przystępowały do UE, decydentom nawet się nie śniło, że członkostwo w UE może w ciągu kilku dekad doprowadzić do całkowitego zniesienia państwowości narodowej. Kraje, które od dawna cierpiały pod opresją sowiecką, postrzegały przystąpienie do UE jako ostateczną deklarację powrotu do cywilizacji Zachodu. Wiele lat musiało upłynąć, żeby uświadomiły sobie, że nie wszystko złoto, co się świeci. W ostatnich latach UE nie poradziła sobie z wieloma kryzysami: z kryzysem finansowym w 2008 roku, z rosyjsko-ukraińskim konfliktem zbrojnym, z kryzysem migracyjnym, a teraz nie radzi sobie z epidemią koronawirusa. Niektórzy wyciągają z tego wniosek, że potrzebne są silniejsze kompetencje UE, podczas gdy my zauważamy, że państwa regionu skutecznie poradziły sobie z tym wyzwaniem we własnym zakresie.

Dzisiaj Polska i Węgry oczekują kryzysu gospodarczego, spodziewanego po epidemii, ze znacznie bardziej sprzyjającej pozycji niż Włochy, Hiszpania, a nawet Francja, które w ostatnich latach zakumulowały ogromny dług. Siła gospodarcza regionu w coraz większym stopniu ujawnia się na poziomie decyzji politycznych, zwłaszcza gdy nasze kraje są w stanie występować wspólnie na arenie międzynarodowej. A w związku z tym, że przyjaźń polsko-węgierska sięga wielu stuleci nie jest niczym nowym, że nasze kraje polegają na sobie nawzajem przy dochodzeniu swoich interesów. Nowością jest jednak to, że inne kraje regionu potrafią wznieść się ponad swoje historyczne urazy, a działając razem reprezentują w UE nie dającą się pominąć siłę.

 

Działania podjęte przez rząd Orbána w związku ze zwalczaniem epidemii były wielokrotnie krytykowane, w szczególności ustawa upoważniająca rząd do korzystania z nadzwyczajnego porządku prawnego. Jak, w Państwa ocenie, te działania wpływają na podstawowe prawa obywateli Węgier?

Krytyka w związku z ustawą o zwalczaniu koronawirusa wpasowuje się w dziesięcioletnią falę krytyki, która rozpoczęła się wraz z dojściem do władzy rządu Orbána w 2010 roku. Oskarżenia zazwyczaj pomijają osnowę faktyczną: krytyków nie interesuje tak naprawdę treść danego przepisu. Jest to szczególnie widoczne na przykładzie omawianej ustawy, która choć w całości składa się z trzech stron, z krytyki wynika, że niewiele osób zadało sobie trud, aby się z nią zapoznać.

Przede wszystkim należy zauważyć, że – podobnie jak w wielu innych krajach – na Węgrzech obowiązuje nadzwyczajny porządek prawny z powodu epidemii. Istotą nowego porządku jest to, że prawa podstawowe można ograniczyć, wbrew przyjętym zwyczajom, także w drodze rozporządzenia. Można na przykład wprowadzić ograniczenia w wychodzeniu z domu, można zakazać organizowania imprez lub nałożyć kwarantannę na osoby podejrzane o zakażenie. Nie ma w tym nic wyjątkowego, dzieje się tak we wszystkich krajach Europy. Ustawa była potrzebna, ponieważ zgodnie z węgierską regulacją konstytucyjną takie rozporządzenia mogą obowiązywać tylko przez 15 dni, ale niestety zdajemy sobie sprawę, że wirus zostanie z nami na dłużej. Dlatego Zgromadzenie Narodowe Węgier przedłużyło obowiązywanie rozporządzeń rządowych do końca epidemii, z możliwością odwołania tego aktu prawnego w dowolnym momencie, tj. przed końcem epidemii. Ponadto ustawa ustanawia szereg innych gwarancji: rząd może wykorzystać swoje nadzwyczajne uprawnienia wyłącznie w celu zarządzania epidemią, ogranicza prawa jedynie w niezbędny i proporcjonalny sposób, rząd musi stale informować Zgromadzenie Narodowe, itd.

Wobec tego wszystkiego, fake newsy o rozwiązaniu parlamentu przez rząd brzmią zupełnie niesamowicie. Zostały one wielokrotnie powtórzone przez podające się za wiarygodne, docierające do mas organy prasowe, takie, jak CNN. Kiedy później okazało się, że Parlament nadal obraduje, zamiast przeprosin, zaczęto krytykować ustawy uchwalone przez Zgromadzenie Narodowe.

 

Od samego początku ze szczególną uwagą koncentrują się Państwo też na mediach, ściśle monitorując kształtowanie się węgierskiej sytuacji medialnej. Na ile zrównoważone są Państwa zdaniem media na Węgrzech?

Przez długi czas węgierski rynek mediów politycznych był jednobiegunowy: tylko produkty medialne kładące nacisk na narrację lewicowo-liberalną mogły odnieść znaczący sukces. Dotyczyło to zarówno prasy drukowanej, jak i radia, telewizji i internetu. Dziś sytuacja ta została znacznie bardziej zrównoważona: chociaż największa telewizja komercyjna i największy portal internetowy wciąż grają na lewicowo-liberalną nutę, teraz przynajmniej istnieje dla nich alternatywa, co jest dużym osiągnięciem, ponieważ od dziesięcioleci reprezentowane przez nich stanowisko miało monopol.

Konserwatywne media na całym świecie zmagają się z tym samym problemem: w jaki sposób oprzeć się liberalnemu duchowi epoki płynącemu ze wszystkich stron i zarazem wytworzyć popularne treści medialne. Jest to bardzo trudne, ponieważ nie tylko „twarde” treści polityczne mają wpływ na opinię publiczną: co najmniej tak samo ważnym czynnikiem opiniotwórczym jest uwrażliwienie płynące przez filmy, seriale, a nawet tabloidy.

