Back to top
Publikacja: 01.12.2019
Niech żywi nie tracą nadziei
Kultura


Jacek Malczewski. Melancholia 

 

Etos bohatera romantycznego podstawą duchowej tożsamości Polaków

 

            Wszyscy wychowaliśmy się na literaturze Romantyzmu. I na naszych patriotycznych tradycjach. Dramatyczna historia ostatnich stuleci stworzyła te uwarunkowania. Powstanie listopadowe z roku 1830, ten zryw niepodległościowy, w samym sercu romantycznej epoki literackiej, spowodował niepowtarzalne następstwa mentalne i duchowe wśród ówczesnych Polaków.

            Jakie były początki dramatu? Klęska insurekcji kościuszkowskiej i trzeci rozbiór Polski na wiele lat przypieczętowały niewolę naszego narodu. Polacy już wówczas tłumnie emigrowali do Francji, by walczyć u boku Napoleona. Dwa lata po ostatnim rozbiorze powstały we Włoszech pod dowództwem  generała Jana Henryka Dąbrowskiego Legiony Polskie, które zgromadziły wkrótce siedem tysięcy żołnierzy – ochotników i tych, którzy przeszli tu z armii austriackiej, wcieleni wcześniej do niej siłą. Kolejnym aktem buntu było powstanie wielkopolskie, a w rezultacie zwycięskich walk Napoleona utworzone zostało w roku 1807 Księstwo Warszawskie. Triumf Napoleona niebawem się skończył, Księstwo Warszawskie upadło, jednak mit Napoleona, jako sprzymierzeńca Polaków, długo trwał w pamięci narodu, budząc  ochotę do dalszej walki o wolność. Powstanie listopadowe było tej walki kolejnym etapem. Ponad trzydzieści lat później w powstaniu  styczniowym ponieśliśmy kolejną klęskę zakończoną większymi jeszcze represjami. Na ostateczne wyzwolenie musieliśmy więc czekać  w sumie sto trzydzieści lat.

            Po roku 1831 zaczęła się Wielka Emigracja, a uwaga światłych przedstawicieli naszego narodu zwróciła się na tych, którzy walkę o wolność toczyli teraz słowem literatury, głównie poezji. Paryż stał się na wiele lat zastępczą stolicą polskiej myśli i wyobraźni. Można z całym przekonaniem stwierdzić, że czterej wielcy poeci tamtego czasu – Adam Mickiewicz, Juliusz Słowacki, Zygmunt Krasiński i Cyprian Kamil Norwid – stworzyli podwaliny naszej współczesnej literatury. Pojęcie „wieszcza”, powszechnie do dziś używane w stosunku do tych poetów, nie do wszystkich można stosować w tym samym zakresie. Mickiewicz, Krasiński, w pewnym stopniu także Słowacki, najpierw chcieli być przewodnikami narodu w pieśni, potem dopiero artystami.. Norwid nie miał ani takich ambicji, ani upodobania w głoszeniu idei walki narodowej. Największym jego pragnieniem było chronić osobę ludzką, każde życie. Był intelektualistą, wierzącym w przeobrażające ludzki umysł działanie wszelkiej sztuki, choć jego głęboki patriotyzm nie podlega dyskusji. Jako uczestnik i świadek życia wszystkich mu rówieśnych ludzi wciąż walczył o to, by „odpowiednie dać rzeczy – słowo!” I ta poetycka dewiza na wiele lat zawładnęła pragnieniami jego następców; do dziś jest przewodnią myślą poetów, pragnących osiągnąć niepodważalną prawdę i siłę wyrazu artystycznego. 

