Back to top
Publikacja: 26.11.2019
Pigułka zniewolenia
Kultura


Rok 1989 był dla Polski nie tylko końcem komunizmu i początkiem wchodzenia w struktury upragnionego Zachodu, ale także wyjściem ze swego rodzaju ochronnego kokonu. Realny socjalizm, oddzielając Polskę od wolnego świata jednocześnie „chronił” ją przed wpływem szalejącej tam rewolucji seksualnej. Dziś po trzydziestu latach musimy sami, w pełni świadomi swej wolności, stawiać czoło temu zagrożeniu. Zagrożeniu, które obecnie przyjęło postać ideologii gender, ale korzeniami tkwi w rewolucji seksualnej drugiej połowy XX wieku. Aby lepiej poznać nowego – starego wroga warto zapoznać się z książką „Adam i Ewa po Pigułce – paradoksy rewolucji seksualnej” autorstwa Mary Ebestadt – amerykańskiej publicystki i pisarki, określanej jako „zastraszająco inteligentna” (G.Will) i nazwanej „jednym  z najostrzejszych i twórczych obserwatorów społecznych naszych czasów” (F.Fukuyama).

Pigułka przez wielkie „P”

„Nie potrafię wymienić żadnego innego wydarzenia w historii ludzkości poza grzechem pierworodnym – pisze Mary Eberstadt – które miałoby większy wpływ na ludzkie istoty, jak właśnie Pigułka (...) Uważam, bez żadnych wątpliwości, że Pigułka dała pełne zezwolenie na wszystko – od cudzołóstwa i romansów, seks przedmałżeński i pozamałżeński, a także na rozdzielenie zbliżenia i prokreacji.” – podkreśla w autorskim wstępie Mary Eberstadt, opisując jak przełomowe znaczenie miała w dziejach naszego świata rewolucja seksualna i jej główne narzędzie – Pigułka antykoncepcyjna – tu pisana wielką literą. Zdaniem księdza Roberta Skrzypczaka, autora wprowadzenia do polskiego wydania, antykoncepcja jako zjawisko jest, nawet w środowiskach kościelnych, „okryta niemal powszechnym milczeniem”, bowiem dla liberałów, którzy dzierżą prym w dzisiejszym Kościele, jest to temat zastępczy, drugorzędny względem innych palących problemów współczesności (bieda czy ekologia).
Tymczasem pigułka daje złudzenie spokojnego życia, wolnego od odpowiedzialności szczególnie w stosunku do osób, którym złożyło się obietnice miłości. Brak konsekwencji współżycia, niechcianej ciąży tworzy rodzaj „antykoncepcyjnej kultury”, czyli stanu umysłu.

Celem Mary Eberstadt jest obalenie tezy o „absolutnym dobrodziejstwie rewolucji seksualnej dla całej ludzkości”. Miała ona (rewolucja) wyzwolić kobiety z „więzów płodności” a mężczyzn od dręczącego problemu wzięcia odpowiedzialności za kobiety, z którymi uprawiali seks oraz za dzieci, które w wyniku tego zostały poczęte.

Autorka podzieliła książkę na osiem sekcji problemowych. W każdym z rozdziałów „rozprawia się” z kolejną tezą. Na początek pisze o fenomenie zachodnich elit intelektualnych i naukowych, które wbrew rzeczywistym faktom i historycznym wydarzeniom, zapatrzone były na Wschód i płynące stamtąd idee.

 

Jan Brueghel Starszy, Peter Paul Rubens, Ogród Eden

 

Zimna wojna a Pigułka

Od zakończenia zimnej wojny minęło już trzydzieści lat. Jej bezapelacyjnym zwycięzcą jest Zachód, a przegranym państwa komunistyczne ze Związkiem Sowieckim na czele. Niemniej przez cały okres zimnej wojny (i dzisiaj również) elity intelektualne, a szczególnie kadra naukowa uniwersytetów i wyższych uczelni na Zachodzie była zapatrzona w idee komunizmu. Z punktu widzenia nas, czyli ludzi z byłego obozu socjalistycznego, takie zjawisko wydaje się niedorzeczne. Ale większość elity intelektualnej Starej Europy i Ameryki Północnej uważała za „oczywiste, że komunizm jest lepszy, a nawet najlepszy.”

