Back to top
Publikacja: 06.05.2020
Przegląd tygodników znad Wisły Zofii Magdziak
Polityka


10 maja w Polsce powinny odbyć się wybory prezydenckie, jednak z powodu epidemii koronawirusa nie wiadomo, kiedy i w jakiej formie odbędzie się głosowanie. Temat ten, chociaż w różnej odsłonie, znajduje się na pierwszych stronach wszystkich gazet, ponieważ groźny wirus wprowadził nad Wisłą niemałe zamieszanie.

Wybory, wybory, wybory

Zaczynając więc od wyborów, gazety analizują różne aspekty tego problemu. Zgodnie z decyzją marszałka Sejmu wybory prezydenckie powinny odbyć się 10 maja, jednak ze względów bezpieczeństwa rząd zaproponował, aby głosowanie przeprowadzić w formie korespondencyjnej. Propozycję zmian w Kodeksie wyborczym, umożliwiającą głosowanie korespondencyjne dla wszystkich obywateli, zatwierdził już Sejm, ale zdominowany przez opozycję Senat przeciąga rozpatrzenie tego rozwiązania i dopiero na kilka dni przed wyborami ostatecznie zagłosuje nad projektem. Senatorowie prawdopodobnie odrzucą projekt, a takiej sytuacji rządzące Prawo i Sprawiedliwość będzie miał bardzo mało czasu, aby zebrać większość, umożliwiającą przegłosowanie decyzji Senatu i wprowadzenie zmian w życie. „Jeśli PiS przegra głosowanie, sytuacja może się jeszcze bardziej skomplikować. Bo wyborów nie będzie można przeprowadzić ani według starych, ani według nowych przepisów” – analizują dziennikarze na łamach „Dziennika Gazety Prawnej”. Dziennikarki nieprzychylnej władzy "Gazety Wyborczej" atakują natomiast Prawo i Sprawiedliwość, twierdząc, że rząd próbuje wszystkich możliwych sposobów, aby doprowadzić do przyjęcia projektu o głosowaniu korespondencyjnym. „Stanowiska w rządzie i spółkach skarbu państwa oraz listy bliskich zatrudnionych w administracji rządowej – PiS metodą kija i marchewki organizuje sobie większość na głosowanie 7 maja” – opisują Agata Kondzińska, Iwona Szpala.

Tymczasem kampania prezydencka trwa. „W trakcie majówki prezydent i kandydat w wyborach prezydenckich Andrzej Duda zorganizował swoją konwencję wyborczą, na której pokazał nowe zapowiedzi, m.in. propozycję podwyżki zasiłku dla bezrobotnych i trzymiesięcznego zasiłku solidarnościowego dla osób, które stracą pracę z powodu pandemii” – czytamy na łamach „DGP”. 

O "hojnych" propozycjach Andrzeja Dudy pisze także dziennik "Rzeczpospolita". Jak wymieniają dziennikarze, prezydent ogłosił, że wartość rządowej tzw. Tarczy Antykryzysowej sięgnie około 400 mld zł., a świadczenia pomocowe wprowadzone przez rząd PiS nie zostaną zabrane. Polityk obiecał też, podobnie jak pięć lat temu, walkę o wyższe dopłaty bezpośrednie dla polskich rolników. „Gazeta Wyborcza” przypomina natomiast, że prezydent zapowiedział również dodatkowe pieniądze na narodowy program walki z rakiem (6 mld zł) oraz stworzenie funduszu medycznego, który miałby zajmować się finansowaniem ośrodków zajmujących się leczeniem bardzo rzadkich przypadków medycznych (3 mld zł).

A jak na tydzień przed wyborami radzą sobie inni kandydaci? Jak relacjonują gazety, politycy opozycji, chociaż krytykują kurs na wybory 10 maja, nie zmniejszają aktywności i także prowadzą kampanię. W najgorszej sytuacji jest do niedawna główna kontrkandydatka Andrzeja Dudy – Małgorzata Kidawa-Błońska. Polityk największej opozycyjnej partii – Platformy Obywatelskiej – Koalicji Obywatelskiej (PO-KO), kilka razy zmieniała zdanie, ale obecnie twierdzi, że nie weźmie udziału w wyborach, jeśli odbędą się one w maju. Nadal organizuje jednak konferencje prasowe i aktywnie działa w mediach społecznościowych, jednocześnie zajmując odległe miejsca w najnowszych sondażach. „Platforma wprowadziła własnych wyborców w kompletną konfuzję. Do tego stopnia, że zdezorientowany elektorat PO nie ma nawet świadomości, na kogo powinien zagłosować. To musiało doprowadzić do spektakularnej porażki Kidawy. Klęski, która odbije się na pewno na kondycji i poparciu dla całej PO, na co zresztą liczy reszta opozycji” – podsumowuje sytuację na łamach tygodnika "Gazeta Polska" Dawid Wildstein. „Powstaje pytanie, skąd aż taka porażka Kidawy? (...) Z powodu ewidentnych problemów z wysławianiem się i poprawnym formułowaniem myśli? A może elektorat zauważył brak jakiegokolwiek pozytywnego programu, zastąpionego totalną agresją i krytyką rządu na zasadzie politycznego odruchu Pawłowa? Wszystkie te elementy są na pewno istotne, nie tłumaczą one jednak aż takiego spadku poparcia. Wynika z niego, że nawet najtwardszy elektorat Platformy odwrócił się od Kidawy. (...) Kidawa nie przegrywa z powodu swoich oczywistych wad. Przegrywa z powodu czysto politycznych błędów własnej partii” – ocenia dalej dziennikarz.