            Norwid wyrażał swój patriotyzm w sposób niezwykle nowatorski, używając środków spoza obowiązujących w jego epoce konwencji. Pisał dla współczesnych sobie, lecz częściej jeszcze dla potomnych (ta idea przyświecała zresztą wszystkim romantykom). Jego Bema pamięci żałobny-rapsod to hołd złożony bohaterowi walk o niepodległość i Polski, i Węgier, a jednocześnie poemat-zachęta do trwania w stanie gotowości do walki o wolność narodową.  Małgorzata Baranowska, pisząc posłowie do wyboru wierszy Norwida dla młodych czytelników („Nasza Księgarnia”, 1985) podkreśla, że poeta „nie zamierzał być żołnierzem”. Honor rycerski jednak, niezależnie od okoliczności, zajmował w jego myślach i wierszach poczesne miejsce. Najlepszym tego przykładem jest właśnie ów poemat poświęcony generałowi Józefowi Bemowi. Norwid nie zapominał przy tym o swoim najsprawniejszym orężu: „… Nie miecz, nie tarcz – bronią Języka,/ Lecz – Arcydzieła.

We wszystkich dziedzinach swojej twórczej ekspansji – jako rysownik i rytownik,  dramatopisarz, prozaik i poeta dążył do arcydzieła. Pozostawił nam te arcydzieła, które wciąż podziwiamy. Jako poeta stosuje aluzje historyczne i mityczne oraz alegorie literackie, by zuniwersalizować i wzmocnić swoje patriotyczne przesłanie. Umie tak manewrować słowem, że efekt tych zabiegów zawsze jest czytelny. Nie unika form nietypowych dla wyrażenia wzniosłych haseł: obok rozległych poematów pisze też krótkie fraszki. Oto przykład pod tytułem Siła ich:

                                   Ogromne wojska, bitne generały,

Policje – tajne, widne i dwupłciowe –

Przeciwko komuż tak się pojednały? –  – 

Przeciwko kilku myślom… co nie nowe! …

A pamiętamy tego arcymistrza słowa głównie jako autora doskonałych sentencji, ponadczasowych przekazów własnej mądrości, w rodzaju: „Bo pieśń nim dojrzy, człowiek nieraz skona, // A niźli skona pieśń, naród pierw wstanie”. Wielka była wiara poety w moc słowa. A jeszcze większa w to, że jego przesłanie dopiero po latach trafi na właściwych odbiorców. Tak  się kończy poemat, zaczynający się od słów: Klaskaniem mając obrzękłe prawice… „Syn – minie pismo, lecz ty spomnisz wnuku,/ co znika dzisiaj (iż czytane pędem}/ Za panowania Panteizmu-druku/ Pod ołowianej litery Urzędem – (…) Tak znów odczyta o n, co ty dziś czytasz,/ Ale on spomni mnie – bo mnie nie będzie!”.

Skrót myślowy i językowy to narzędzia poety stosowane dla kondensacji i mocy przekazu. Nowatorska poetyka Norwida została doceniona w pełni dopiero przez pisarzy dwudziestego wieku. Jest Norwid z pewnością duchowym (i językowym) patronem naszej współczesnej poezji lingwistycznej, począwszy od Awangardy Krakowskiej – Przybosia i Peipera – przez późniejszych propagatorów lingwizmu, takich jak Zbigniew Bieńkowski, Tymoteusz Karpowicz, Krystyna Miłobędzka, Bogusława Latawiec czy Krystyna Rodowska. Także nasz największy rewolucjonista językowy we współczesnej poezji – Miron Białoszewski – kierował się niewątpliwie w swoich eksperymentach kreacyjnych, leksykalnych i składniowych oraz w konstruowaniu formy swoich utworów przykazaniami Mistrza. Porównajmy dla przykładu takie poetyckie fragmenty Norwida i Białoszewskiego. Najpierw Norwid, z cytowanego już  wiersza: Klaskaniem mając obrzękłe prawice:

                        Piszę – ot! czasem…  piszę na  B a b i l o n

                        Do Jeruzalem! – i dochodzą listy,

                        To zaś mi mniejsza, czy bywam omylon

                        Albo nie?... piszę – pamiętnik artysty,

                        Ogryzmolony i w siebie pochylon –

Obłędny!... ależ – wielce rzeczywisty!