Takie lewicowe zapatrywania elit prowadziły do programowego „niewidzenia” jakiegokolwiek zła w poczynaniach Związku Sowieckiego i jego satelitów, natomiast potępiania USA za wszystko, nawet, albo szczególnie, wbrew faktom. Dokładnie tą samą metodą „naukowej niewiary” w rzeczywistość taką jaka ona jest naprawdę, intelektualiści potraktowali rewolucję seksualną z jej szkodliwym oddziaływaniem na społeczeństwo i zachodzące w nim przemiany. A przecież to właśnie w Rosji Radzieckiej, zaraz po zwycięstwie bolszewików, zrealizowano pierwszą w świecie rewolucję seksualną, wprowadzając w życie niemal wszystkie postulaty dzisiejszych lewicowych postępowców: od aborcji na życzenie, poprzez wolny seks bez zobowiązań, po programowe niszczenie rodziny. Jednak po kilku latach okazało się, że „wolność seksualna” tak wyniszcza ludzi i społeczeństwo jako całość, że nie nadaje się ono ani do pracy, ani do rządzenia i Józef Stalin krwawo zakończył ten leninowski eksperyment.

Przedstawiciele zachodnich elit, podobnie jak ślepi i głusi byli na zbrodnie komunizmu, tak samo odrzucali wszelkie empiryczne dowody na „katastrofalne konsekwencje gospodarcze, społeczne i moralne” jakie niosła za sobą rewolucja seksualna. Natomiast tę mniejszość naukowego świata, która zajęła się problemem wpływu pigułki antykoncepcyjnej na poważnie, obdarzyli wrogością, szyderstwem i ośmieszeniem.

Co ciekawe jeszcze przed wynalezieniem pigułki wybitny socjolog w Uniwersytetu Harvarda Pitirim Sorokin, obserwując zmiany społeczne w USA, w książce „Amerykańska rewolucja seksualna” wydanej w 1956 roku opisał „anarchię seksualną” jako przyczynę rosnącej liczby rozwodów, urodzeń pozamałżeńskich, porzuceń i zaniedbań dzieci, prymitywizacji sztuki wysokiej i niskiej. Czyż nie brzmi to znajomo w Polsce po ponad 60 latach? Naukowiec wskazał też na wyraźny wzrost liczby zaburzeń psychicznych. „Obsesja seksualna – pisał Sorokin w połowie ubiegłego wielu – obecnie bez przerwy nas bombarduje, od kołyski po grób z wszystkich kątów naszej przestrzeni życiowej, na prawie każdym kroku naszej aktywności, niszcząc nasze uczucia i myśli.”

Kobiety okradzione z miłości

Z rewolucją seksualną jest trochę jak z socjalizmem. Starsi pamiętają satyryczną definicję tego ustroju, że bohatersko walczy z problemami nie znanymi w innych ustrojach. Podobny paradoks pojawił się w krajach, które realizują zdobycze rewolucji. Oto najwięksi jej wygrani, beneficjenci, osoby dla których cała ta heca się wydarzyła aby dać im wolność, czyli kobiety, nagle stwierdziły, że mają kłopoty, których nie doświadczały ich poprzedniczki z epok przed oświeceniem seksualnym.
Okazało się, że wolne, wyzwolone kobiety pragną romantycznej miłości, tylko nie ma już prawdziwych mężczyzn, którzy potrafili by je kochać. Ubocznym efektem rewolucji było zatrzymanie procesu dojrzewania facetów. Zamiast wojowników, mężów i kochanków, kobiety dostają wiecznych chłopców. Można z nimi rywalizować na rynku pracy i w innych sferach życia, ale gdy przychodzi do założenia rodziny to zaczynają się kłopoty.

