Back to top
Publikacja: 24.12.2018
Lenká Zlámalová: Zmiana proporcji sił w UE, czyli kto tu jest cywilizowany?

"Zmiana proporcji sił w UE, czyli kto tu jest cywilizowany?"

Zdjęcie: Lenká Zlámalová

Wraz z wyjściem Wielkiej Brytanii w UE zasadniczo zmienia się układ sił i to, jakie koalicje będą miały wpływ na jej dalszy kierunek. Po rozszerzeniu Unii i brexicie siła wpływu przesuwa się z zachodu na wschód Unii, gdzie cztery państwa – Czechy, Słowacja, Polska i Węgry – łączą się w sojuszu interesów, Grupie Wyszehradzkiej (V4) i stają się silnym oponentem Berlina i Paryża. To stąd biorą się częste, wyrozumiałe przestrogi kierowane wobec Europy środkowej, by pamiętać, że te cztery państwa nie są nawet w przybliżeniu tak zaawansowane cywilizacyjnie jak Niemcy i Francja, i w związku z tym dobrze by było, by  zachowywały się odpowiednio. Często przestrogi te brzmią raczej jak pouczanie uczniów przez nauczyciela, niż negocjacje partnerów, którzy powinni być sobie równi.

W państwach wyszehradzkich część oikofobicznych uczestników debaty publicznej – których głos jest znacznie bardziej słyszalny, niż rzeczywisty jest ich wpływ na społeczeństwo – z ochotą przyłącza się do tego paryskiego i berlińskiego dyskursu. Z upodobaniem przywołuje się jako autorytatywny osąd to, co zachodnie postepowe media znów napisały o Polsce, Czechach czy o Węgrzech. Sytuację zaostrza fakt, że w Warszawie i w Budapeszcie rządzą konserwatywne gabinety, które bardzo ostentacyjnie dystansują się od szeregu progresywnych trendów. To prowadzi już prosto do sloganu o cywilizacyjnym zapóźnieniu tych państw. Bardzo często chodzi tylko o frazesy. Nie wspierają ich żaden twarde fakty, porównujące poziom cywilizacyjnego rozwoju Europy środkowej z Niemcami i Francją, które, jako największe kraje, wyznaczają kurs UE.  

Jeden z najbardziej inspirujących czeskich strategów geopolitycznych, były minister obrony i spraw zagranicznych Alexandr Vonda, trafnie opisuje, jak kluczowy dla obrony naszych interesów w Unii Europejskiej był do tej pory trójkąt Berlin-Paryż-Londyn. Zawsze znalazły się w nim dwa wierzchołki, które pragnęły bronić wspólnych interesów. Niemcy i Brytyjczycy byli zawsze, w przeciwieństwie do Francuzów, zwolennikami wolnego handlu, co było kluczowe dla nas, jako jednej z najbardziej otwartych gospodarek opartych na eksporcie. Francuzi i Brytyjczycy byli tradycyjnie, tak jak my, zwolennikami energii atomowej. W obydwu krajach budowane są nowe reaktory jądrowe. 

Stoją przez to w opozycji do Niemiec, które zakazały energii jądrowej. Wielka Brytania i Francja były państwami, które, w odróżnieniu od Niemiec, solidnie inwestują w obronność. Wypełniają (z różnicą niemal jednej dziesiątej procenta w przypadku Francji) albo wręcz przekraczają (w przypadku Wielkiej Brytanii) zobowiązanie do wyższych inwestycji w Sojuszu Północnoatlantyckim. Niemcy od wielu lat go nie wypełniają, a obecna koalicja rządząca nawet nie ma intencji, by to czynić. Z kolei z Niemcami i Brytyjczykami można było wspólnie, w czasie negocjowania wspólnego budżetu, naciskać na ograniczanie dotacji dla rolnictwa, z których Francja nie chciała rezygnować. 

Wraz z brexitem, ten strategiczny trójkąt upada. Trzeba, dla równowagi, szukać nowego, trzeciego wierzchołka. Jako naturalny kandydat nasuwa się właśnie środkowoeuropejska Grupa Wyszehradzka. Dlatego warto dokładniej przyjrzeć się temu, jak wypada porównanie zaawansowania cywilizacyjnego tych państw z Niemcami i Francją. Stopień rozwoju cywilizacyjnego jest sam w sobie szerokim pojęciem, i dlatego, żeby przeprowadzić adekwatne porównanie opierając się o fakty, a nie o gdybologię, trzeba określić, co konkretnie należy przez nie rozumieć. Upraszczając, stopień rozwoju cywilizacyjnego to jakość życia plus zdolność odniesienia sukcesu w konkurencji międzynarodowej. Te czynniki można już porównywać na konkretnych wskaźnikach, których dostarczają szanowne instytucje międzynarodowe typu Organizacja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD), Bank Światowy czy Światowa Organizacja Zdrowia. Każdy z tych wskaźników można oczywiście zawsze podważyć i zrelatywizować. Niczym lepszym jednak nie dysponujemy. 