A oto Białoszewski, wiersz opatrzony tytułem: Z 14 na 15 grudnia 1963:

                                   Odkrzyknąłem sobie zadowolonemu,

                                   Żeby usłyszał. Po trzech dniach

                                   kompletnego spokoju. Ciepło. Późno.

                                   To znaczy, nikt nie grozi. Jest co

                                   czytać, palić. Chce się zapisać. (…)

                                   I jeszcze ten luksus, że można

                                   już przestać pisać, zacząć czytać,

                                   przestać czytać, chcieć pisać,

                                   a nie zapisać, (…) I na ostatek

                                   cieszyć się z całego bezwstydu

                                   wyznawania tego sobie z nadzieją,

                                   że inni się dowiedzą i to powiedzą.

Niby nie to samo, a przecież zamiar autorski jest podobny: pisać niezależnie od okoliczności zewnętrznych, a jednocześnie z przeznaczeniem dla potencjalnego odbiorcy. I pisać o sprawach r z e c z y w i s t y c h! Obydwaj ci niezwykli poeci byli w tym względzie zgodni, wiedzieli co znaczy „odpowiednie dać rzeczy słowo” .

            Pozostała trójka „wieszczów” zapisała się w świadomości Polaków nie tylko jako wybitni twórcy, ale też jako lekarze ducha, budzący i ożywiający nasze sumienia. O poetach Romantyzmu znani historycy literatury napisali tomy fachowych opracowań. Moje zapiski mają posłużyć jedynie przybliżeniu tych ich dokonań, które znalazły takie czy inne odbicie w twórczości kolejnych pokoleń pisarzy. Słowacki, Krasiński, a przede wszystkim Mickiewicz przekazywali w  wierszach, poematach, powieściach poetyckich i dramatach swoje wyobrażenia o sposobach i efektach walk wyzwoleńczych, ale też o przyczynach klęsk poniesionych w tych walkach. Słowacki zapamiętany został głównie dzięki dramatom, które weszły w skład szkolnych lektur, a są to Balladyna, Beniowski i Kordian, a także dzięki utworom lirycznym, z których najbardziej znany jest Testament mój z tym przesłaniem do potomnych:

                                   Lecz zaklinam – niech żywi nie tracą nadziei

                                   I przed narodem niosą oświaty kaganiec;

                                   A kiedy trzeba – na śmierć idą po kolei,

                                   Jak kamienie przez Boga rzucane na szaniec.

Końcowa metafora tego wiersza stała się bojowym hasłem poetów-żołnierzy Powstania Warszawskiego. Byli wśród nich Trzebiński, Gajcy, Baczyński, Borowski. Słowacki pisał też utwory bezpośrednio nawiązujące do bohaterstwa i męczeństwa Polaków, to na przykład Sowiński w okopach Woli, o straceńczej obronie Woli przez generała Sowińskiego. Poetę zapamiętamy  również jako autora słów: „ jest u nas kolumna w Warszawie, / Na której usiadają podróżne żurawie”, z wiersza, będącego pochwałą i wspominaniem Warszawy przez tułacza, tęskniącego za ojczyzną. Ta tęsknota była zresztą źródłem i bodźcem twórczym wszystkich dzieł romantycznych. Krasiński wyraził swoje najważniejsze idee artystyczne i wolnościowe w dramatach Nie-boska komedia i Irydion. Przypomnę krótki fragment Nie-boskiej: „…kto jął się oręża, ten zapomniał się skarżyć”. Jednak poetycki oręż był dla poetów romantycznych również źródłem skargi.