 

Od wielu lat również monitorują Państwo najbardziej niebezpieczne zjawiska poprawności politycznej. Dlaczego uważają to Państwo za tak ważną misję?

Poprawność polityczna jest bardzo trudną do zdefiniowania kategorią, która znacznie wykracza poza pomysłowe twory językowe, w wyniku których homoseksualista stał się „gejem”, a Cygan „Romem”. Zjawisko to opiera się na zanegowaniu uczciwości i uniemożliwia wypowiedzenie prawdy, ponieważ prawda często może być dla kogoś bolesna.

W oczach wielu zachodnich przedstawicieli prasy ideologia ta osiągnęła niemalże poziom ekstazy religijnej: stanowi dla nich zasadę nadrzędną, której nie mogą nadpisać nawet fakty. Stwierdzenie to nie jest żadną przesadą, ponieważ tylko religia może wzbudzać taką gorliwość. Choćby nawet najmądrzejsi naukowcy na ziemi próbowali przekonać mnie, że opłatek jest opłatkiem, dla mnie niewątpliwą prawdą jest to, że w akcie Komunii Świętej przyjmuję do siebie realnie obecne ciało Chrystusa.

Dla zwolenników politycznej poprawności równie niepodważalną prawdą jest to, że ilość istniejących płci jest nieskończona: pomimo tego, że na własne oczy widzą, że jest tylko mężczyzna i kobieta, i nie zważając na dowody naukowe, nie pozwalają, aby fakty zbiły ich z pantałyku. Prowadzi to do wielu satyrycznych sytuacji, poczynając od sportowców płci męskiej rywalizujących w kategoriach kobiecych, aż po wyróżnienia naukowe przyznawane wedle kwot mniejszościowych. Nasza działalność polega jedynie na zbieraniu co tydzień najbardziej rażących przypadków i prezentowaniu ich naszym czytelnikom w ironicznym tonie. Projekt jest moim „dzieckiem”: przez długi czas sam pisałem wszystkie teksty, z przykrością stwierdzam jednak, że nie mam już na to czasu. Ton wypowiedzi jest oczywiście satyryczny, ale to, co dzieje się na świecie, wcale nie jest śmieszne. Poprawność polityczna przeniknęła dzisiaj do podsystemów stanowiących podstawę naszego ładu społecznego. Używanie zaimków neutralnych płciowo w armii kanadyjskiej, programy dla dzieci organizowane przez transwestytów, „poświęcenie” homoseksualnego obrazu ołtarzowego w szwedzkim kościele to tylko najbardziej rażące przykłady z ostatniego czasu.

 

Wracajmy jednak do spraw naszego regionu  - państwa pierwszym zagranicznym partnerem została polska fundacja Ordo Iuris. W jaki sposób powstało to porozumienie i jakie będą pierwsze wspólne działania realizowane w ramach współpracy?

W październiku ubiegłego roku, na zaproszenie Instytutu Polskiego w Budapeszcie, wziąłem udział w wizycie studyjnej w Warszawie. Wówczas spotkałem się na kolacji z Tymoteuszem Zychem i już po kilku minutach stało się jasne, że nasza współpraca nie zakończy się tego wieczora. Spotkałem już wielu Polaków i z większością z nich przeważnie znajdowałem wspólny język, jednakże nowością było dla mnie to, że wykształcony prawnik zapatruje się na świat dokładnie tak samo, jak ja. Miesiąc później już wygłaszałem wykład na konferencji zorganizowanej przez Ordo Iuris w Rzymie, a w lutym kierownictwo obu instytucji podpisało w Budapeszcie umowę o współpracy. Podjęliśmy decyzje dotyczące wielu wspólnych działań, które aktualnie zostały wstrzymane z powodu pandemii, nie chciałbym jednak przedwcześnie uchylać rąbka tajemnicy.

Ogólnie rzecz biorąc, mogę powiedzieć, że chcemy działać również na arenie międzynarodowej w ważnych dla nas sprawach, takich jak ochrona suwerenności i chrześcijaństwa. Istotne jest, aby zdać sobie sprawę, że siła strony przeciwnej pochodzi z międzynarodowej sieci, która może działać w sposób skoordynowany w ważnych dla niej kwestiach, wobec takiego formatu tylko obejmujący wiele narodów sojusz może działać w sposób skuteczny. Mam nadzieję, że porozumienie osiągnięte pomiędzy Ośrodkiem Praw Podstawowych a fundacją Ordo Iuris będzie pierwszym krokiem do utworzenia takiej inicjatywy.

 

Całkiem niedawno Komisja Europejska wszczęła postępowanie przeciwko Polsce o naruszenie prawa. Jak Państwo oceniają to wydarzenie?

Całkowicie zdumiewa mnie, że dla Komisji Europejskiej jest to najważniejsza kwestia podczas największego od stu lat kryzysu epidemicznego. Mam wrażenie, że organ poprzez polityczne działania zastępcze próbuje ukryć swoją bezsilność wobec epidemii. Jestem przekonany, że organizacja sądownictwa, wliczając tu przepisy dyscyplinarne, nie należy do kompetencji żadnego z organów UE.

Wiem, że reforma sądownictwa od dawna jest w Polsce na porządku dziennym i jestem świadom wcześniejszych wydarzeń, właśnie dzięki szczegółowej analizie Ordo Iuris, dostępnej również w języku angielskim. Wiem również, że polska opinia publiczna jest podzielona w tej kwestii, ale uważam, że jest to wewnętrzna sprawa Polaków, z którą sami muszą się uporać.