Znany brytyjski historyk Niall Ferguson opisuje w swojej książce Cywilizacja. Zachód i reszta świata z roku 2006 sześć "killer apps". Chodzi o sześć "zabójczych" zasad, które uczyniły z Zachodu najbardziej rozwiniętą światową cywilizację, ponieważ inni nie realizowali ich w tym samym stopniu. Według Fergusona, tymi "zabójczymi" zasadami były: konkurencja, wiedza i wykształcenie, demokracja, medycyna, etyka pracy i etyka kosumencka. Jak wygląda Grupa Wyszehradzka, kiedy przy pomocy tego fergusonowskiego cywilizacyjnego szablonu porówna się ją z Niemcami i Francją – państwami, które nadają kurs Unii Europejskiej? 

 

Mądre polskie dzieci
Zacznijmy od wykształcenia i wiedzy. O tym, kto ostatecznie okaże się innowacyjny i faktycznie wykształcony, a nie pseudowykształcony, rozstrzyga się już od dzieciństwa. OECD oferuje bardzo obiektywny ranking PISA, pokazujący, jak wyglądają konkretne umiejętności piętnastolatków. We wszystkich krajach rozwiązują oni takie same zadania. Tutaj nie ma dziś zasadniczych różnic między krajami Grupy Wyszehradzkiej, Niemcami i Francuzami. Jeśli chodzi o umiejętności dzieci, żadne z państw nie należy do światowej czołówki. Dominuje w niej Singapur, Chiny, a z Europy: Estonia i Finlandia. Żadne z sześciu porównywanych państw nie znalazło się w pierwszej piętnastce państw świata. 

Najlepsze wyniki mają młodzi Niemcy. Jeśli chodzi o rozumienie tekstu, osiągają 509 punktów. Młodzi mieszkańcy Singapuru, jako najzdolniejsi na całym świecie, mają punktów 535. Europejscy prymusi z Estoni – 516 punktów. Na drugim miejscu porównywanej szóstki znajdują się młodzi Polacy z 506 punktami. Francuzi mają 499, a Czesi 487 punktów.  Duży dystans dzieli ich od Węgrów z 470 punktami i Slowaków z 453 punktami. 

Jesli chodzi o umiejętność liczenia, ranking wygląda podobnie. Pierwsi Niemcy mają średnio 506 punktów. To już samo w sobie lokuje ich bardzo daleko za najlepszym Singapurem (564 punkty). Estończycy, jako europejska jedynka, mają 511 punktów. Jednak Polacy, z 504 punktami, są niemal na poziomie Niemców. Piętro niżej znajdują się młodzi Czesi, którym brakuje zaledwie punkt do Francuzów – 492 wobec 493 punktów. Na jeszcze niższym piętrze znajdują się Słowacy z 477 pktami i Węgrzy z 475 pktami. 

Nie ma zatem żadnej przepaści cywilizacyjnej między Berlinem, Paryżem, a zacofanymi państwami Grupy Wyszehradzkiej. Raczej, są rozdzielone na trzy wymieszane stopnie wydolności. Pierwszy stopień jest polsko-niemiecki, drugi czesko-francuski, a trzeci słowacko-węgierski. Ważny jest trend. Podczas gdy w Polsce poziom umiejętności dzieci podnosi się rok po roku, w Niemczech spada, chociaż Berlin wciąż nieznacznie wyprzedza Warszawę. 

Bank Światowy opublikował niedawno kompleksowy indeks kapitału ludzkiego Human Capital Index. Zamieszczono w nim szereg kryteriów dotyczących poziomu wykształcenia i stanu zdrowia. Niemcy zajmują jedenaste miejsce ze 140 badanych państw, Czesi – czternaste. W pewnej odległości za nimi na miejscu dwudziestym drugim znajduje się Francja, następnie Węgrzy na 38. i Słowacy na 40 miejscu. Pierwsze miejsce na świecie zajmuje, ponownie, Singapur.