            Adam Mickiewicz, najwybitniejszy nasz poeta wszechczasów, uznany został już po śmierci za znak i symbol polskiej tożsamości narodowej ze względu na szczególną rolę, jaką odegrała jego poezja w życiu narodu, cierpiącego pod trzema zaborami. Trumna poety została w roku 1890 ustawiona na Wawelu, w pobliżu trumien królewskich. Jego dzieła, tworzone na obczyźnie, najpierw w Rosji, potem we Francji i Szwajcarii, stanowią przez swój przekaz moralny, emocjonalny i duchowy, a także objętościowy rozmach i różnorodność form artystycznych ewenement na skalę światową. Ballady, sonety, powieści poetyckie, drobne liryki, dramaty, eseje, wykłady w College de France, publikacje w „Trybunie Ludów”, a przede wszystkim epopeja szlachecka Pan Tadeusz, wszystkie te gatunki twórcze i rodzaje literackie weszły na stałe w obieg naszej literatury i do pamięci zbiorowej, będąc dla nas wszystkich wzorem artystycznej wielkości i duchowego heroizmu. Konrad Wallenrod stał się przykładem walki podstępnej, niemoralnej z punktu widzenia podstawowych zasad ludzkiej etyki. Jednak odzew postawy wallenrodycznej na zawsze pozostał w wyobraźni Polaków pozytywny. Jak pisze Jacek Łukasiewicz w opowieści o życiu i twórczości Mickiewicza w serii A to Polska właśnie (Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 1996): „Stały się te pieśni o mszczącym się Litwinie – zarzewiem. Spiskowcy ze Szkoły Podchorążych, gdy w listopadzie 1830 roku szli na Belweder – dobrze znali Konrada Wallenroda.

 Nie ma tu miejsca na rozległe cytaty, ograniczę się więc do zapisania utworu, który nie jest najpopularniejszy wśród wierszy autora Ody do młodości i Dziadów, wskazuje wszak, paradoksalnie na skromność i pokorę wieszcza:  

                                   Pytasz, za co Bóg trochą sławy mnie ozdobił?

                                   Za to, com myślił i chciał, nie za to com zrobił!

                                   Myśli i chęci jest to poezyja w świecie:

                                   Wykwita i opada, jak kwiat, w jednym lecie.

            A swój poetycki testament najpełniej wyraził poeta w epilogu Pana Tadeusza: „O, gdybym kiedy dożył tej pociechy,/ Żeby te księgi zbłądziły pod strzechy,/ Żeby wieśniaczki, kręcąc kołowrotki, / Gdy odśpiewają ulubione zwrotki/ O tej dziewczynie, co tak grać lubiła,/ Że przy skrzypeczkach gąski pogubiła,/ O tej sierotce, co piękna jak zorze - / Zaganiać gąski szła w wieczornej porze -/ Gdyby tak wzięły na koniec do ręki/ Te księgi, proste jako ich piosenki.”

Cytowany już Jacek Łukasiewicz pisząc w swojej monografii o randze Mickiewiczowskiego dzieła, odwołuje się do listu Krasińskiego skierowanego do Koźmiana, w którym czytamy: „Cóż to za spiż koryncki wiersz p. Adama! Nikt nie wyrówna tej odwieczności wiersza, która cechą jego”. Tak Łukasiewicz komentuje słowa Krasińskiego: „ Co rozumieć przez „odwieczność” Mickiewiczowskiego wiersza? Skąd bierze się wrażenie jego prostoty? Ze ścisłego związku tej poezji z naturą polskiego języka: jego stałym akcentem, jego intonacją, z syczącą, szeleszczącą dźwięcznością – tak dla cudzoziemców nieraz dziwaczną; z wielością i rozmaitością zdrobnień, bogactwem słów, giętkością składni. Mickiewicz sięgał do pokładów dawnej polszczyzny, wykorzystywał motywy ludowe. Potrafił związać wiersz z pieśnią, i z żywą, potoczną rozmową, a kiedy trzeba – równie trafnie – stosował wymowę uroczystą. I łączył to w jednym utworze, jak w III części Dziadów, sprawiających – przy całej zmienności form – wrażenie odwieczności, różnorodnie dźwięczącej spiżowości, niezachwiania”.

