Back to top
Publikacja: 31.03.2020
Hejterzy koronawirusa
Polityka


Epidemia niebezpiecznego koronawirusa wyzwoliła w polskim społeczeństwie pokłady wzajemnej życzliwości i solidarności. Najczęściej. Ale…

 

Tradycyjnie już nie zabrakło tych, który trudną sytuację i zagrożenie życia Polaków wykorzystali do politycznej walki i odrażającego hejtu. Także wśród tych, którzy na co dzień sami szermują hasłami walki z mową nienawiści. Sąsiedzi niosący codzienną pomoc starszym, chorym i samotnym osobom, dla których zarażenie wirusem oznaczałoby śmierć, kibice piłkarscy, żołnierze, policjanci, harcerze i wolontariusze codziennie wspierający ludzi walczących z zarazą. Przedsiębiorcy przestawiający produkcję, by bezpłatnymi darami wesprzeć szpitale, lekarzy i ratowników. Tak wygląda polska codzienność w dobie epidemii śmiertelnie niebezpiecznej choroby, gdy zagrożenie obudziło w naszym społeczeństwie słynną polską solidarność. Jednak na obrzeżu tych pozytywnych zjawisk uaktywnił się – zwłaszcza w mediach społecznościowych – margines, także ludzi o znanych nazwiskach, którzy czas „dżumy” wykorzystali do wylania swoich negatywnych emocji. Zbyt często nie przebierając w słowach. – To nie tylko brak kultury i elementarnej umiejętności współżycia społecznego, lecz także nie do końca wykształcona w procesie rozwoju i wychowania kontrola swoich emocji – ocenia w rozmowie z „Do Rzeczy” dr Ireneusz Siudem, psycholog społeczny. – Miarą naszego człowieczeństwa i humanitaryzmu w sytuacji, w której się znaleźliśmy, jest przede wszystkim umiejętność odnalezienia się w sposób wspierający innych ludzi niezależnie od ich poglądów czy pochodzenia – dodaje.

Życzenie Śmierci?

 Początek marca. Jeszcze nie ma w Polsce stanu epidemicznego, ale koronawirus już zaczyna zbierać swoje żniwo. Do mediów trafiają pierwsze doniesienia o zarażonych wirusem, w tym także o osobach pełniących funkcje publiczne.

Jednym z nich jest jeden z członków Krajowej Rady Sądownictwa, uważanej przez sympatyków opozycji za organ „PiS-owski”. Kiedy media informują, że u sędziego Zbigniewa Łupiny wykryto wirusa, znana feministka, aktywistka proaborcyjnych „czarnych marszów” – Klementyna Suchanow – triumfuje: „KRS w kwarantannie! Czekam na więcej dobrych wieści na ten moment, kiedy odczuwam przyjemność z wredności :) (nie, wcale mi nie wstyd) może gdzieś jest ta zapomniana sprawiedliwość?” – pisze na Facebooku. Jednostkowy przypadek? Bynajmniej. Kilka dni później dziennikarka Onetu – Iwona Kutyna – w rozmowie z Piotrem Gąciarkiem, sędzią Sądu Rejonowego w Warszawie, w dyskusji o koronawirusie i zagrożeniach dla zdrowia beztrosko stwierdziła: – Natura próbuje zareagować na to, co się dzieje i może na jakieś przeludnienie, i może w sądach będzie tak samo. Jeśli wirus dopada takiego szefa sądu w Olsztynie, no to też po coś – mówiła. Chodzi o sędziego Macieja Nawackiego, prezesa Sądu Rejonowego w Olsztynie decyzją miejscowego sanepidu – w związku z ryzykiem zarażenia się koronawirusem – został poddany kwarantannie. – Pani z Onetu już ze dwa tygodnie temu życzyła mi koronawirusa i nie usłyszałem do tej pory, że odcina się od tej haniebnej wypowiedzi – komentował sędzia Nawacki na Twitterze. Hejt wylał się też z uczestniczek feministycznej grupy Dziewuchy Dziewuchom, gdy na ich facebookowej grupie pojawia się informacja o tym, że wirusa złapał też szczeciński radny Solidarnej Polski Dariusz Matecki. Trafił do szpitala w ciężkim stanie, miał obustronne zapalenie płuc. Jednak w komentarzach na tej zamkniętej grupie (administratorzy osobiście akceptują członków) można było długo przeczytać komentarze pełne zadowolenia: „Tak mi szkoda, że aż wcale”, „Ha ha ha, ma za swoje”, „Nie bójmy się mieć z tego odrobinę satysfakcji”. Anonimowość często wyzwala najgorsze instynkty, ale dziś hejterzy nie boją się już ukrywać twarzy. Radości z ciężkiej choroby ministra środowiska Michała Wosia, zarażonego koronawirusem, nie ukrywali internauci komentujący sytuację na portalu gazeta.pl – wśród wielu komentarzy długo nieusuwanych przez administratorów można było znaleźć i takie: „Istnieje sprawiedliwość”, „Nakichaj na kaczydupa”, „Z jakimi pisowcami miał styczność ostatnio? Mam nadzieję, że z kaczorem”, „Nareszcie koronawirus wziął się z dobrej strony”. Na mikroblogu Twitter sympatycy opozycji pisali m.in.: „Serio Woś? Niech zdycha”. – Hejtu nie brakuje i staje się on zarazą współczesności nie mniej groźną niż koronawirus – mówił pod koniec lutego biskup kielecki Jan Piotrowski w rozmowie z Radiem eM Kielce.  Jak czas pokazał, nie było w tym najmniejszej przesady. Pierwsza ofiara koronawirusowych hejterów już jest. Wybitny lekarz, kielecki ginekolog prof. Wojciech Rokita zarażony koronawirusem popełnił samobójstwo. Przyczyną jego śmierci nie był jednak wirus; lekarz załamał się po fali hejtu, która wylała się na niego ze strony internautów. Był zaszczuwany i bezlitośnie atakowany po tym, gdy także w mediach pojawiła się nieprawdziwa informacja, jakoby będąc zarażonym przyjmował i zarażał pacjentki