 

W Czechach i Polsce jest większa szansa na przeżycie zawału, niż w Niemczech
Drugą kategorią omawianą przez Fergusona jest nowoczesna medycyna. Ma ona wyraźny wpływ na to, do jakiego wieku dożywają ludzie w poszczególnych krajach i jakie są ich szanse na przeżycie w przypadku poważnej choroby. Istotnym wskaźnikiem jest długość życia w zdrowiu. Człowiek żyje w zdrowiu wtedy, kiedy nie ma żadnych problemów, które mogłyby ograniczać jego styl życia. W tej kwestii prym wiodą Francuzi, którzy przeciętnie dożywają w zdrowiu wieku 73,5 lat. Dalej są Niemcy z 71,6 lat. Następnie my z 69,3, niewiele dalej Polacy (68,5) i Słowacy (68,3). W gorszej sytuacji są Węgrzy, u których długość życia w zdrowiu wynosi 66,5 lat. 

Porównanie pokazuje, że różnice są bardzo nieznaczne. Z pewnością nie ma mowy o różnych cywilizacyjnych ligach. Szczególnie, kiedy weźmiemy pod uwagę, że Niemcy i Francuzi wciąż są znacznie bogatsi, a urządzenia medyczne i leki sprzedaje się po cenach światowych, dzięki czemu mogą ich nabyć znacznie więcej. 

O poziomie opieki zdrowotnej w dużym stopniu decyduje zdolność do organizacji. Wpływa ona choćby na to, ilu ludzi umiera po ostrym zawale serca w szpitalu, w ciągu trzydziestu dni. Tutaj najlepsze wyniki mają Polacy – w Polsce w tym czasie umiera jedynie 4,4 procenta pacjentów; po nich następują Francuzi (5,6%) i Słowacy (6,4%). Za nimi znajduje się Republika Czeska z 6,9% i Niemcy z 7,7%. Na końcu, znacznie dalej, znajdują się Węgrzy z 13,9%. Dane te porównało OECD w badaniu Health at a Glance 2017. Również w opiece zdrowotnej, jak widać, nie ma żadnej cywilizacyjnej przepaści. Interesujące jest przy tym, jak ludzie sami subiektywnie oceniają swoje zdrowie. Za bardzo zdrowych lub zdrowych uważa się 67,8% Francuzów, 65,9% Słowaków, 64,5% Niemców. W Czechach jest to 61,2%, w Polsce 57,8%, a na Węgrzech 56,3%. Tylko dla porównania: żadne z analizowanych państw nie należy do zdrowotnych optymistów. W Stanach Zjednoczonych za bardzo zdrowych i zdrowych uważa się 88,3% ludzi. Podobnie jest w Kanadzie. Różnica między najzdrowszymi Francuzami i najbardziej pesymistycznymi Węgrami nie jest nawet połowiczna w porównaniu do przepaści między Amerykanami a Francuzami. 

Niskie zaufanie i wielka pracowitość 
Miarądemokracji jest poziom instytucji. Tę można zaś porównywać według szeregu wskaźników, poczynając od poziomu bezpieczeństwa, przez wydajność biurokracji, aż po jakość infrastruktury. Kluczową rolę w ocenie odgrywa niezawisłe sądownictwo, wskaźnik praworządności, i to, jak ludzie mogą dochodzić swoich praw. Światowe Forum Ekonomiczne zbadało, co ludzie w 180 państwach sądzą o niezawisłości sądownictwa. W reprezentatywnych sondażach oceniało się je na skali od 1 (najgorzej) do 7 (najlepiej). Niemcy wystawili swoim sądom ocenę 5,4, Francuzi nieco wyższą – 5,6. Z kolei najgorsze oceny wystawili Polacy i Słowacy – 2,8. Węgrzy oceniają sytuację tylko trochę lepiej (3,1). Z naszym 4,6 bardzo wyraźnie zbliżamy się natomiast do Francuzów i Niemców. Tutaj pewna różnica cywilizacyjna między Paryżem i Berlinem po jednej stronie, a dużą częścią grupy wyszechradzkiej po drugiej, jest wciąż dobrze widoczna. Podobnie jest w przypadku innych wskaźników, porównujących jakość instytucji lub infrastruktury. 

Także pracowitość jako wskaźnik zaawansowania cywilizacyjnego można pojmować na różne sposoby. Na przykład, jako produktywność pracy, która bardzo wyraźnie decyduje o tym, jak bogate jest dane państwo. O etyce pracy wiele mówi jednak przede wszystkim to, ilu ludzi rzeczywiście pracuje w danym państwie, zamiast żyć z zasiłków socjalnych, albo polegać na wsparciu od swoich rodzin. Obecnie jest to olbrzymim problemem w Stanach Zjednoczonych, gdzie pracuje tylko 63 procent mężczyzn w wieku produkcyjnym. 