            Wacław Borowy tak określał  przesłanie wczesnego wiersza Mickiewicza Do Joachima Lelewela: „narodowość jako odcień człowieczeństwa”. Jacek Łukasiewicz zapoznaje nas też  ze współczesną recepcją twórczości Mickiewicza. Ale przedtem pisze: „Polska była bohaterką jego utworów i jego mesjanistycznej myśli. Polska „Chrystus narodów”. Polska przedrozbiorowa i Polska przyszłości”. Nic więc dziwnego, że ta przyszła, czyli dzisiejsza Polska, nie zapomina ani jego rad ani haseł profetycznych. Ani jego mistycyzmu, gdyż był wielki także w swoich głęboko religijnych uniesieniach poetyckich. Uczymy się na pamięć jego Ody do młodości i fragmentów Pana Tadeusza, wystawiamy Dziady, począwszy od historycznego przedstawienia w reżyserii Stanisława Wyspiańskiego. Pamiętamy zdjęty przez cenzurę w roku 1968 spektakl, wyreżyserowany przez Kazimierza Dejmka, także ten Konrada Swinarskiego, przygotowujący umysły Polaków do zrywu „Solidarności”. Inscenizujemy Pana Tadeusza; słynna ekranizacja Andrzeja Wajdy jest pokazywana w telewizji. Lekturę szkolną utworów Mickiewicza przygotowywali tacy badacze jak Juliusz Kleiner, Wacław Borowy, Konrad Górski, Kazimierz Wyka, Maria Janion. Zajmowali  się nim także wielcy poeci: Julian Przyboś, Czesław Miłosz, Mieczysław Jastrun, Jarosław Marek Rymkiewicz.  Wszyscy oni stali  się w swojej twórczości kontynuatorami wiodących cech Mickiewiczowskiej poezji. I dziś rytm i intonacja jego strof oraz uniwersalność jego przesłania przejawia się w niejednym utworze także najmłodszych poetów.

            Sięgnijmy może jeszcze do okresów następujących bezpośrednio po Romantyzmie. W epoce Pozytywizmu, hołdującej zasadzie „pracy od podstaw”, najważniejsi twórcy –  Orzeszkowa, Prus, a zwłaszcza Sienkiewicz, powierzali swoim bohaterom kultywowanie  haseł narodowo-wyzwoleńczych, a poprzez tematykę historyczną podtrzymywali tradycje romantyczne. Osobnym zjawiskiem jest Stanisław Reymont i jego wiejska saga Chłopi, utrwalająca ludowe znamiona naszej narodowości, nie mająca odpowiedników w literaturze żadnej epoki. Żeromski także nie odstąpił od wspominania bohaterstwa Polaków, choć nie pomijał motywów postępu społecznego i cywilizacyjnego. Okres Młodej Polski czerpał  bezpośrednio ze zdobyczy artystycznych Romantyzmu. Kazimierz Przerwa-Tetmajer, Jan Kasprowicz, Leopold Staff nawiązywali do poetyki tamtego okresu głównie poprzez kreowanie wątków ludowych i umiłowania przyrody, ale i tematy stricte patriotyczne wplatali do swoich utworów. Najbardziej „romantyczny” był w swoim pisarstwie Stanisław Wyspiański. Wystarczy wspomnieć arcydzieła dramaturgiczne – Noc listopadową, Wyzwolenie i Wesele, by zrozumieć jego wkład w naszą literaturę narodową. On nadal walczył piórem o wolność ojczyzny.