Polska w czasie epidemii

Kolejnym tematem, który nie schodzi z pierwszych stron gazet jest walka z epidemią koronawirusa.

"Ani marzec, ani kwiecień nie przyniosły drastycznego wzrostu liczby zgonów w Polsce, jaki odnotowano w innych krajach" – relacjonuje "Rzeczpospolita". „Od początku pandemii pojawiały się spekulacje, że rząd ukrywa prawdziwą liczbę chorych i zgonów. Na całym świecie sparaliżowana koronawirusem służba zdrowia (odwołane operacje i zabiegi) może być przyczyną wzrostu tragicznych statystyk. Jednak Polska nie wykazuje wysokich zwyżek” – czytamy dalej.

Tymczasem na łamach "DGP" wiceminister zdrowia Janusz Cieszyński zapewnia, że resort zdrowia "wyspowiada się" z każdej złotówki wydane na walkę z COVID-19. A pieniędzy wydano już niemało. – Jeśli chodzi o wydatki samego Ministerstwa Zdrowia na środki ochrony osobistej, na zakup sprzętu – respiratory, kardiomonitory, testy – to jest to ponad 600 mln zł. Pierwsze zakupy, jako Ministerstwo Zdrowia, zrealizowaliśmy jeszcze w lutym – mówi Cieszyński w wywiadzie.

Na łamach "Dziennika Gazety Prawnej" czytamy tez o stopniowym odmrażaniu polskiej gospodarki. Od tego tygodnia Polacy mogą znowu odwiedzać centra handlowe czy korzystać z części obiektów sportowych. Powoli otwierane są też żłobki i przedszkola. W tym tygodniu rozpoczyna się bowiem II etap zdejmowania obostrzeń, co ma pozwolić na zminimalizowanie strat, jakie poniosą przedsiębiorcy. Zamknięte w Polsce wciąż pozostają restauracje, zakłady fryzjerskie, siłownie, teatry i kina, a dzieci wciąż uczą się zdalnie. "Na pośpiech i niedoskonałość przepisów skarżą się (…) hotelarze (...) Chodzi o zakaz uruchamiania gastronomii. – Nie wiem, jak moi goście wyżywią się. W naszych pokojach nie ma kuchenek, a lodówki są małe. Do najbliższej gastronomii jest kilka kilometrów, ale ta jest przecież zamknięta – mówi jeden z właścicieli hotelu we wschodniej Polsce” – czytamy w „DGP”. To właśnie hotele, czy punkty usług fryzjerskich najwięcej tracą w związku z epidemią i obostrzeniami. – Jeśli chodzi o turystykę, hotelarstwo, fitness, a ostatnio usługi fryzjerskie czy kosmetyczne, to MŚP (małe i średnie przedsiębiorstwa - red.) znajdują się w słabej kondycji. Zwłaszcza że pieniądze z Tarczy Antykryzysowej dopiero zaczynają napływać. Dużo osób czarno widzi swoją sytuację choćby dlatego, że wciąż nie wiadomo, kiedy ta sytuacja się skończy, czy na przykład potrwa nawet półtora roku. W związku z tym przedsiębiorcy coraz częściej dochodzą do przekonania, że przez półtora roku, nie mogąc zarabiać, nie będą w stanie utrzymać siebie i firmy, nawet gdy otrzymają pomoc z Tarczy – tłumaczy w rozmowie z „Gazetą Polską” rzecznik małych i średnich przedsiębiorców Adam Abramowicz.