Eberstadt, powołując się na medialną dyskusję wokół eseju i książki Kay S. Hymowitz o zniknięciu porządnych mężczyzn, pisze, że współcześni faceci i kobiety są „na kursie kolizyjnym z samą ludzką naturą. Późne małżeństwo i rodzicielstwo pozostają w sprzeczności z biologią człowieka, co zwykle prowadzi do niekontrolowanego ciągu zdrowotnych, ekonomicznych, i społecznych konsekwencji: zwiększa ilość mężczyzn-dzieci, samotnych matek i rodzin bez ojca.”

Co charakterystyczne dla autorki, opisując portret współczesnej kobiety, powołuje się głównie na źródła, których autorkami są praktycznie wyłącznie panie. Eberstadt z całego bogactwa przykładów z różnych stron sporu wyciąga dość pesymistyczny wniosek, że z całej tej kobiecej pisaniny wyłania się „mroczny, lecz fascynujący świat smutku i cierpienia, jednej postaci, o której dawno mówiono, że jest główną beneficjentką rewolucji seksualnej: nowoczesnej kobiety".

Piszę te słowa w niewielkiej restauracji. Na stoliku stygnie niedopita miętowa herbata, a z lokalu wychodzą właśnie mocno starsi państwo. Mężczyzna, niczym dżentelmen starej daty, opiekuje się swoją, wyraźnie gorzej sobie radzącą z wiekiem żoną. Dba o nią, usługuje, pomaga przy wyższym stopniu. Nie zapomniał także kupić im posiłku na wynos, pewnie na wspólną kolację. Czyżby był jednym z ostatnich przedstawicieli wymierającego gatunku?

 

Jan Cranach, Adam i Ewa 

Gdzie te chłopy…?

„Gdzie te chłopy?” śpiewała kiedyś Danuta Rinn. Mary Eberstatd winą za zanik męskich cech u mężczyzn obarcza zdobycze rewolucji seksualnej. U facetów nie wykształca się instynkt opiekuńczy, bo nie mają się kim opiekować. W dobie powszechnego seksu rekreacyjnego nie ma miejsca na prokreację i narodziny dzieci. Mężczyźni stają się swego rodzaju myśliwymi polującymi na coraz to nowe doznania erotyczne. Często łowy kończą się sukcesem, ale takie nadużywanie rozwiązłości wcale nie prowadzi do spełnienia. Wedle przytaczanych przez autorkę książki badań wśród współczesnych mężczyzn zanika poczucie szczęścia. A wszystko to dzieje się w dobie powszechnej dostępności, wręcz przesytu obrazami erotycznymi. I tu przechodzimy do kolejnej sfery gdzie rewolucja seksualna patroszy mężczyzn z męskości – pornografii.

Powszechne „obżeranie się” pornografią prowadzi do multiplikowania kontaktów seksualnych z coraz to nowymi partnerami, zwiększa chęć urozmaicenia „randek” za pomocą alkoholu czy narkotyków. Namiętni oglądacze filmów porno często naśladują swoich erotycznych idoli zgodnie z zasadą „co na ekranie to na tapczanie”, a stąd już tylko krok do seksu ekstremalnego i przemocy. I wszystkie te zjawiska narastają wraz ze wzrostem dostępności pornografii.

Owo erotyczne obżarstwo daje autorce sposobność porównania epidemii pornografii do tak charakterystycznej dla USA otyłości. I podobnie jak ta zwykła, także „otyłość seksualna” prowadzi do daleko idących konsekwencji społecznych. Dotyczy to szczególnie młodego pokolenia „pogrążonego bez reszty w konsumpcji pornografii. Wielu z nich nie zna świata bez niej.” Eberstatd przytacza wyniki badań przeprowadzonych na studentach pierwszego roku amerykańskich uczelni: „(…) charakteryzują się oni następującymi cechami: zwiększona tolerancją przy wyborze materiałów erotycznych, a to z kolei prowadzi do wyszukiwania materiałów udziwnionych i perwersyjnych; podwyższonym ryzykiem zaburzeń postrzegania własnego ciała, występujących zwłaszcza u dziewcząt; błędnymi i niewłaściwymi wyobrażeniami co do natury dominujących zachowań seksualnych, a ponadto zachowaniami ryzykanckimi i niebezpiecznymi.” Czyż nie tego chcą piewcy progresywnej wolności spod znaku LGTBQ, tylko opisują to bardziej radosnymi kolorowym językiem?