Żadne z innych porównywanych państw nie ma tak złego wyniku. Pracowitość nie jest czymś, co by oddzielało Europę zachodnią od Europy środkowej. Kiedy porównamy poszczególne państwa pod względem tego, ilu mężczyzn w wieku produkcyjnym (między 20 a 64 lat) pracuje, najlepiej ze wszystkich państw wypadają Czechy. Pracuje u nas aż 86,3 procent mężczyzn w wieku produkcyjnym – najwięcej w całej Unii Europejskiej. Porównywalne wyniki w całej Europie ma w tej chwili tylko Szwajcaria. Drudzy są Niemcy, z 83,1 procent, dalej Węgrzy z 81 procent, Polska z 78,2 procent. W ogonie znajdują się Słowacy (77,5 procent) i przede wszystkim Francuzi (74,6 procent). 

Niemcy i Francja to nie pierwsza liga
Jedyny z badanych wskaźników, który wypada znacznie na niekorzyść państw Grupy Wyszehradzkiej, to stopień zamożności, z którym wiąże się wysokość zarobków i poziom życia. Od tego zależy także poziom cywilizacyjny, na którym ludzie mogą prowadzić życie osobiste. Nawet tutaj nie ma jednak żadnej wyraźnej granicy między duetem francusko-niemieckim z jednej strony, a czwórką wyszehradzką z drugiej. Zdecydowanie najbogatsi są Niemcy – PKB per capita (według parytetu siły nabywczej), czyli przypadający na mieszkańca produkt, który wytworzy się w ciągu roku w danym kraju, tutaj wynosi 45 229 dolarów. Za Niemcami są Francuzi z 38 605 dolarów. Ten olbrzymi dystans między dwiema największymi gospodarkami Unii Europejskiej jest sam w sobie ciekawym zagadnieniem. Jeszcze w momencie wystartowania strefy euro w 2002 roku obydwa państwa były równie  bogate. Dzisiaj Niemcy są bogatsi niemal o dwadzieścia procent. 

Francja pozostaje dzisiaj w tyle za Niemcami bardziej, niż my za Francuzami. W Czechach produkt krajowy brutto w przeliczeniu na głowę wynosi 32 065 dolarów. Odstęp od Francuzów wynosi 15 procent. To o pięć procent mniej niż odstęp między Francją a Niemcami. Drugim najbogatszym państwem Grupy Wyszehradzkiej jest Słowacja, z 30 155 dolarami na obywatela, po nich są Polacy (27 216) i najbiedniejsi Węgrowie (26 777 dolarów). 

Z tego spojrzenia na wskaźniki, które razem dają obraz stopnia zaawansowania cywilizacyjnego, już na pierwszy rzut oka widać, że nie istnieje podział na pierwszą ligę – zachodnią i drugą – środkowoeuropejską. Wciąż jeszcze znacznie uboższe, państwa Grupy Wyszehradzkiej są zdolne konkurować z Niemcami i Francją w szeregu kategorii. Widać jednocześnie, że Grupa składa się z części silniejszej, do której należymy przede wszystkim my i Polacy, a także słabszego tandemu Słowacja-Węgry. 

Sami Niemcy i Francuzi, którzy często mają skłonność do pouczania mieszkańców Europy środkowej, dzisiaj globalnie nie odgrywają pierwszych skrzypiec. W wielu kategoriach nie równają się odchodzącym z Unii Brytyjczykom, czy Duńczykóm, Finom lub Estończykom. Nie mówiąc już o Amerykanach, których po wyborze Donalda Trumpa również chętnie strofuje się jako zacofanych. Na wyższym poziomie cywilizacyjnym jest także Australia, również bardzo często krytykowana przez progresywistów z powodu ścisłej kontroli migracji. Nie wspomnę już o Singapurze, który dzisiaj dominuje w każdym rankingu konkurencyjności, jakości kapitału ludzkiego, warunków dla przedsiębiorców itd.  

O stopniu rozwoju cywilizacyjnego nie świadczą prawa LGBT, parytety dla kobiet na stanowiskach kierowniczych, otwartość na niekontrolowaną migrację, walka z nienawiścią w internecie ani wysokość dotacji na NGO, jak  starają się zasugerować swoją agresywną retoryką progresywiści. Świadczy o niej jakość szkół, szpitali, wiara w sprawiedliwość, a także zdolność obrony swoichpraw, bezpieczeństwo i jakość infrastruktury publicznej. 

Nie ma żadnego powodu, aby mieszkańcy Europy środkowej przyjmowali potulnie rolę Europejczyków drugiej kategorii i pozwalali się pouczać tym, którzy jakoś zasadniczo nie przewyższają ich stopniem zaawansowania cywilizacyjnego. 

Lenká Zlámalová, Týdenk Echo 24 (16.XI.2018)

)

Tłum. Jan Łaski