 

Na politycznej wojence

 

Fala nienawiści wylała się także wobec polityków obozu rządzącego, abstrahując już od tego, czy skutecznie – rozwiązaniami prawnymi, także prowadzącymi do ograniczenia możliwości swobodnego przemieszczania się, próbują zapobiec rozprzestrzenianiu się wirusa. „Gdyby koronawirus sam się nie pojawił, spin doktorzy doradzający Andrzejowi Dudzie musieliby plagę wymyślić. Nadejście śmiertelnej zarazy ożywiło ich kandydata” – tokował na łamach gazeta.pl  Konrad Szołajski. Po fali krytyki gazeta usunęła jego felieton. Z kolei dziennikarka „GW” Dominika Wielowieyska przekonywała, że koronawirus jest „zbawcą PiS”. W polityczną kampanię swoistym hejtem włączył się były premier Donald Tusk, szukający możliwości powrotu na polską scenę polityczną. Chociaż dziś nie wiadomo jeszcze, jak będzie wyglądał stan rozprzestrzeniania się koronawirusa w Polsce, komentując wypowiedzi członków rządu PiS, którzy mówili, że na dzień dzisiejszy nie ma powodów przełożenia wyborów prezydenckich w Polsce, sugerował, iż mamy do czynienia z wariatami i zbrodniarzami. „W maju będziemy żyli w warunkach pandemii. Tylko wariat albo zbrodniarz mógłby proponować ludziom pójście do lokali wyborczych” – mówił Tusk w wywiadzie dla „GW”. Z kolei rzecznik PO poseł Jan Grabiec na Twitterze nazwał Kaczyńskiego „bezdusznym i zaślepionym władzą człowiekiem”.  W zbliżony wir myślowy wpadł Tomasz Lis, redaktor naczelny tygodnika „Newsweek”, tuż po tym, gdy Jarosław Kaczyński zapowiedział, że w jego ocenie na chwilę obecną nie ma powodów, by zmieniać termin wyborów. Na Twitterze Lis pisał m.in. – „10 lat po Smoleńsku. Kaczyński planuje swój ulubiony numer – po trumnach i trupach do celu”; – „Polacy do urn. Nowe hasło Kaczyńskiego. Słusznie dwuznaczne”; – „Dzięki Kaczyńskiemu dowiozą nam urnę i trumnę w pakiecie”. W internetowym hejcie małżonkowi zawtórowała dziennikarka Hanna Lis, która zasugerowała, że to rząd odpowiada za śmierć Polaków. Na Twitterze napisała: „»Dwa miesiące temu świat nie wiedział o koronawirusie« – powiada pan Morawiecki. Tak to jest, kiedy światem jest Nowogrodzka. To wy jesteście i będziecie odpowiedzialni za śmierć Polaków”. Wiceprezydent Warszawy Paweł Rabiej zatweetował zaś: „Po trupach do celu. To jedyna metoda, którą zna. Nieważne, czy chodzi o własnego brata, czy o wszystkich Polaków. Wybory powinny się odbyć, bo jest mu to na rękę. Ile osób umrze? Nieistotne”. – Bezapelacyjny dzban numer jeden – skomentował jego wypowiedź prawnik Marcin Wątrobiński, wyłapujący koronawirusowy hejt w mediach społecznościowych. Małgorzata Olejniczak z Polska Press Grupa z klasą i wdziękiem stwierdzała zaś w mediach społecznościowych, że „nasz przywódca tak ukochał władzę, że wpierw do piachu posłał brata, a teraz naraża nas, byle jej nie stracić [...]”