Dzieci na ołtarzu rewolucji

„Rewolucyjna fala porwała nie tylko dorosłych, lecz także dzieci, które często stają się obiektem seksualnych podstępów dorosłych.”
Rewolucja seksualna podobnie jak wszelkie inne rewolucje z czasem „przeobraża się w potężną bestię”, która pożera coraz to nowe ofiary. Tak jest też z niewinnością dzieci. Porewolucyjna Ameryka przesiąknięta klimatem lat 60-tych i 70-tych zaczęła powoli ulegać „czarowi pedofili”. Zwłaszcza kręgi wykształcone i wyrafinowane stawały się coraz bardziej skłonne zmiękczać tabu jakim był seks z nieletnimi. Dotyczyło to głównie kontaktów między mężczyznami a chłopcami. Eberstadt przywołuje artykuł z New Republik pod tytułem „Sokolątko” (slangowe określenie chłopca używane przez pedofili), w którym autor wyraża współczucie dla pederastów, zadając „dramatyczne” pytanie czy czasem w męsko-chłopięcym seksie to nie owi chłopcy są głównymi drapieżnikami. Bardzo dobrze owo zmiękczenie elit widać było na przykładzie Michaela Jacksona i skandali z młodymi chłopcami, których gościł w swojej posiadłości Neverland. Żadna sprawa nie zakończyła się skazaniem gwiazdora i jego społecznym potępieniem.

Tabu dotyczące dziewczynek wedle autorki, pozostało nienaruszone. Boleśnie przekonał się o tym Roman Polański, który po wykorzystaniu trzynastolatki do dziś ma kłopoty z amerykańskim wymiarem sprawiedliwości.

Szaleństwo jak wiadomo nie ma granic dlatego obalanie tabu przekroczyło także granice nauki. Przywoływany przez autorkę Psychological Bulletin Amerykańskiego Towarzystwa Psychologicznego w 1998 roku opublikował artykuł o wykorzystywaniu nieletnich w college’ach. Jego autorzy – trzech naukowców – wyrażało swój sprzeciw wobec powszechnego przekonania, że wykorzystywanie seksualne nieletnich powoduje u nich poważne szkody psychiczne bez względu na płeć. Przeciwstawili się powszechnie stosowanym określeniom jak „sprawca” i „ofiara”. Zalecali aby określenie „chętny kontakt z pozytywną reakcją” zastąpić po prostu „seksem dorosłego z dzieckiem”. Autorzy artykułu zasugerowali nawet, że dokonany za obopólną zgodą akt seksualny dorosłego z dzieckiem stanie się pewnego dnia normą w kręgach terapeutycznych. Trudno nie wspomnieć w tym miejscu afery sprzed lat z polskiego podwórka, gdy to powszechnie znany i ceniony psycholog i terapeuta Andrzej Samson okazał się pedofilem, stosującym w praktyce sugestie swoich amerykańskich kolegów po fachu. Ówczesna wrzawa w mediach, szczególnie tych przeznaczonych dla odbiorców „elitarnych i wyrafinowanych”, pełna była wyrazów zrozumienia dla psychologa.

Paradoksalnie wydarzeniem, które zatrzymało oswajanie pedofili w społeczeństwie i spowodowało mocny powrót tabu był skandal z wykorzystywaniem nieletnich w amerykańskim Kościele katolickim. Kilkuletnia burza medialna i batalie sądowe spowodowały, że niemożliwym stało się złagodzenie podejścia do seksu z nieletnimi jakie jeszcze kilka lat wcześniej propagowała szczególnie wyrafinowana część elit.