            Okres dwudziestolecia międzywojennego zaowocował w naszej literaturze tak wielką różnorodnością tematów, form i stylów, że trzeba by wielu osobnych szkiców, żeby pokazać wszystkie jej nurty. Odzyskanie wolności w roku 1918 objawiło się w twórczości naszych pisarzy przede wszystkim emocjonalną euforią i pasją we wszystkich dziedzinach aktywności. Echa romantycznej tradycji musiały jednak i w tym czasie rozbrzmiewać w sercach pisarzy. Pierwsza wojna światowa przyniosła przecież krwawe żniwo. Najwierniejszymi odtwórcami artystycznego testamentu romantyków zostali poeci skupieni wokół warszawskiej grupy „Skamander”. Iwaszkiewicz, Wierzyński, Słonimski, Tuwim, a także poetki – Maria Pawlikowska-Jasnorzewska i Kazimiera Iłłakowiczówna –  utrwalali tematy, formy, miary rytmiczne i intonacyjne stosowane przez poetów Romantyzmu w swoich, przetworzonych według własnych kryteriów wierszach. Wielu z nich pisało także podczas i po drugiej wojnie światowej, więc wątki  martyrologiczne są u nich częste. W okresie międzywojennym pisał też Bolesław Leśmian, najbardziej twórczy „lingwista” wśród polskich poetów. To on stworzył dziesiątki, może setki neologizmów w naszej mowie. Nie ma wśród jego wierszy utworów, który nie byłby w jakimś stopniu wizjonerskie i odkrywcze językowo. I pod tym względem jest Leśmian bezpośrednim spadkobiercą romantyków. Myślę, że wszyscy oni zachwyciliby się jego wierszami i poematami. Może zresztą ze swej wiekuistej sceny śledzą dokonania swoich następców. Wierzę w braterstwo duchowe wszystkich wielkich indywidualności tego świata. „Późny wnuk” Norwida to właśnie metafora tego pobratymstwa. A to pierwsza zwrotka poematu Leśmiana Pan Błyszczyński:

                                   Ogród pana Błyszczyńskiego zielenieje na wymroczu, 

                                   Gdzie się cud rozrasta w zgrozę i bezprawie.

                                   Sam go wywiódł z nicości błyszczydłami swych oczu

                                   I utrwalił na podśnionej drzewom trawie.

            Twórczość pisarzy współczesnych jest zbyt obszerna, by dokumentować tutaj jej osiągnięcia. Na zakończenie przywołam więc jednego tylko poetę, który gromadzi w swoim pisarstwie tradycyjne i nowoczesne walory poznawcze i duchowe naszej literatury. Doceniliby go z pewnością nasi romantycy. Wojciech Kudyba, bo o nim tu mowa, jest nie tylko poetą, ale też eseistą i pracownikiem naukowym Uniwersytetu im. Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. Napisałam kiedyś o jego zbiorze wierszy Gorce Pana w szkicu zatytułowanym „Poeta-mistyk: „Takie wiersze pisze się z miłości do świata i jego Stwórcy. Te „pieśniczki”, „bajdałki”, liryczne opowiastki o cudzie istnienia, także o trudzie, znoju i smutku, ale przede wszystkim o radości życia i przezwyciężaniu cierpienia, wywołują u czytelnika nierzadko dziś zapomniany zachwyt nad niezwykłością Bożego dzieła oraz entuzjazm dla jego odwiecznego piękna i nieskończonej żywotności. Utrwalanie przez poetę owego zachwytu nad światem idzie w parze z odkrywaniem dawnych ludowych mądrości i tworzeniem prostej i finezyjnej zarazem frazy wprost z plebejskiej wyobraźni i wrażliwości rodem. To fragment wiersza Cuda, wianki:

                                   Wreszcie uwierzyć, dać się ponieść

                                   W tymotkach, w mchach na drugą stronę

                                   W skrzypcach, na basach, w odpocznieniu

                                   W turzycach, jaskrach na Jasieniu (…)

Słuchać jak cichną cienie długie

Podobne do skrzydlatych duchów

W podziemnych gniazdach, dziuplach głuchych

Zostać na chwilę w kwiatach, w dzwonkach

Nareszcie zmienić się do końca.  

Wizjonerstwo Wojciecha Kudyby ociera się o mistycyzm, może nawet nim się staje. A mistycyzm to w końcu najdoskonalszy z możliwych sposobów zjednoczenia z Bogiem. Dobrze znali tę możliwość poeci Romantyzmu.

                                                                                                                   

   Adriana Szymańska

     (ilustracja:Jacek Malczewski. Melancholia