"Wysychanie Polski"

Na łamach tygodnika "Sieci" Konrad Kołodziejski pisze natomiast o suszy, która także stała się poważnym problem dla Polski. "Informacje o czekającej nas w tym roku katastrofalnej suszy pojawiały się już w styczniu, jednak długo nie mogły się przebić do powszechnej świadomości, którą skutecznie przesłoniła pandemia koronawirusa oraz nieustające wrzenie w polskiej polityce. Dopiero niedawny pożar nadbiebrzańskich mokradeł uzmysłowił niektórym skalę zagrożeni" –  tłumaczy Kołodziejski.  Utworzony w 1993 roku Biebrzański Park Narodowy to największy park w Polsce, gdzie na obszarach leśnych i torfowiskach zachowały się rzadkie, zagrożone i ginące w kraju i Europie gatunki roślin, ptaków i innych zwierząt. W wyniku pożaru z kwietnia, spłonęło prawie 10 proc. powierzchni parku. „Wysychają stawy i niewielkie rzeki, a ziemia w wielu miejscach zaczyna przypominać popiół. To samo dzieje się ze ściółką leśną. Mapa zagrożeń pożarowych w Polsce jest – nie licząc wąskiego paska na wybrzeżu Bałtyku – w całości czerwona. Lasy Państwowe informują, że od początku roku do drugiej połowy kwietnia wybuchło blisko 2,7 tys. pożarów w lasach, z czego ponad 75 proc. właśnie w kwietniu. Lasy, do których niedawno uchylono zakaz wstępu związany z pandemią, są dziś ponownie zamykane” – relacjonuje Kołodziejski.

"Tragiczny błąd Zachodu"

O błędach państw Unii Europejskiej i konsekwencjach tych błędów pisze natomiast w "Rzeczpospolitej" Jędrzej Bielecki. "Kilkadziesiąt tysięcy osób zostałoby zapewne uratowanych, gdyby przywódcy starej Unii zareagowali równie szybko na pandemię co Europa Środkowa” tłumaczy dziennikarz. Przykładem jest zamknięcie granic, na które już na początku epidemii zdecydowało się kila państw –  w tym Polska i Węgry. „Polska, razem z ośmioma innymi krajami Unii, 15 marca wstrzymała ruch na granicy. Dwa tygodnie później została za to ostro skrytykowana przez przewodniczącą Komisji Europejskiej Ursulę von der Leyen” – pisze Bielecki. – Sprzeciw KE wobec zamykania granic przez Austrię, Polskę, Czechy i inne kraje Europy Środkowej był całkowitą pomyłką. Pierwszą rzeczą, jaką zrobiły po wybuchu pandemii Tajwan, Korea Południowa i Singapur, było wprowadzenie kontroli osób przybywających z Chin. To był kluczowy element opanowania zarazy – komentuje dla „Rz” Thomas Czypionka, szef działu polityki zdrowia w wiedeńskim Instytucie Studiów Zaawansowanych (IHS).

O podziałach w Unii Europejskiej mówi też w wywiadzie dla „Gazety Polskiej” prof. George Friedman, ekspert ds. prognoz geopolitycznych i prezes ośrodka analiz Geopolitical Futures. Jak tłumaczy Friedman, jednym z procesów, który przyspieszyła epidemia koronawirusa, jest fragmentaryzacja Unii Europejskiej. – Przebiega to w kierunku, który przewidzieliśmy, ale cały proces przyspieszył – tłumaczy. – Pandemia pokazała wszystkim narodom w Europie, że nie są Europejczykami, są Niemcami, Włochami, Polakami. Powróciły granice, a polityka monetarna w strefie euro ciągle dostosowywana jest do potrzeb Niemiec, a nie na przykład Włoch. Trzeba pamiętać, że każdy organizm polityczny oceniany jest według tego, jak reaguje na kryzys – mówił ekspert w wywiadzie. Jak tłumaczy Friedman, trwający kryzys, podobnie jak ten z 2008 roku, jest testem dla Unii Europejskiej. Dotychczas Wspólnota radzi sobie z tym testem nie najlepiej. –  Jasne jest, że Unia nie zadziałała sprawnie, a w przypadku koronawirusa nie działała w ogóle. Teraz biurokraci zaczynają odbywać spotkania, co jest zasadniczą odpowiedzią UE na jakikolwiek kryzys – zorganizować spotkanie. Praktyka pokazała, że gdy Włosi byli w ogromnej potrzebie, Niemcy zamknęli granice, a UE nie robiła nic. Nie możesz mówić o sobie, że jesteś poważnym organizmem politycznym, a jednocześnie nie robić nic, gdy wybucha poważny kryzys. Jak błahe wydają się z tego punktu widzenia problemy, którymi zajmowała się Bruksela, choćby sprawa praworządności w Polsce – tłumaczy Friedman.