A wrogiem jest Kościół

We wstępie do książki Mary Eberstadt ks. Skrzypczak zauważył, że pierwszego wyłomu w chrześcijańskim podejściu do płodności dokonał anglikański pastor Thomas Robert Malthus. Według niego zdolności rozrodcze ludzkości rozwijają się linearnie, co powoduje duże ryzyko, że w krótkim okresie czasu nastąpi przeludnienie Ziemi, a przyrost naturalny będzie postępował o wiele szybciej niż możliwość wyprodukowania wystarczającej ilości jedzenia. Dlatego, aby nie dopuścić do klęski głodu, postulował ograniczenie płodności poprzez wstrzemięźliwość lub nawet życie w czystości. Były to metody z gruntu i ducha chrześcijańskie, ale już uczniowie Malthus'a poszli o wiele dalej, przekraczając wszelkie granice moralności chrześcijańskiej. „Idąc tą drogą” kościoły protestanckie odchodziły od nauczania moralnego dotyczącego rodziny, co w perspektywie dziesięcioleci doprowadziło do sekularyzacji i sukcesywnego upadku ich znaczenia w społeczeństwach. Im bardziej kościoły protestanckie wykazywały zrozumienie i współczucie dla ludzkiej ułomności, rozluźniając rygory nauczania i nakazów moralnych, tym bardziej w społeczeństwach spadał odsetek osób wierzących. Kolejnym punktem przełomowym był rok 1930, gdy na konferencji w Lamberh biskupi protestanccy dopuścili stosowanie środków antykoncepcyjnych w pewnych określonych przypadkach. I wystarczyło zaledwie jedno pokolenie, aby w 1959 roku Światowa Rada Kościołów Protestanckich wydała oświadczenie o zniesieniu wszelkich ograniczeń dotyczących stosowania antykoncepcji.

Odmienną drogą poszedł Kościół katolicki. W tym samym czasie gdy biskupi protestanccy dopuszczali antykoncepcję, papież Pius XI encykliką Casti connubi ostrzegał małżonków i księży przed narastającym złem antykoncepcji. W momencie wybuchu rewolucji seksualnej w 1968 roku, Paweł VI opublikował fundamentalną Humane vite, w której jednoznacznie podtrzymał tradycyjne stanowisko Kościoła o wzajemnym powiązaniu seksualności z miłością, miłości z osobą, a człowieka z Chrystusem. Antykoncepcję papież jednoznacznie określił jako zło.

Ebethardt przypomina, że już ponad pół wieku temu Paweł IV dokładnie przewidział jak będzie wyglądał świat po upowszechnieniu antykoncepcji. W encyklice opisał cztery główne kierunki zmian: obniżenie norm moralnych w społeczeństwach; wzrost skali niewierności małżeńskiej; spadek szacunku mężczyzn do kobiet oraz nakaz stosowania technik reprodukcyjnych jako element polityki rządów.
Takie stanowisko papieża w tamtym czasie wywołało huraganowy atak na Kościół i jego pasterza, a że zwolennicy Pigułki nie tracili czasu na kulturalne dyskusje to przeszli do totalnego zwalczania jakiejkolwiek obecności Kościoła w przestrzeni publicznej. Podobnego zjawiska, choć z historycznie uwarunkowanymi opóźnieniem, doświadczamy na naszych oczach w Polsce. Gdzie, wykorzystując doświadczenia amerykańskie i rodzime skandale, buduje się medialny obraz Kościoła katolickiego jako „przegniłej zgnilizną moralną” instytucji, a samych księży jako pedofili. A w cieniu tej wrzawy do szkół wchodzą seks-edukatorzy, a liberalne ugrupowania polityczne próbują wprowadzić do polskiego systemu prawnego „prawa reprodukcyjne”.

 

Christpher Whall, Wygnanie Adama i Ewy z ogrodu Eden,

 

Nie sposób w krótkim omówieniu przedstawić całego bogactwa kontrkulturowej pracy Mary Eberstad. Za wiele jest jednak podobieństw między rzeczywistością opisaną na kartach książki i tym co dzieje się w naszym kraju aby przegapić tę lekturę. Pozostaje pytanie czy nie jest już za późno, i czy to w ogóle możliwe, żeby się otrząsnąć z miraży wolności i szczęścia stworzonej przez Pigułkę i pójść zupełnie inną drogą?

 

Mary Eberstadt, Adam i Ewa po Pigułce – paradoksy rewolucji seksualnej, Kraków 2018

 

 

Rafał Karpiński

człowiek wielu zawodów, konserwatysta, publikuje na portalu wrodzinie.pl