. – Podobne zachowania i komentarze, zwłaszcza w sytuacji zagrożenia epidemią, w której się znaleźliśmy jako Polacy, są po prostu niegodne człowieka. Być może takim reakcjom sprzyja lęk przed wirusem i przymusowa izolacja, w której się znaleźliśmy, ale nie jest to usprawiedliwienie – ocenia dr Siudem. Podobny narracyjny hejt w środowiskach – nie tylko medialnych – bliskich opozycji, obliczony na użytek kampanii wyborczej, stał się normą. Uważany za bliskiego Donaldowi Tuskowi mecenas Roman Giertych, były lider Ligi Polskich Rodzin, komentował proprzedsiębiorczą „tarczę antykryzysową” Mateusza Morawieckiego, pisząc na Twitterze: „Patologiczny kłamca nie może być dobrym przywódcą w czasie największej klęski, jaka nawiedziła Polskę od dziesięcioleci. Tyle nakłamał, że nikt mu nie wierzy [...]”. Bliski największej partii opozycyjnej prof. Wojciech Sadurski o prezydencie Andrzeju Dudzie pisał zaś: „Nieodpowiedzialność, niefrasobliwość, narcyzm i infantylność tego Prezydenta zapierają dech”. Pisarz i publicysta, były dziennikarz TVP, bliski środowiskom postkomunistycznej lewicy, Ryszard Ćwirley uznał za stosowne ocenić stan walki rządu z koronawirusem. Nie przebierając w słowach. „Kieszonkowy Satrapa mówi nam prosto w twarz, że jesteśmy idiotami, a on wszystko wie lepiej. Jego ludzie wyłączyli cały kraj, wprowadzili stan wyjątkowy i udają, że walczą z wirusem” – napisał na Facebooku. Sęk w tym, że stanu wyjątkowego w Polsce na razie nie ma. Każdy pretekst jest dobry, by posiać odrobinę nienawiści? Przemek Maciejewski, który mógł zabrać się specjalnym samolotem z Tajlandii do Polski w ramach #LotDoDomu, skrytykował personel pokładowy, bo podczas lotu nie podano mu na żądanie gorącego posiłku. Rockowy wykonawca, nieukrywający też sympatii dla Donalda Tuska, zamieścił też jednoznacznie brzmiący wpis: „Pierdol się Morawiecki”. W ubiegłym tygodniu polskie władze wprowadziły kolejne obostrzenia dotyczące zgromadzeń i poruszania się w przestrzeni publicznej. „Czy rząd zaleca już wypalanie koronawirusa w piecu czy jeszcze nie doszliśmy do tego etapu?” – kpiła na Twitterze Katarzyna Markusz, dziennikarka Jewish Telegraphic Agency i Jewish.pl. Jeszcze kilka miesięcy temu środowiska opozycyjne na wielu wiecach opowiadały się jako zwolennicy wolnych mediów i niezależności dziennikarskiej. Wystarczyła nieprawdziwa plotka o rzekomym upadku tygodnika „Do Rzeczy” (w rzeczywistości specjalny numer poświęcony koronawirusowi przygotowaliśmy w wydaniu elektronicznym). „Padł tygodnik »Do Rzeczy« jedno z najbardziej obrzydliwych mediów na rynku [...]” – ucieszył się Krzysztof Król, współpracownik byłego prezydenta Bronisława Komorowskiego, i zamieścił swoistą listę proskrypcyjną publicystów i dziennikarzy „Do Rzeczy”, nazywając nas „oprycznikami PiS”.

 

Wojciech Wybranowski

Tekst ukazał się w DoRzeczy 13 - 14/367